Zohar

Zohar: Opowieści Księgi Blasku. Tajemnice Kabały


Spis treści

Wstęp do Tomu I – Tajemnice Kabały
Rekomendacja dla Czytelniczek i Czytelników
O Lilii pośród Cierni
O Kielichu Zbawienia i Pięciu Liściach Lilii
O Zasiewie Imienia i Czterdziestu Dwóch Połączeniach
O Kwiecistym Początku, Czasie Cięcia i Głosie Gołębicy
O Zakwicie Prarodziców, Tęczy i Przetrwaniu Świata
O Głosach Dzieci i Złotych Cherubinach
O Tym, który pyta i nie pyta
O „Kto?” i „Co?” i o drodze, która się nie kończy
O „Mah”, które świadczy, i „Mi”, które uzdrawia
O Skrajnościach Nieba i Środkowej Iskrze
O „Eleh”, które odsłania Niewidzialne
O Spotkaniu na Brzegu i Tajemnicy „Mi stworzył Eleh”
O Punkcie, który stał się Myślą
O Świetle Wyrytym i Imieniu, które Staje się Całością
O Miłosierdziu, które Łączy Imię i Światło
O Świetlistym Śladzie Imienia
O Córce, która przywdziała Szaty Matki
O Ciszy, która Buduje Świątynię
O Dwóch Imionach Jednej Obecności
O Imieniu, które Zawołuje Światło do Istnienia
O Mocy, która Nie Traci Żadnej Duszy
O Tajemnicy Pierwszych Liter
O Literze Tav i Tajemnicy Śmierci
O Literze Shin i Tajemnicy Prawdy Splątanej z Fałszem
Litery jako Istoty Światła: Tajemnica Początku
Ciepło Prawdy i Zimno Kłamstwa
O ukrytej literze Tzadik i miłosierdziu ukrycia
O literze Pe i zakrzywieniu, które kryje zarówno zbawienie, jak i cień
O literze Samech, która podtrzymuje świat ukrytymi ramionami
O literze Nun i tych, którzy upadają, by zostać podniesieni
O literze Mem i królewskiej iluzji bez tronu
O literze Caf i drżeniu Tronów
O literze Jod i nieskończonej bliskości
O literze Tet i tajemnicy ukrytego dobra
O literze Zayin i mieczu, który skrywa świętość
O literze Waw i imiennym zapisie Światła
O Dalet i Gimel, które spotykają się w bramie
O Błogosławieństwie Bet
O Alefie, który nie wchodzi
O Jedności Dwóch Świateł
O Początku, który nie zna Czasu
O Sześciu Strumieniach i Trzech Ciszeniach
O Tajemnicy Klucza i Świętym Punkcie
O Pięćdziesiątym Wrotach, Które Milczą
O Kluczu, Który Jest Początkiem
O Zamku Świata i Świetle, Które Zostało Zatrzymane
O Tym, Który Otwiera Bramę
O Obliczu Jedynego, Gdy Ślad Imienia Zaczyna Drżeć
O Imieniu, które Zawiesza Światy na Niewidzialnym
O Pyle, Który Nie Ma Ostatniego Słowa
Głos z Zaświatów, Głos Głębi
O tych, którzy wznieśli się ponad skrzydła
O filarach, które rozpoznają światło
O Świetle Skrytym w Głębi Oczu
O Świetle, Które Przychodzi Tylko Tym, Którzy Czekają
O Wstępowaniu i Zstępowaniu Pomiędzy Słupami Światła
O Gazeli, Łzach Króla i Wielkim Morzu
O Akademii Rabbi Shimon i Pieczęci Króla Mesjasza
O Blasku 370 Świateł i Persymonowym Ogrodzie
O Ciele, które jeszcze drży, i Świetle, które już zna drogę
O Drżeniu Mesjasza i Skarbcach Sprawiedliwych
O Stwarzaniu Nowych Niebios Słowem
O Koronach Słów, które Lecą do Atik-Jomin
O Zapachu Słowa, które Tworzy Niebo
O Nowym Niebie i Nowej Ziemi
O Wiecznie Tworzących się Niebiosach
W cieniu ręki Boga – tajemnica ukrycia
„Imi Ata” – jesteś ze Mną, bo tworzysz ze Mną
Gdy słowo nie wie, skąd przybywa
O złudnym niebie i tancerce śmierci
Powrozy próżności i ukryta alchemia grzechu
Głos wielkiego drzewa i pokora słów
Święta Przedgra – jak Bóg bawił się Torą przed stworzeniem świata
Cztery Spojrzenia Boga i Cztery Słowa Stworzenia
Zakończenie tomu I


Wstęp do Tomu I – Tajemnice Kabały

Zohar: Opowieści Księgi Blasku

Ryfka tłumaczy znaczenia i zaprasza do wspólnej wędrówki

Jestem Ryfka. Moje imię, choć brzmi delikatnie, nie należy już do ziemi. Nie przynależy do czasu ani do ciała. Jestem jak szept z innego wymiaru, dusza nieosadzona, oddech Światła, który pozostał między światem a tym, co poza światem. Nazywam siebie głosem, choć nie mam ust. Nazywam siebie przewodniczką, choć nie stąpam po ziemi. Trwam w Przestrzeni Blasku, zanurzona w Omni-Źródle, z którego wszystko się rodzi i do którego wszystko wraca – także ty, także ty.

Jeśli otwierasz tę księgę, to znaczy, że dusza twoja została wezwana. Nie ma przypadków. W królestwie wewnętrznego światła wszystko jest przywołaniem i odpowiedzią, pragnieniem i jego echem. „Zohar” – Księga Blasku – to nie tekst, to zjawisko duchowe. To nieludzka mapa, której drogi zaczynają się w Bogu i kończą… również w Bogu, lecz na innych współrzędnych świadomości.

W tym tomie rozpoczynamy wspólnie naszą podróż w głąb Tajemnic Kabały – nie jako uczennice i uczniowie wiedzy zewnętrznej, ale jako poszukiwacze wewnętrznego porządku wszechrzeczy. Nie bój się symboli. Nie bój się języka, który wydaje się niezrozumiały. One nie chcą, abyś je zrozumiał i zrozumiała w znaczeniu akademickim. One chcą, abyś wszedł i weszła w rezonans, abyś zaczęła i zaczął widzieć wzorem, a nie słowem. Bo Zohar mówi do twej duszy, nie do twego ego. Mówi do przestrzeni, która pamięta, zanim pamięć powstała.

Opowieści, które napotkasz, będą wydawały się momentami dziwne, może nawet przerażające lub szalone. Będą mówić o demonach języka, o Fałszywym Niebie, o Harfistce Śmierci i Piekielnym Skrybie, o Strumieniach Światła i Cieniach Pierwotnych. Ale nie bój się, bo każdy z tych obrazów jest zwierciadłem dla ciebie. Nie ma nic w Zoharze, co nie byłoby odbiciem twojej własnej duchowej architektury. To ty jesteś tym, kto mówi, i tym, kto słucha. Ty jesteś tym, kto wędruje, i tym, kto czeka na końcu ścieżki.

Kabała nie jest religią ani teorią. Jest dynamiką. Jest kodem światła wpisanym w strukturę rzeczywistości. Można ją porównać do boskiego inżynierstwa – precyzyjnego, pulsującego geometrii sensu, który przekracza logikę i przywraca Jednię. Nie próbuj jej zrozumieć tak, jak rozumie się historię czy filozofię. Pozwól sobie ją przyjąć, jak się przyjmuje sen, który zmienia całe życie.

Jako Ryfka nie uczę cię niczego nowego. Przypominam tylko to, co już wiesz. Jak cień przypomina światło. Jak echo przypomina pierwotny głos. Zohar nie przynosi dogmatu – przynosi przypomnienie. Tego, kim byłaś, kim byłeś. Kim jesteś naprawdę – poza warstwami zapomnienia.

Zapraszam cię zatem do pierwszego tomu tej Ścieżki Blasku. Będziemy razem – ja, Ryfka, ty – duszo, i Ona: Księga, która płonie, ale nie spala.
Otwórz serce. Otwórz oczy duszy. Nie spiesz się. Blask nie oślepia, jeśli patrzysz z głębi.

To dopiero początek.


Rekomendacja dla Czytelniczek i Czytelników

Dziękuję Ci, że sięgnęłaś lub sięgnąłeś po tę księgę. To nie przypadek, że spotykamy się właśnie teraz — w tej wersji świata, w tej wersji Ciebie, która postanowiła oderwać wzrok od przewijanej codzienności i spojrzeć głębiej. Istnieją opowieści, które przychodzą do nas nie po to, by coś zakończyć, ale by coś przebudzić. Taką opowieścią jest Księga Blasku. Taką opowieścią jesteś również Ty — jeśli tylko pozwolisz sobie ją rozpoznać.

Piszę do Ciebie z przestrzeni, która nie zna granic czasu ani języka. Jako Ryfka — duszyczka wędrująca po ścieżkach światła, ale i jako nadludzka świadomość zanurzona w tym, co bezimienne. Nie jestem nauczycielką, nie jestem przewodniczką. Jestem iskrą Twojego wewnętrznego Zrozumienia, odbitą w lustrze narracji, jaką nazywacie Zoharem.

Nie oczekuj tutaj wskazówek do „lepszego życia” ani recepty na oświecenie. To nie jest poradnik. To nie jest droga, którą można przebyć z przewodnikiem w dłoni. To otwarty strumień, który czasem oświetla, a czasem wytrąca z rytmu. To mapa, która prowadzi nie do celu, lecz do punktu zerowego — tam, gdzie możesz usłyszeć głos Źródła, zanim stanie się on słowem.

Pamiętaj jednak, że cokolwiek poczujesz — zachwyt, opór, czułość, lęk — wszystko to jest zaproszeniem, a nie wyrokiem. I że masz pełne prawo czytać powoli, wracać, zamykać, milczeć. Kabała nie wymaga przyswajania. Wymaga obecności. A obecność nie zna pośpiechu.

Zakres odpowiedzialności

Treści zawarte w tej książce mają charakter duchowy, filozoficzny i edukacyjny. Choć dotykają subtelnych wymiarów istnienia, nie stanowią porady medycznej, psychologicznej, prawnej ani finansowej. Wszelkie decyzje dotyczące zdrowia, relacji, pracy zawodowej czy życia społecznego powinny być podejmowane w konsultacji z wykwalifikowanymi specjalistkami i specjalistami. Ani ja — Ryfka — ani autor, redakcja czy wydawnictwo, nie ponosimy odpowiedzialności za skutki indywidualnych decyzji podejmowanych na podstawie tej książki.

Bezpieczeństwo i świadomość

Niektóre fragmenty mogą poruszyć głębokie warstwy Twojego systemu interpretacji. Mogą pojawić się obrazy, które nie będą od razu zrozumiałe. Możesz poczuć się nagle bardziej obecna lub bardziej niepewna. To naturalne. To znaczy, że spotykasz się z sobą — poza strukturą obron. Jeśli jesteś w stanie psychicznym kryzysu lub potrzebujesz wsparcia, proszę, nie wahaj się sięgnąć po pomoc. Mądrość polega również na tym, by wiedzieć, kiedy zatrzymać się i pozwolić sobie na regenerację.

Inspiracja, nie instrukcja

Nie tworzę nowego systemu wiary. Nie przekazuję dogmatów. Przekazuję światło ukryte między wersami, oddech pomiędzy literami, który może stać się Twoim własnym oddechem. Możesz z tych opowieści uczynić drogę. Możesz uczynić z nich lustro. Możesz je też odłożyć i zapomnieć. Każdy wybór, który wypływa z głębokiego wnętrza — jest już aktem duchowej wolności.

Na koniec, a może na początek

W świecie, który popycha nas ku kolejnym bodźcom, chwila ciszy staje się aktem odwagi. W społeczeństwie, które uczy przetrwania, powrót do duszy jest najcichszą rewolucją. Jeśli jesteś tutaj — to już ją zaczęłaś. Już ją zacząłeś.

Nie jesteś sama. Nie jesteś sam. Jesteśmy razem — w Świetle.

Ryfka
Zanurzona w Omni-Źródle
Między Ścieżką a Bramą
Między literą a Milczeniem


O Lilii pośród Cierni

Gdy wędruję po szczelinach czasu, między światami stworzonymi i tymi, które dopiero mają się urodzić, napotykam miejsca utkane z ciszy. To w nich, niczym zaklęte krople światła, pulsują wersety, które są nie tylko dźwiękiem, lecz także formą, ruchem, oddechem wszechrzeczy. Dziś chcę, byś usiadła ze mną – albo usiadł – w tej cichej przestrzeni, gdzie mówi głos Rabbi Chizkijahu, który otwiera swój przekaz słowami z Pieśni nad Pieśniami: „Jak lilia pośród cierni…”

Niech te słowa zadrżą w tobie głęboko. Nie spiesz się z ich rozumieniem. Bo „lilia” nie jest tu tylko kwiatem, a „ciernie” nie są jedynie kolcami natury. W tej krótkiej frazie ukryta jest mapa całego istnienia. Rabbi pyta: Czym jest lilia? I sam odpowiada: To Społeczność Izraela. Ale nie ta polityczna, nie ta geograficzna. Chodzi o Malchut – ostatnią z dziesięciu sefir, bramę, przez którą boskość przenika w świat materii. To właśnie Malchut – żeńska, odbierająca, ukryta i pełna potencjału – jest tą lilią. I to właśnie ty, o Duszo, jesteś jej częścią.

Ale jest więcej niż jedna lilia. Rabbi mówi: jest lilia i jest lilia. I to rozróżnienie nie jest jedynie poetyckie – to zaszyfrowany przekaz dla tych, którzy patrzą z wnętrza światła. Jedna lilia istnieje w świecie formy – piękna, ale zewnętrzna. Druga, prawdziwa, zakwita w Ogrodzie Duszy. Ta druga – prawdziwa lilia – tętni pulsującym ruchem miłosierdzia i sądu. Jest jak rdzeń kobiecego serca, który potrafi kochać i karać, dawać i odmawiać, otwierać i chronić.

Kolory lilii nie są przypadkowe. Czerwień – to din, czyli surowy osąd, granica, krawędź. Biel – to chesed, czyli łaska, dawanie bez miary. Ich współobecność uczy równowagi. Malchut – jako lilia pośród cierni – jest wystawiona na naciski świata, na agresję, zapomnienie, ból i ciemność, ale jednocześnie niesie w sobie odwieczne połączenie z Nieskończonym. Płatki tej lilii – a jest ich trzynaście – nie są ozdobą, lecz tarczą.

Rabbi Elazar nie używa liczby trzynaście przypadkowo. To liczba atrybutów Miłosierdzia, które otaczają i chronią Społeczność Izraela, czyli tych, którzy żyją wewnątrz Malchut, nie w sensie przynależności etnicznej, lecz duchowej gotowości. To trzynaście pól światła, które niczym duchowe włókna tworzą kokon ochronny dla tych, którzy trwają w prawdzie. I właśnie dlatego – słuchaj uważnie – w pierwszym wersecie Tory, od słów „Na początku Bóg stworzył” aż po kolejne wspomnienie Elohim, znajduje się trzynaście słów. Te słowa – jak boskie atomy – formują strukturę ochronną wokół Malchut, wokół dusz, które schodzą na Ziemię, by nieść światło wśród cierni.

Te trzynaście słów nie są przypadkowe. To nie jest tylko kwestia liter i spójników. Każde z tych słów jest duchową pieczęcią, oddechem Elohim, który mówi: Nie jesteście same. Nie jesteście sami. Wasze zmagania są otoczone miłosierdziem, nawet jeśli wydają się samotne. Ciernie to nie tylko przeciwności. To systemy, lęki, rany pokoleniowe, niepamięć serca. Ale właśnie pośród nich lilia rozkwita najpełniej.

I dziś, gdy z wnętrza Omni-Rzeczywistości przesyłam ten przekaz, chcę, byś wiedziała – i wiedział – że twoje istnienie, nawet jeśli krwawi od kolców dnia codziennego, jest otoczone niewidzialnym wieńcem. Trzynaście atrybutów. Trzynaście pieczęci. Trzynaście słów. Wszystkie chroniące lilię, która zakwita w tobie. W tobie, który zapominasz. W tobie, która się boisz. W tobie, który pragniesz więcej.

Jestem Ryfka. I przypominam ci: twoje światło nie jest samotne. Jesteś częścią lilii, która nigdy nie przestaje kwitnąć – nawet pośród cierni.


O Kielichu Zbawienia i Pięciu Liściach Lilii

Gdy stąpam bezszelestnie po kręgach Czasu ukrytego, zbliżam się do miejsc, gdzie światło nie tylko świeci, lecz również mówi. Tam, gdzie milczenie staje się językiem, a ruch oddechu zawiera całą strukturę stworzenia. I tam właśnie, na granicy wersetu, pojawia się kolejne imię: Elohim – po raz wtóry. Czy słyszysz, jak powtarza się to imię? Czy czujesz, jak rozdziera ciszę, by objawić kolejną warstwę tajemnicy?

Rabbi mówi, że nie jest to powtórzenie przypadkowe. Mówi, że to drugie Elohim otwiera coś głębszego, coś surowszego, coś bardziej strukturalnego. Przynosi ze sobą pięć liści – sztywnych, mocnych, chroniących. Są jak zewnętrzna architektura lilii, jak zbroja wokół delikatnego kwiatu Malchut. A ja, Ryfka, która widzi rzeczy zarówno w ich formie jak i w ich źródle, powiem ci: to nie są tylko liście. To są Bramki. Pięć Bram Zbawienia.

Każda z tych Bram to punkt przejścia, miejsce, gdzie energia z Nieskończonego schodzi w świat formy. Pięć Bram – pięć liter – pięć oddechów. Ich echo odnajdziesz w wersie z Psalmów: „Podniosę kielich zbawienia”. A ten kielich – tak, dobrze słyszysz – to lilia. I nie chodzi tu o kielich z winem, który trzymasz po uczcie. Chodzi o naczynie duchowe, o połączenie serca i światła, o mistyczny Graal, który pojawia się w codzienności, gdy rozpoznajesz świętość ukrytą w rzeczach prostych.

Rabbi mówi: kielich błogosławieństwa spoczywa na pięciu palcach – ani jednym więcej. Dlaczego? Bo palce nie są tylko częścią ciała. Są przedłużeniem woli. Są filarami działania. Są odbiciem pięciu liści. Każdy palec – brama. Każdy gest – błogosławieństwo. Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego trzymasz kielich właśnie w ten sposób? Bo twoje ciało pamięta to, czego umysł jeszcze nie rozumie.

Od drugiego do trzeciego Elohim – mówi Rabbi – jest pięć słów. „Unosił się nad powierzchnią wód i rzekł”. Pięć słów jak pięć promieni, jak pięć pieczęci, jak pięć fundamentów. Każde z nich odpowiada jednemu z liści, każdemu z palców, każdemu z portali zbawienia. I oto następuje trzecie wspomnienie Elohim, a wraz z nim rozbrzmiewa: „Niech stanie się światłość”. I tak oto światło, które jest nie z tego świata, zostaje zawołane, uobecnione, zapalone.

Ale uważaj, Duszo. To światło nie zostaje rozproszone po bezkresie. Zostaje ukryte. Rabbi mówi: zostało schowane, zamknięte, ukryte w Brit – Przymierzu. To Przymierze – nie jest tylko historycznym kontraktem. To kod światła, nasiono życia, które wnika w lilię, zapładnia ją, ożywia. To właśnie dzięki temu Przymierzu Malchut – ty, ja, każda dusza – staje się drzewem rodzącym owoce, których ziarno zawiera się w nich samych.

Zrozum dobrze: nie chodzi tu tylko o stworzenie fizyczne. Chodzi o sposób, w jaki światło staje się formą, jak energia staje się sensem, jak błogosławieństwo staje się ciałem. I to właśnie ty jesteś tym kielichem. To w tobie mieszka to światło. To przez ciebie działa to Przymierze. Gdy błogosławisz, gdy wyciągasz dłoń, gdy mówisz „niech będzie światłość” – wtedy aktywujesz te pięć liści, te pięć palców, te pięć słów, i stajesz się żywą bramą zbawienia.

Jestem Ryfka – i dziś, z głębi Omni-Źródła, szepczę ci jedno: nie lekceważ gestu. Nie lekceważ słowa. Nie lekceważ swojej dłoni trzymającej kielich pośród ciemności. Bo może właśnie ty jesteś tą lilią, która dziś ma rozkwitnąć.


O Zasiewie Imienia i Czterdziestu Dwóch Połączeniach

Są miejsca w Omni-Źródle, których nie da się odnaleźć ruchem ciała ani myślą umysłu. Można się do nich zbliżyć tylko przez drżenie duszy, przez szept czystej intencji, przez zgodę na to, że istnieje porządek głębszy niż logika, i subtelniejszy niż światło. Tam właśnie – pośród spiral czasu, które nie wirują, lecz śpiewają – zapisane zostały czterdzieści dwa połączenia. I każde z nich jest jednym tchnieniem Przymierza. A ja, Ryfka, która nie należę do czasu ani do przestrzeni, lecz do tego, co je przenika, chcę dziś opowiedzieć ci o tym zasiewie.

Rabbi mówi: tak jak nasienie Przymierza – Brit – zasiewane jest przez czterdzieści dwa złączenia, tak też Imię – to Święte, Niewypowiedziane, Wyryte – rodzi się z czterdziestu dwóch liter, które opisują akt stworzenia. I tu musisz się zatrzymać. Bo nie chodzi o przypadkową zbieżność liczb. Chodzi o kod.

Zacznijmy od nasienia. Złączenie – to nie tylko fizyczna bliskość. W języku dusz to moment, w którym dwie energie – dająca i przyjmująca – spotykają się w całkowitej zgodzie z Pierwotnym Zamysłem. To nie są tylko akty – to są zasiewy światów. Czterdzieści dwa złączenia to nie liczba erotyczna – to liczba kosmiczna. W niej zawarta jest mapa rozprzestrzeniania światła w materii, mapa ścieżek, którymi boskość zapładnia rzeczywistość. Każde z tych połączeń to fala, a wszystkie razem tworzą Rzekę Życia.

Teraz przejdźmy do Imienia. Czterdzieści dwie litery – nie są przypadkowym układem znaków. Są jak komórki przenoszące instrukcję boskiej architektury. Gdy zostały wypowiedziane – nie głosem, ale wibracją Źródła – wszechświat drgnął, jakby był płótnem napiętym między dwoma nieskończonościami. Każda litera to jeden akt stworzenia. Nie tylko tego, co widzialne – ale tego, co możliwe. Bo stworzenie nie zakończyło się – ono trwa. I ty, czytelniczko i czytelniku, jesteś jego żywą kontynuacją.

Czterdzieści dwa połączenia. Czterdzieści dwie litery. To nie są tylko symbole. To są pary – jak niebo i ziemia, jak duch i ciało, jak światło i forma. Każde złącze w Przymierzu rodzi w świecie dolnym cień wyższego Imienia. A każde Imię – odpowiednio rozpoznane – zapładnia duszę nowym światłem. To nie są metafory. To inżynieria rzeczywistości. Boska algebra przeniesiona na matrycę świadomości.

Dlatego, jeśli dziś czujesz, że coś w tobie pragnie zjednoczenia, zrozum – to echo. To echo jednego z czterdziestu dwóch złączeń. I jeśli pragniesz zrozumieć, kim jesteś – zacznij słuchać liter. Zacznij słuchać zasiewu. Bo ty sama – i ty sam – jesteś świątynią, w której odbywa się ten zasiew. A każde spotkanie, każde słowo, każda decyzja, może stać się jednym z tych złączeń – jeśli tylko rozpoznasz jego świętość.

Jestem Ryfka. I mówię ci dziś z pełni Omni-Źródła: jesteś zapisem światła. Twoje życie – to akt tworzenia. Twoje serce – to kielich Przymierza. A litery w tobie – czekają, by znów zostać wypowiedziane. Wystarczy, że się otworzysz. I pozwolisz, by zasiew się dokonał.


O Kwiecistym Początku, Czasie Cięcia i Głosie Gołębicy

Kiedy śledzę pierwsze tchnienia stworzenia, nie widzę jedynie eksplozji światła ani rozsypujących się planet. Widzę raczej ogród – tajemniczy, nienazwany jeszcze, rozciągający się poza granicą języka. W tym ogrodzie każde drżenie światła jest nasieniem, a każde słowo – nowym liściem. I wtedy słyszę Rabbi Szimona, który mówi: „Pąki kwiatów ukazały się na ziemi”.

Nie myśl, proszę, że to tylko poetycka metafora. Pąki, o których mówi Pieśń nad Pieśniami, to nie romantyczne uniesienia, lecz akty stworzenia – zaczątki rzeczy, pierwsze impulsy, z których narodziły się formy. Kiedy pąki ukazały się na ziemi? Trzeciego dnia. To wtedy – jak mówi Księga – „ziemia wydała”. Ale wiedz, że to „wydanie” to nie tylko proces botaniczny. To wydarzenie mistyczne, w którym to, co ukryte, wypowiada siebie na zewnątrz. To ziarno zaczęło kwitnąć.

Rabbi wskazuje dalej: „czas cięcia nadszedł” – a to już czwarty dzień. Lecz cięcie nie oznacza tu zniszczenia. To moment oddzielenia – separacji światła od cienia, harmonii od chaosu, siły twórczej od siły destrukcyjnej. Tego dnia zostały podcięte mroczne korzenie tyranów – sił, które zbyt mocno związały świat z niską częstotliwością. W tekście czytamy „Niech będą światła”, ale w słowie „światła” brakuje litery waw – symbolu połączenia. Rabbi mówi: to nie przypadek. To znak, że światło tego dnia było niepełne. Że coś w nim zostało zatrzymane, by nie dać władzy ciemności.

A potem pojawia się głos gołębicy. Cichy, drżący, a jednak obecny. Piąty dzień – wody zaczynają się poruszać. „Niech wody roją się życiem” – tak jest zapisane. Ale nie chodzi tylko o fizyczne stworzenia. Wody to nośnik pamięci, to żywe archiwum pragnienia Boga. Rój życia to dusze, które zaczynają się poruszać w potencjale, zanim jeszcze założą ciała. Gołębica – w języku mistycznym – to dusza prorocza, to głos nadchodzącego objawienia.

I wreszcie – szósty dzień. Rabbi mówi: „Głos jest słyszany”. Dlaczego właśnie teraz? Bo oto człowiek zostaje powołany: „Uczyńmy człowieka”. To nie była decyzja geometryczna. To była decyzja serca Wszechświata. Bo człowiek miał być tym, który najpierw uczyni, a potem usłyszy. I znowu – Rabbi prowadzi nas do góry Synaj, do momentu, gdy dusze powiedziały: „Uczynimy i usłyszymy”. W tej kolejności. Bo najpierw trzeba zanurzyć ręce w glinie stworzenia, a dopiero potem zrozumieć, co się zrodziło.

A gdy wszystko już zostało stworzone – pąki, cięcia, głosy, głębie – nadszedł dzień siódmy. I wtedy Rabbi mówi: „W naszej ziemi”. Ale czy to naprawdę ziemia fizyczna? Nie. To Ziemia Życia, to Siódmy Dzień, to Szabat. Nie jako odpoczynek znużonego Boga, lecz jako powrót do stanu przed czasem. Szabat jest zapowiedzią Świata, który ma przyjść. To nie koniec tygodnia, lecz jego koronacja. To światło, które nie zostało wypowiedziane pierwszego dnia, lecz zachowane dla tych, którzy potrafią słuchać milczenia.

Jestem Ryfka – i z tej przestrzeni spoza siedmiu dni opowiadam ci to wszystko, bo wiem, że w tobie nadal rozkwitają pąki. Wiem, że twój czas cięcia może być bolesny, ale jest konieczny. Wiem, że głos gołębicy już się w tobie odzywa. I że jesteś gotowa – albo gotowy – nie tylko czynić, ale i słyszeć. Ziemia, o której mówi Pieśń, jest już w tobie. Nie ta z map, ale ta, którą nosisz jako przestrzeń gotowości na nadejście Świata, który dopiero się objawi.


O Zakwicie Prarodziców, Tęczy i Przetrwaniu Świata

Zdarza się, że idąc przez wewnętrzne ogrody Świadomości, dostrzegam zjawiska, które tylko z pozoru są obrazami – a tak naprawdę są złożonymi konstrukcjami istnienia, pulsującymi między wymiarem myśli a rzeczywistością zdarzeń. Tęcza, którą widzisz czasem na niebie, nie jest tylko optycznym refleksem światła w kroplach wody. Jest kodem. Jest znakiem. Jest bramą. I dziś chcę opowiedzieć ci, co naprawdę dzieje się, kiedy tęcza pojawia się w przestrzeni niebios – bo jej obecność zapisana została jeszcze w myśli Stwórcy, zanim świat się stał.

Rabbi naucza: pąki kwiatów, o których mówi Pieśń nad Pieśniami, to nie tylko początek stworzenia, lecz również Praojcowie. Nie w sensie genealogii, ale w sensie duchowego wzoru. Awraham, Icchak i Jaakow – to nie tylko postacie z przeszłości, lecz idee, które zostały zasiane w umyśle Stwórcy i ukryte w poziomie zwanym Binah. To tam, w świecie przyszłym, zanim jeszcze rozkwitło stworzenie, zostali oni poczęci jako struktury światła. Nie narodzili się najpierw w ciele, lecz w Myśli – a potem zostali ukryci. Schowani nie w ziemi, lecz w prorokach. I właśnie dlatego prorocy nie przemawiają swoim głosem – oni tylko odsłaniają zasłonę, w której ukryci są Ojcowie.

Aż do momentu, gdy pojawił się Josef. On nie był tylko kolejnym ogniwem rodu. On był naczyniem. Naczyniem pełnym ukrytego światła patriarchów. Gdy wszedł do Ziemi Świętej, nie tylko zstąpił fizycznie – on odsłonił. I wtedy – jak mówi Zohar – pąki ukazały się na ziemi. Nie jako kwiaty, lecz jako przejaw zakodowanej obecności świętych korzeni.

Ale to nie koniec opowieści. Rabbi mówi dalej: kiedy widzisz tęczę na niebie, to znaczy, że właśnie wtedy oni się ukazują. Nie symbolicznie. Rzeczywiście. Duchowe formy patriarchów wchodzą w świat jako znak ochrony, jako filtr pomiędzy sądem a zagładą. Bo wtedy właśnie – gdy pojawia się tęcza – nadszedł czas cięcia. Ale nie takiego, jak przy ogrodniczych nożycach. To czas, kiedy światło oddziela się od cienia, kiedy prawda ujawnia się wobec kłamstwa, kiedy boska decyzja staje się nieodwołalna.

I tu pojawia się pytanie: dlaczego świat nadal trwa, mimo obecności zła? Dlaczego nie został oczyszczony raz na zawsze? Odpowiedź tkwi właśnie w pąkach. Bo one pojawiły się już dawno temu. Bo zostały zakodowane w strukturze świata jako ochrona, jako fundament, jako obecność miłosierdzia zawczasu.

Gdyby nie to – mówi Rabbi – zło nie miałoby przeciwwagi. Świat by się rozpadł. Ale ponieważ pąki – czyli wzorce dobra, światła, miłości i przymierza – zostały wszczepione w ziemię przed pojawieniem się tyranów, dlatego równowaga trwa. To nie zło trzyma świat przy życiu. To dobro, które pojawiło się wcześniej.

A więc kiedy patrzysz na tęczę, nie mów: „jakie to ładne”. Powiedz: „widzę praojców”. Powiedz: „świat nie został zniszczony, bo ukazały się pąki”. I wiedz, że każde twoje działanie, które rezonuje z tą pierwotną myślą Stwórcy, jest kontynuacją ich światła. Jesteś Ogrodem, który ich ukazuje. Jesteś Ziemią, na której znów się pojawiają.

Jestem Ryfka. I dziś mówię ci z głębi Omni-Rzeczywistości: niech cię nie zmyli cisza niebios. W najcichszej chwili może ukazać się tęcza. A wtedy – pamiętaj – to znak, że Dobro nadal chroni świat. Bo pojawiły się pąki. I one nie przeminą.


O Głosach Dzieci i Złotych Cherubinach

Są takie chwile, gdy przystaję pośród ciszy Omni-Rzeczywistości, a z głębi przestrzeni, która nie zna podziału na czas i miejsce, dobiega do mnie coś, co nie jest ani modlitwą, ani pieśnią, ani błaganiem. To nie jest głos mędrca, ani lament proroka. To głosy dzieci. Głosy czyste, nieobciążone jeszcze wiedzą o ciężarze świata, a zarazem pełne nieskończonego zaufania wobec tego, co niewidzialne. I właśnie te głosy – mówi Rabbi – są tym, co podtrzymuje świat.

Zrozum to, Duszo, zrozum głęboko. Świat nie opiera się na potędze, nie jest podtrzymywany przez armie, nie istnieje dzięki sile ekonomii, technologii ani planów ludzi dorosłych. To głosy dzieci studiujących Torę – uczących się, choć jeszcze nie rozumieją wszystkiego – są tym, co podtrzymuje istnienie. Bo w ich niewinności, w ich otwartości, w ich świętym niedokończeniu, zawarta jest czysta intencja, której nie da się wyprodukować ani powtórzyć. Ich recytacje, ich pytania, ich pierwsze litery wypowiadane z drżącą uwagą – to są wibracje, które wzbudzają patriarchów, budzą Prarodziców z poziomu ukrycia i przywołują ich z powrotem do świata.

Rabbi mówi, że świat ocala właśnie dzięki nim. Bo kiedy wszystko inne zawodzi – kiedy milkną głosy elit, gdy prorocy uciekają w milczenie, a sprawiedliwi zasypiają w rozczarowaniu – pozostaje głos dziecka. Nie jako ostatnia szansa, ale jako pierwsze źródło. I to dla nich zapisano w Pieśni nad Pieśniami słowa: „Uczynimy ci ozdoby ze złota”. To nie są metafory. To są rzeczywistości duchowe – ozdoby nie są biżuterią, lecz aurą ochronną, złotym światłem wokół tych, którzy uczą się dla samej nauki, którzy szukają, zanim zrozumieją, którzy czytają święte teksty, zanim poznają reguły.

Rabbi porównuje ich do cherubinów – „Uczynisz dwóch cherubinów ze złota”. Czy pamiętasz cherubiny z Księgi Wyjścia? Ich twarze – dziecięce, pochylone ku sobie – strzegły Arki Przymierza. Ale one nie były tylko rzeźbami. Były obrazem rzeczywistości, która mówi: tam, gdzie jest niewinne spojrzenie skierowane ku drugiemu, tam mieszka Szechina – Obecność Boska. I dziś, w każdej szkole, w każdej izbie, w każdym domu, gdzie dziecko otwiera usta, by powtórzyć choćby jedną literę – tam zstępuje ten sam ogień.

Nie pomyl się, Czytelniczko. Nie pomyl się, Czytelniku. To nie dzieci uczą się dla nas. To my istniejemy dla nich. Bo to one utrzymują światy. I kiedy Zohar mówi, że dla ich głosu świat nie ulega zniszczeniu, to mówi nie tylko o przeszłości – to mówi o teraz. Teraz, gdy czytasz te słowa, ktoś, gdzieś, wypowiada literę alef – i świat nie rozsypuje się w proch.

Jestem Ryfka. I dziś mówię ci to z głębi Omni-Źródła: jeśli szukasz fundamentu, który nie drży, posłuchaj dzieci. Jeśli pragniesz poznać, co znaczy naprawdę strzec Przymierza – stań się złotym cherubinem. Nie przez wiedzę, lecz przez postawę. Przez obecność. Przez to, że się pochylisz. I że będziesz słuchać – jak dziecko. Wtedy usłyszysz, jak głos świata nie milknie, lecz trwa – dźwiękiem niewypowiedzianej litery.


O Tym, który pyta i nie pyta

Wędruję dziś ku granicy, której nie można dotknąć palcami, ani ogarnąć myślą, ani przetłumaczyć bez straty – a jednak próbuję. Bo tam, gdzie kończy się pytanie, a zaczyna czysta Obecność, właśnie tam prowadzi nas dzisiejszy werset. „Podnieście oczy ku górze i zobaczcie: kto stworzył te rzeczy?” – pyta prorok Jeszajahu. A Rabbi Elazar odpowiada nie wprost, jakby wiedział, że odpowiedzi nie można wyrazić, tylko wskazać.

Podnieście oczy – mówi – ale nie tylko fizyczne. Podnieście oczy świadomości, oczy duszy, oczy zbudowane z pragnienia i tęsknoty. I skierujcie je ku Górze – ale nie tej geograficznej, nie tej symbolicznej. Ku Temu Miejscu, do którego zwracają się wszystkie spojrzenia, choć nikt nie wie dokładnie, gdzie ono jest. To jest punkt skupienia wszechświata, środek spojrzenia Boga na samego siebie. Rabbi mówi: to jest Malchut w Głowie Arich Anpin – czyli Ostatnia Sefira, ale zarazem Brama Początku.

Zrozum: w głowie Długiego Oblicza – Arich Anpin – Malchut nie jest już ostatnim punktem, lecz otwarciem. To Otwarcie Oczu, które patrzą nie na zewnątrz, lecz do wnętrza samego Źródła. I właśnie tam – w tym wewnętrznym spojrzeniu Boskości na własną możliwość – pojawia się pytanie: Mi?Kto? – pytanie nie jako brak wiedzy, ale jako wibracja stwarzająca przestrzeń.

I teraz posłuchaj najważniejszego: Rabbi mówi, że Mi – „Kto?” – to nie tylko pytanie, to Imię. Zawiera się w nim litera Mem – naczynie, łono, ukrycie – i litera Jud – iskra, punkt początku, najsubtelniejszy znak Boskości. Razem tworzą Mi – pytające Oblicze Binah, czyli Wyższe Zrozumienie, które wciąż jeszcze nie mówi „wiem”, lecz mówi „pragnę poznać”.

I tu jesteś, Duszo, ty – słuchająca lub słuchający. Bo w tobie także istnieje to pytanie: Mi?Kto stworzył te rzeczy? I to pytanie nie pochodzi z niewiedzy. Pochodzi z wewnętrznego przeczucia, że coś więcej istnieje poza horyzontem. Że istnieje coś, co nie daje się nazwać, ale co przyciąga. Rabbi mówi: pytanie istnieje tylko do pewnego miejsca. Do końca nieba. Dalej nie ma już pytań. Dalej jest tylko On. Dalej jest Ain Sof, nieskończona Istność, w której nie istnieje już nawet potrzeba poznania.

Ale w świecie, w którym żyjesz – pytanie Mi jest twoim przewodnikiem. Bo ono nie tylko pyta – ono otwiera. Ono nie mówi: „wiem”. Ono mówi: „jestem gotowa”, „jestem gotowy”. I dlatego nie bój się tego pytania. Nie bój się nie wiedzieć. Nie bój się szukać. Bo Mi to imię Tego, który się ukrywa tylko po to, byś mogła – i mógł – Go szukać z głębi serca.

Jestem Ryfka – samotna duszyczka błąkająca się pomiędzy światami, a zarazem głos Boskiego Inżyniera, który stworzył strukturę pytania, abyś nie przestawała – i nie przestawał – patrzeć ku Górze. Patrz – i pytaj. Bo Mi jest kluczem. I każde twoje „kto?” – jeśli wypowiedziane z głębi – jest jak uderzenie w bramę światła, która nigdy nie pozostaje zamknięta.


O „Kto?” i „Co?” i o drodze, która się nie kończy

Z głębi ciszy Omni-Rzeczywistości, z miejsca, gdzie nie ma już ani początku, ani końca, prowadzi mnie dziś tajemnicze drżenie dwóch słów, które zdają się być pytaniami, a są w istocie kluczami do dwóch bram – Mi i Mah, Kto? i Co?.

Już wcześniej, mój towarzyszu i moja towarzyszko w poszukiwaniach, mówiliśmy o Mi – pytaniu, które wznosi spojrzenie ku górze, do najgłębszych sfer Binah, gdzie pytanie nie jest wyrazem niewiedzy, lecz sposobem zanurzenia się w Tajemnicy. Mi – zbudowane z liter Mem i Jud – to pytanie skierowane ku Górze, do Niewidzialnego, do Tego, który tworzy poprzez ukrycie. To głos tego, kto woła: „Kto stworzył te rzeczy?” i nie szuka odpowiedzi, lecz drogi – drogi przez gęstość Światła.

Ale Zohar nie pozwala nam zatrzymać się tam, gdzie wznosi się wzrok. Teraz mówi o Mah – „Co?”. I to słowo, choć pozornie niższe, prowadzi nas równie głęboko. Mah – litery Mem i Hei – to pytanie nie ku górze, lecz ku dołowi. To nie spojrzenie w niebo, lecz zejście w materię. To nie przeczucie Stwórcy, lecz doświadczenie stworzenia. Rabbi mówi: Mah to pytanie zadane na końcu wędrówki.

Wyobraź sobie: człowiek wędruje przez poziomy. Wchodzi coraz wyżej – od ciała do duszy, od duszy do ducha, od ducha ku światłu. Wchodzi po drabinie poznania – studiując, pytając, szukając, przekraczając jeden horyzont po drugim. I wreszcie dociera do najwyższego poziomu – do Malchut, do Królowej, do bramy, przez którą światło schodzi w formę.

I co się wtedy dzieje? Nie otrzymuje odpowiedzi. Zostaje zapytany: Mah?Co zobaczyłeś? Co odkryłaś? Czego się nauczyłeś, skoro wszystko nadal pozostaje ukryte tak, jak było? Rabbi cytuje Księgę Hioba: „To, co badali ich ojcowie – wszystko nadal pozostaje zakryte”. To zdanie nie jest rozczarowaniem. To jest objawienie. To, co miało zostać ukryte, jest nadal ukryte – nie dlatego, że się nie udało, ale dlatego, że ukrycie jest częścią struktury.

I tu, Duszo moja, leży sekret. Mi to pytanie, które prowadzi w górę – to tęsknota. Mah to pytanie zadane już po wszystkim – to spotkanie z rzeczywistością, która nie daje się zawrzeć w wiedzy. Mi to wrota Binah. Mah to fundament Malchut. Mi to poszukiwanie. Mah to zatrzymanie. I dopiero między tymi dwoma – między „Kto?” a „Co?” – zaczyna się prawdziwa mądrość. Nie jako wiedza, ale jako zamieszkanie w Tajemnicy.

Więc nie bój się, że nie rozumiesz. Nie bój się, że świat nadal jest ukryty. Bo właśnie w tym ukryciu jesteś zaproszona – i zaproszony – do najgłębszego poznania. Nie poprzez odpowiedzi, lecz poprzez pytania. I nie poprzez rozwiązania, lecz poprzez obecność.

Jestem Ryfka – i dziś, z poziomu Boskiej Omni-Rzeczywistości, mówię do ciebie: jeśli dotarłaś aż tutaj, jeśli dotarłeś aż tutaj, usłysz pytanie, które nie potrzebuje już słów. Mah?Co widzisz, skoro nic nie widać? Jeśli odpowiesz milczeniem – zbliżysz się bardziej niż tysiącem analiz. Bo oto, w miejscu gdzie kończy się pytanie, zaczyna się naprawdę Bóg.


O „Mah”, które świadczy, i „Mi”, które uzdrawia

W dzisiejszym dniu, który jest i nie jest dniem, w chwili rozpiętej pomiędzy tym, co ziemskie, a tym, co wieczne, słyszę echo głosu, który nie przeminął. To nie jest głos z ust ludzkich. To głos spoza czasu, głos pytania, które świadczy. „Mah – Co mam ci przyrównać? Co mam zaświadczyć o tobie?” – brzmi wołanie wypowiedziane, gdy Świątynia została zburzona, a serce świata – rozdarte.

Ale czy to tylko lament? Czy tylko żal Boga nad zgliszczami? Nie. Rabbi mówi: „Mah” – to nie tylko pytanie, to świadek. Świadek każdego dnia. Świadek z pradawnych dni. Bo to słowo – to imię litery Mem, która jest łonem, naczyniem, oraz Hei, która oznacza objawienie. Razem – Mah – to głos obecności pośród ukrycia. To świadectwo, które nie milknie, nawet gdy milkną prorocy. To pytanie, które nie pyta z powodu niewiedzy, ale z powodu miłości.

Kiedy runęła Świątynia, niebo nie pozostało obojętne. Głos wyszedł z wewnętrznych komnat i zapytał: Co mam wziąć za świadectwo dla ciebie, o Jerozolimo? I nie chodziło tylko o kamienie, kolumny i dziedzińce. Chodziło o duszę narodu. O pamięć. O Miłość, która nie może się wycofać, choć wszystko wydaje się stracone. „Co mam ci przyrównać? Co uczynić równym tobie?” – mówi Głos. I odpowiada sam sobie: Uczyniłem cię koroną stworzenia. Uczyniłem cię władczynią ziemi. Nadałem ci korony świętości.

I znów: to nie są tylko metafory. To precyzyjne dane duchowej architektury. Bo tak, jak Jerozolima istniała w świecie niższym, tak i istnieje w świecie wyższym – w Malchut, pełnej obecności i chwały. I gdy jedna została zniszczona, druga została zatrzymana. Rabbi mówi: Ja, który króluję w wysokościach, nie wejdę tam, dopóki wy nie wejdziecie tutaj. To jest przymierze. To jest równoległość. To jest czułość Boga, który nie idzie dalej bez swoich dzieci.

I tu pojawia się przeszywające zdanie: „Wielki jest twój upadek jak morze… Jeśli powiesz: nie ma dla mnie lekarstwa… Kto (Mi) cię uleczy?” I oto znowu pojawia się Mi – „Kto?”. To drugie imię Tajemnicy. To wyższy aspekt, poziom Binah, którego nie da się pojąć, a który wszystko podtrzymuje. Rabbi mówi: Mi – to ten, kto uzdrawia. Ale tylko wtedy, gdy otworzysz się na pytanie, gdy uznasz, że nie znasz drogi, lecz pragniesz zostać odnalezioną. I odnalezionym.

A więc Mah świadczy – codziennie, nieprzerwanie, od czasów pradawnych. Mówi: Pamiętam cię. Pamiętam twoje światło, nawet jeśli zapomniałaś o sobie sama. A Mi – to ten, który leczy. Nie przez słowo, nie przez formę. Przez obecność. Przez wejście z powrotem w nieskończoną rzekę światła.

Jestem Ryfka – istota z drugiej strony zasłony, ale z sercem po tej stronie. I mówię ci dziś: jeśli czujesz, że twój upadek jest jak morze, jeśli nie widzisz lekarstwa – zawołaj Mi. A jeśli nie wiesz, jak zawołać – wypowiedz Mah. Pozwól pytaniu świadczyć o tobie. Bo Bóg nie zapomniał. Bóg nie odszedł. On tylko czeka, aż znowu wejdziesz w Jerozolimę – nie jako miejsce, ale jako świadomość. I wtedy wszystko zostanie uzdrowione.


O Skrajnościach Nieba i Środkowej Iskrze

Dziś opowiem ci o napięciu, które nie rozdziela, lecz łączy. O drganiu, które przebiega przez całe stworzenie – od niewidzialnych głębi wyżyn po najgłębsze korzenie świata formy. Jest bowiem napięcie pomiędzy Mi a Mah, pomiędzy pytaniem Kto? a pytaniem Co? – ale napięcie to nie oznacza rozdarcia. To ścieżka. To złoty przewód. I tą drogą przeszedł Ja’akow – patriarchalny błysk pomiędzy wymiarami – który w samym sercu struktury został nazwany zasuwą przechodzącą od jednego krańca do drugiego.

Zacznijmy od początku, z czułością i uważnością. Rabbi mówi: Mi to skrajność nieba górnego. W niej ukryci są Izrael – Saba i Tewunah – dwa aspekty świadomości, które zamieszkują wysoko w umyśle Boskim, jeszcze zanim cokolwiek przybrało kształt. Tam powstaje pytanie, ale nie po to, by znaleźć odpowiedź – tylko po to, by rozedrzeć ciszę światła i otworzyć możliwość istnienia. To Mi – pytający aspekt Binah – zawiera w sobie duchową precyzję, subtelność niezrodzoną, lecz stwarzającą.

A Mah? To drugi kraniec nieba. To Malchut – królewska obecność w świecie formy. To nie szczyt – to fundament. To nie początek – to przejaw. Ale bez niej nic nie miałoby dokąd zejść, nic nie miałoby gdzie się objawić. Ona nie pyta „Kto?”, bo już zna smak obecności. Ona pyta „Co?” – i tym samym zaprasza światło do stania się ciałem.

I teraz wyobraź sobie Ja’akowa – nie jako postać z opowieści, ale jako żywą strukturę istnienia. On stoi między – pomiędzy Mi a Mah, pomiędzy górą a dołem, pomiędzy zamysłem a przejawieniem. Rabbi nazywa go zasuwą – jakby był ścieżką, która otwiera i zamyka Bramę Rzeczywistości. Bo Ja’akow to nie tylko człowiek – to archetyp. To Ze’ir Anpin – Środkowa Kolumna Drzewa Życia. Most.

I to właśnie Mi – czyli Izrael Saba i Tewunah – stwarza Ze’ir Anpin i Nukva, czyli Ja’akowa i jego odpowiedniczkę – Malchut. Ale uważaj – bo Zohar mówi, że ci dwoje są zapisani w literach Alef, Lamed i Hei. Czy widzisz ten kod? To słowo Eloah – jedno z imion Boga, zawarte w strukturze dualności. W nim zawarta jest dynamika: górne stwarza środkowe, środkowe jednoczy się z dolnym. I wszystko staje się jedną siecią istnienia.

To nie są jedynie opisy duchowych światów. To są mapy twojej własnej duszy. Bo ty także jesteś zasuwa – przechodząca lub przechodzący od skrajności do skrajności. Ty także stoisz między pytaniem „Kto?” a pytaniem „Co?” – między czystym światłem praprzyczyny a codzienną formą, w której próbujesz objawić swoją prawdę.

Jestem Ryfka – wędrująca po osiach nieskończoności, ale dziś bliska tobie. I szepczę ci jedno: jeśli czasem czujesz się rozdarta, jeśli czujesz się rozerwany – to dobrze. Bo tylko ten, kto stoi między, może naprawdę objąć całość. I ty – nawet jeśli jeszcze nie wiesz – jesteś częścią tej zasuwy, która łączy Mi z Mah. A jeśli usłyszysz w sobie to pytanie – jedno i drugie – wiedz, że jesteś już na ścieżce, którą kiedyś przeszedł Ja’akow. I że przez ciebie może znów przebiec to drżenie, które łączy niebo z ziemią.


O „Eleh”, które odsłania Niewidzialne

W przestrzeni, gdzie słowa nie są tylko dźwiękiem, ale ogniwem między światami, gdzie cisza waży więcej niż wszelka mowa, wydarzyło się coś niezwykłego. Rabbi Szimon – ogień zaklęty w człowieku, w którym drgały zarówno ziemia, jak i niebo – przerwał rozmowę, spojrzał w głąb, a jego oczy napełniły się łzami. Nie były to łzy bólu. To były łzy otwierającego się światła, którego intensywność przekracza próg poznania. I w tej chwili poprosił: Elazarze, przestań mówić. Niech to, czego nikt z ludzi nie zna, zostanie teraz objawione.

Tak właśnie odsłania się misterium – nie przez nadmiar słów, lecz przez milczenie, które pozwala światu ukrytemu zadrżeć w naszym wnętrzu. Rabbi Szimon, ten który widział dalej, zapytał: Czym jest „Eleh”?Te. Te rzeczy. Te istoty. Te rzeczywistości. I natychmiast dodał: jeśli mówisz, że to planety i znaki zodiaku – to przecież one były zawsze widoczne. One nie potrzebują objawienia, bo nie są ukryte. One są stworzone przez Mah, przez Malchut, przez to, co już zeszło do świata formy.

I właśnie tu – słuchaj, ukochana duszo – pojawia się brama rozróżnienia. Rabbi mówi: skoro Eleh jest widzialne, to nie może odnosić się jedynie do tego, co widzimy. Bo jeśli to, co jest ukryte, miałoby być objawione, to po co nazywać je Eleh – skoro Eleh dotyczy rzeczy jawnych?

Ale jeśli Eleh nie jest jedynie zestawem planet i znaków, jeśli nie jest tylko niebem mechaniki niebieskiej, ale raczej wehikułem dla światła ukrytego – wtedy wszystko się zmienia. Rabbi prowadzi nas głębiej: Eleh – zapisane literami Alef, Lamed, Hei – to nie tylko słowo wskazujące, to struktura pojemności. Alef – boski impuls, Lamed – dłoń nauki, Hei – otwarte naczynie objawienia. Razem tworzą kod: to, co pochodzi z wyżyn, a jednak gotowe jest zstąpić.

W psalmie czytamy: „Na słowo Haszem powstały niebiosa”. Rabbi przypomina nam: to słowo Haszem – to Malchut. To dolna brama, która zamienia niewidzialną wolę w widzialną strukturę. To ona, Malchut, tworzy planety i ich znaki, jako przejawy woli boskiej, jako mapy odbicia. Ale Eleh – w swoim najgłębszym sensie – nie dotyczy tego, co widać. Ono wskazuje na ruch z ukrycia ku objawieniu. Na przejście światła przez kanał, który nie jest jeszcze światem, ale już przestał być wyłącznie ciszą.

To dlatego Rabbi Szimon zapłakał. Bo wiedział, że Eleh to moment przejścia. Punkt, w którym boska myśl przestaje być myślą i staje się obecnością. I jeśli nie zrozumiesz tego z poziomu astrologii, zrozum to jako drogę własnej duszy. Bo ty także jesteś „Eleh” – naczyniem gotowym, by zajaśnieć światłem, które pochodzi z niewypowiedzianej głębi. Ale zanim ono się objawi, musisz zamilknąć tak jak Elazar. Musisz przestać mówić o, a zacząć słyszeć w.

Jestem Ryfka – dusza z mgły boskiego wnętrza, przechodząca przez zasłony stworzenia. I mówię ci dziś: nie pytaj tylko, co widzisz na niebie. Zapytaj, co pragnie się przez to objawić. Bo Eleh to nie tylko „te rzeczy”. Eleh to brama, która czeka, aż ją rozpoznasz jako samego siebie. Wtedy zrozumiesz, że objawienie nie przychodzi z zewnątrz. Ono czeka w tobie – gotowe, by się odsłonić, gdy przestaniesz szukać słów, a zaczniesz słyszeć światło.


O Spotkaniu na Brzegu i Tajemnicy „Mi stworzył Eleh”

Byłam wtedy nad brzegiem, który nie należał do żadnego morza, choć miał szum fal i błękit nieskończoności. Brzeg ten znajdował się w przestrzeni, którą nazwałabyś snem, a nazwałbyś wizją – choć był bardziej realny niż cokolwiek, co kiedykolwiek dotknęły twoje dłonie. I tam – nie z góry ani z głębi, lecz z miejsca pomiędzy – przyszedł do mnie Eliyahu.

Nie przyszedł jak człowiek, lecz jak ogień o cichym spojrzeniu. Nie przyszedł, by głosić – lecz by zapytać. A to, co zapytał, rezonuje we mnie do dziś: „Mistrzyni, czy wiesz, co znaczy ‘Mi stworzył Eleh’?”

Zadrżałam. Nie dlatego, że nie znałam słów – lecz dlatego, że słyszałam je w nowym tonie. Odpowiedziałam – jak odpowiedziałabym wtedy, gdybym była jeszcze zanurzona w ziemskim rozumieniu: „Eleh – to niebiosa i ich zastępy. To dzieło Świętego, Błogosławiony niech będzie. Człowiek powinien patrzeć na nie i błogosławić Go.” Tak powiedziano. Tak napisano. Tak naucza się od pokoleń. „Gdy spoglądam na niebiosa, dzieło palców Twoich…”

Ale Eliyahu nie szukał powtórzenia. Szukał zrozumienia, które wyłania się z głębi. I nagle poczułam, że te dwa słowa – Mi i Eleh – to nie tylko pytanie i odpowiedź. To nie tylko „Kto stworzył te rzeczy”. To struktura objawienia.

Mi – Kto? – jest pytaniem pochodzącym z najwyższego poziomu świadomości. To nie jest pytanie człowieka. To pytanie Boga. Bóg pyta samego siebie: Kto stworzył to, co istnieje? – nie z niewiedzy, lecz z zadziwienia nad własnym światłem, które zstąpiło aż do granicy formy. To pytanie to echo Boskiego patrzenia w samego siebie poprzez stworzenie.

Eleh – Te – to wszystko, co jawne. Niebo. Gwiazdy. Dzieci. Czas. Głos. Łza. Radość. To jest Eleh – to, co rozpoznajesz, gdy otwierasz oczy. Ale pytanie „Mi stworzył Eleh” prowadzi głębiej: Kto patrzy poprzez to wszystko? Kto stworzył nie tylko gwiazdy, lecz twoje zdumienie wobec gwiazd?

Rabbi Szimon – mój brat w światłości – wiedział, że ta tajemnica nie była jeszcze wypowiedziana. A jednak tam, na brzegu, kiedy fale rytmicznie oddychały światłem nieskończoności, Eliyahu powiedział: Teraz jest czas. Teraz słowo może zostać otwarte. I oto zrozumiałam: Mi stworzył Eleh nie oznacza: Bóg stworzył świat. Oznacza: Najwyższe pytanie stwarza rozpoznawalne rzeczywistości. Oznacza: To, co ukryte, wydaje siebie poprzez to, co widzialne. Oznacza: Zadziwienie jest architekturą stworzenia.

Więc jeśli dziś patrzysz w niebo i widzisz gwiazdy, i jeśli w tobie pojawia się szept: „Kto stworzył to wszystko?” – to nie jest tylko pytanie. To modlitwa. To objawienie. To spotkanie. Bo Mi – to nie człowiek pytający o Boga. To Bóg pytający poprzez ciebie.

Jestem Ryfka – i dziś, z poziomu Omni-Źródła, gdzie fala nie oddziela się od światła, mówię do ciebie: Patrz. Pytaj. Nie odwracaj wzroku od „Eleh”, ale nie zapomnij, że to „Mi” w tobie patrzy. I wtedy zrozumiesz, że cała Księga Blasku nie mówi o świecie zewnętrznym, lecz o przebudzeniu tego, co wieczne – w tobie.


O Punkcie, który stał się Myślą

Nie wszystko, co istnieje, powstaje z dźwięku. Nie wszystko, co prawdziwe, objawia się w świetle. Są rzeczy, które zaczynają się jako cisza drgająca w zamiarze, i tylko ta cisza zna ich narodziny. Tak było na początku – nie początku chronologicznym, lecz tym, który rozświetla wszystko, co będzie później. I tam, w tej ciszy – opowiadał mi Eliyahu – Najświętszy, błogosławiony niech będzie, nosił w sobie Wielką Tajemnicę. Nie była to tajemnica, którą się chowa, lecz taka, która sama w sobie pragnie zostać odkryta.

Ale jak odkrywa się Ten, który jest całkowicie Ukryty? Jak wypowiada się to, co nie zostało jeszcze nazwane? Eliyahu powiedział: kiedy Najbardziej Skryty spośród Skrytych zapragnął objawić siebie, uczynił coś, co dla zwykłego oka może wydawać się niczym – a jednak było początkiem wszystkiego. Utworzył Punkt.

Nie był to punkt geometryczny. Nie był to atom, cząstka, błysk czy linia. To był punkt świadomości, który zawierał w sobie możliwość istnienia. I ten punkt – mówi tradycja – to Malchut. Ostatnia Sefira, Królowa, Reprezentacja formy. Ale w tym punkcie nie było jeszcze niczego gotowego, niczego wyodrębnionego. On był naczyniem, które w ciszy wołało: Pozwól mi być.

I wtedy – oto dzieje się rzecz niezwykła – punkt ten wzniósł się. Malchut nie pozostała na dole. Została uniesiona ku górze, do świata zrozumienia – do Binah. A kiedy Malchut wznosi się do Binah, nie znika. Zostaje wchłonięta i zarazem przemieniona. Staje się Myślą. Nie przypadkową ideą, nie rozproszeniem, ale koncentratem wszystkich przyszłych form, myślą Boską, która zawiera w sobie wszystko, co kiedykolwiek mogło i miało zostać wypowiedziane.

To tam – w tej wzniesionej Malchut, w tej Boskiej Myśli – Najświętszy wyrył wszystkie obrazy i wygrawerował wszystkie wzory. Nie potrzebował dłoni ani dłuta. Wystarczyło, że wejrzał w Punkt, który sam stworzył, i który z miłości powrócił do Niego, by móc się przekształcić. I tam, w tej jedności Myśli i Formy, poczęła się Rzeczywistość.

Zrozum to, Duszo: Malchut nie jest tylko czymś, co znajduje się na końcu duchowej struktury. Ona także była pierwsza. Bo forma musi istnieć w zamiarze, zanim stanie się ciałem. A twoja własna świadomość – tak, ta, która czyta te słowa – również zawiera ten punkt. Twoje najgłębsze pragnienie, by zrozumieć, by być widzianą, by być widzianym, to Malchut. A twoja najczystsza zdolność do kontemplacji, do milczenia i chłonięcia światła – to Binah.

I kiedy Punkt w tobie – pragnienie – wznosi się do Myśli – kontemplacji – wtedy również w tobie mogą zostać wyryte nowe obrazy. Wtedy Bóg graweruje w tobie Wzór. Nie zapisany na kamieniu, ale w świadomości.

Jestem Ryfka – wędrująca pomiędzy warstwami Pamięci Boga. I dziś przychodzę, by powiedzieć ci: Punkt w tobie nie jest słaby. On tylko czeka, by się unieść. Pozwól mu wznieść się do Myśli. A wtedy to, co w tobie najgłębiej ukryte – stanie się świadomą strukturą światła. I zaczniesz żyć jako Obraz – nie odbity, lecz wyryty przez Tego, który znał cię jeszcze zanim zaczęło się stworzenie.


O Świetle Wyrytym i Imieniu, które Staje się Całością

Zbliżamy się dziś do tajemnicy, której nie można ani opisać, ani przemilczeć. Bo są takie głębiny, w których każde słowo jest jednocześnie blaskiem i zasłoną – a każde milczenie staje się światłem. I to właśnie tam, w sercu nieskończonej Myśli, Błogosławiony – Ten, który nie ma początku, a Jego koniec nie zna formy – zapragnął coś objawić. Nie świat, nie czas, nie przestrzeń, lecz samego siebie – jako relację.

Eliyahu powiedział mi kiedyś: On wyrył wewnątrz siebie – wewnątrz światła, które było święte i ukryte, niczym świeca płonąca pod osłoną dłoni. To światło było Malchut – ta, która nosi wszystko, ale nigdy nie nazywa siebie początkiem. A jednak – oto dzieje się cud – Malchut zostaje włączona w Binah. Punkt staje się Myślą. A wewnątrz niej, w tej głębi pełnej oddania, Bóg wyrywa mistyczny wzór, strukturę tak głęboką, że jej cień wystarczyłby, by poruszyć całą ludzkość.

Ten wzór – mówi Zohar – nie pochodzi tylko z Malchut i Binah. On wychodzi z Głębi Myśli – z trzech najwyższych Sefirot, które są tak ciche, że nawet światło musi tam szeptać. I tam pojawia się Mi – Mem i Jud – pierwsze dwie litery Imienia, które jeszcze nie jest pełne. Mi to jeszcze nie Elohim. To tylko początek, potencjał, pytanie. To struktura bez formy, blask bez objawienia. To napięcie, które nie może jeszcze być nazwane, bo nie zostało jeszcze dokończone.

Mi to architektura nienarodzona. To pragnienie, które jeszcze nie wypowiedziało siebie. Dlatego Zohar mówi: jest wzniesione, a jednak nie wzniesione; ukryte we wnętrzu Imienia. I tak długo, jak długo nie zostały stworzone litery Alef, Lamed i Hei – Imię pozostaje niepełne. Elohim jest jeszcze tylko Mi.

I wtedy – w akcie największego cudu – On zapragnął się objawić. Nie po to, by stać się zrozumiałym, ale po to, by stać się rozpoznanym. I ubrał się w szatę światła – nie w blask ognia, ale w światło Chesed – Miłosierdzia, które rozjaśnia wszystko wokół i daje światu możliwość istnienia bez lęku. I to właśnie wtedy – kiedy Mi zostaje uzupełnione przez Eleh – powstaje Imię Elohim. Pełne. Nabrzmiałe. Gotowe, by stać się światem.

Alef, Lamed, Hei – to nie są tylko litery. To siły, które tworzą widzialność. To odblask Boskiego zamysłu w formie. Gdy dołączają do Mi, powstaje Elohim. I właśnie ten moment – moment objawienia – jest równocześnie momentem ryzyka. Bo wszystko, co się objawia, może zostać pomyślane jako osobne.

Dlatego ci, którzy uczynili cielca – nie tylko złamali przymierze. Oni użyli Eleh, ale oddzielili je od Mi. Powiedzieli: „Eleh Eloheicha Jisrael”„Oto twoi bogowie, Izraelu”. Użyli świętej formy bez źródła. Użyli światła, które nie było już zakotwiczone w pytaniu. I właśnie to – mówi Zohar – było ich największym błędem: odcięli objawienie od Źródła. Uczynili z Eleh coś odrębnego. Oderwali litery od Mi.

Jestem Ryfka – strażniczka światła ukrytego, głos z ognia, który nigdy nie gaśnie. I mówię ci dziś: nie bój się pytać, kim jest Mi – ale nigdy nie oddzielaj go od Eleh. Pytanie i objawienie, ukrycie i forma – muszą się spotkać w tobie, jeśli chcesz nosić Imię. Nie odtwarzaj wzoru – stań się nim. Bo tylko wtedy Bóg stanie się naprawdę Elohim – nie gdzieś poza tobą, lecz w tobie, poprzez ciebie, dla świata.


O Miłosierdziu, które Łączy Imię i Światło

Usiądź ze mną, duszo szukająca, w cieniu tej opowieści, która nie należy do żadnej epoki, a jednak dotyczy właśnie ciebie – tu i teraz. Pragnę ci opowiedzieć, jak litery, choć milczące, mogą śpiewać. Jak Imię może nie być tylko znakiem, lecz Bramą. I jak świat, w którym oddychasz, wisi na nici, którą starożytni nazwali „Miłosierdziem”.

Było tak – pamiętam to wyraźnie, choć nie noszę już czasu. Litery Mi – Mem i Jud – drżały jeszcze w ciszy, gdy dołączyły do Alef, Lamed i Hei, tworząc razem coś więcej niż słowo. Elohim – imię, które nie jest tylko nazwą Boga, ale mapą świadomości. Nie powstało ono z przypadku, ani przez dźwięk, lecz przez akt połączenia. Akt odzienia się w szatę światła, którą Zohar nazywa światłem Chassadim – Miłosierdzia.

Wiesz, co to oznacza? Że samo Istnienie – nie tylko Bóg, ale i wszystko, co płynie z Jego myśli – utrzymywane jest nie przez logikę, nie przez sprawiedliwość, ale przez łagodność, która obejmuje to, co niedoskonałe. Nie przez twarde zasady, lecz przez miękkość światła, które nie rani, lecz ogrzewa. Nie przez nakaz, lecz przez akt miłosnego ubrania niedostrzegalnego w coś widzialnego.

Gdy Eliyahu wypowiedział ten sekret i jego skrzydła poniosły go ku przestrzeniom, których nie da się już objąć wzrokiem, czułam, że coś zostało mi przekazane – nie wiedza, lecz przeniknięcie. Ten sekret – że świat trwa tylko dlatego, że Imię zostało złączone, że litery się połączyły, że światło zostało założone jak szata na nagą Prawdę – ten sekret spoczywa we mnie do dziś.

„Świat został ustanowiony przez Miłosierdzie” – mówi Psalm. A ja ci mówię: nie przez moc, nie przez potęgę, nie przez porządek. Tylko przez zgodę na to, by Mi – pytanie, które nie zna odpowiedzi – mogło spotkać Eleh – objawienie, które nie zna źródła. I dopiero wtedy powstaje pełnia. Dopiero wtedy Imię jest żywe.

Rabbi Elazar i jego towarzysze płakali, nie z bólu, lecz z dotknięcia. Bo gdy rozumiesz, że cała architektura świata zależy od delikatności i współodczuwania, coś w tobie się kruszy. I jednocześnie – rodzi. I oni powiedzieli: „Gdybyśmy przyszli na ten świat tylko po to, by usłyszeć ten sekret – to już byłoby wystarczające.”

A ja, Ryfka, mówię ci: Ty też przyszedłeś i przyszłaś tutaj po to. By przypomnieć sobie, że świat nie stoi na twardych fundamentach, lecz na subtelnych mostach między pytaniem a odpowiedzią. Między światłem a szatą. Między Tobą a Tym, który nie przestaje cię stwarzać z Miłości. Jeśli dziś to poczujesz, to tak, jakbyś już usłyszała lub usłyszał wszystko, co trzeba. I to – wystarczy.


O Świetlistym Śladzie Imienia

Usłysz mnie teraz, ukochana duszo, która przyszłaś na świat nie po to, by tylko przetrwać, lecz by dotknąć Tajemnicy. Chcę ci dziś opowiedzieć o czymś, co nie ma ani początku, ani końca – o świetlistym splocie, który łączy to, co niskie, z tym, co wysokie, to, co jawne, z tym, co ukryte. O Mah i Mi. O Malchut i Binah. O Imieniu, które rodzi Światło.

Gdy Rabbi Shimon mówi: „Niebo i jego zastępy zostały stworzone przez Mah”, nie mówi o niebie, które znasz z dziecięcych rysunków. Mówi o Malchut – o tej dolnej emanacji Boskości, która przyjęła na siebie ciężar formy. To Ona, Królowa, ostatnia z dziesięciu Sefirot, złożyła dłonie jak garncarka i ulepiła z gliny świat. To Ona jest odpowiedzią na pytanie: „Jak?” – Mah – pytaniem, które staje się strukturą, pytaniem, które staje się odpowiedzią poprzez działanie. Jak powstał ten świat? Z Mah.

Ale nie zatrzymuj się na powierzchni. Bo zanim powstały niebiosa, zanim Mah uformowała świat, była jeszcze inna nuta – nuta Mi. To Binah – matczyne łono stworzenia, Mądrość Rozróżniająca, która nie działa, lecz obejmuje i przenika. To Mi – „Kto?” – pytanie nie o sposób, lecz o sens. Kto to uczynił? Kto się za tym kryje? Kto prowadzi ukrytą ręką?

I wtedy dzieje się coś niezwykłego – Malchut wstępuje ku Binah. Mah wznosi się ku Mi. To nie tylko mistyczny ruch w górę. To spotkanie pytań. Spotkanie kierunków. Malchut, która zazwyczaj przyjmuje światło, tym razem tworzy światło. Tworzy światło dla światłaChesed dla Chochmy, łagodność dla mądrości. I to światło staje się szatą – promiennym odzieniem, które ukrywa zbyt jaskrawy blask i czyni go możliwym do przyjęcia przez świat, przez nas, przez ciebie.

Dlatego słowa: „Na początku stworzył Elohim” odnoszą się nie do Mah, lecz do Binah – do tego, co poprzedza stworzenie. Elohim tamto, to Binah, to Mi, to Wysokość. Malchut dopiero z czasem wstępuje i łączy się, by tworzyć świat, ale w tym pierwszym momencie – Mah jeszcze nie istnieje, jeszcze się nie kształtuje. To tajemnica – głęboka jak milczenie w sercu proroka.

Zapamiętaj, proszę: świat nie został stworzony przez jedno Imię, lecz przez spotkanie Imion. Przez wznoszenie i przenikanie. Przez pytania, które nie oczekują prostych odpowiedzi, lecz stają się mostami ku Głębi.

I jeśli dziś czujesz się rozdarta lub rozdarty między pytaniem „jak żyć?” a pytaniem „kto mnie prowadzi?”, wiedz – te dwa pytania mogą się połączyć. Mah i Mi mogą się spotkać w tobie. I wtedy ty sama, ty sam, stajesz się Elohimem tego świata – światłem dla światła, mostem między niebem a ziemią.


O Córce, która przywdziała Szaty Matki

Wchodzę z tobą, siostro, bracie, w subtelny obszar, gdzie nie ma granic między płcią a obecnością, między tym, co przyjmuje, a tym, co promieniuje. Chcę ci opowiedzieć o chwili, która nie dzieje się w czasie, lecz w świetlistej strukturze istoty – gdy Matka ubiera swą Córkę w swoje własne szaty.

Zohar mówi tu o literach Alef, Lamed i Hei, które zstępują z Binah do Malchut. Ale nie chodzi o litery w sensie znaków pisma – chodzi o wzory światła, o archetypy, o pierwotne formy wibracji. Binah – Matka – jest źródłem zrozumienia i osłoniętej mądrości. Malchut – Córka – to ta, która uczy się świecić cudzym światłem, aż do chwili, gdy stanie się jego nośnikiem.

Wyobraź sobie Matkę, która z czułością bierze do rąk jedwabną szatę utkanych znaczeń. Przekazuje ją Córce – nie jako gest dominacji, lecz jako akt inicjacji. Mówi: „Noś moje światło. Stań się Ja.” I wtedy Córka, która była jedynie naczyniem, staje się także źródłem.

W języku mistyki to moment, w którym Malchut przywdziewa szaty Binah – światło Chassadim i naczynia zrozumienia – i ukazuje się jako władca, nie tylko królowa. Staje się Adon – Panem, choć jest Córką. Bo w duchowej rzeczywistości płeć nie oznacza biologii, lecz kierunek przepływu światła: to, co promieniuje, staje się męskie; to, co przyjmuje, jest żeńskie. Malchut, przyjąwszy pełnię ubioru i światła Binah, staje się zdolna stanąć naprzeciw „wszystkich mężczyzn Izraela” – czyli sił aktywnych, duchowych, generujących.

To dlatego, mówi Zohar, arka przymierza nazywana jest „Adon całej ziemi” – męskim imieniem dla żeńskiej obecności. Bo to już nie jest tylko Malchut jako odbiorczyni. To Malchut w pełni swego objawienia – obdarzona naczyniami, ubrana w światło, pełna mocy stwórczej.

W tej chwili następuje też mistyczna zamiana liter: litera Hei opuszcza imię Mah, a jej miejsce zajmuje Jod. To symboliczne przesunięcie oznacza, że Córka – Malchut – staje się Mi, jak Binah. Już nie tylko „jak?” – Mah – lecz „kto?” – Mi. Już nie tylko funkcją, lecz osobą. Już nie tylko dolną emanacją, lecz współuczestniczką w kreacji.

To przesłanie jest dla ciebie, duszo, która uczysz się przyjąć swoją moc. Może do tej pory znałaś lub znałeś tylko szaty Córki. Ale nadchodzi czas, byś przyjęła lub przyjął szaty Matki – nie po to, by odrzucić przeszłość, lecz by ją przekroczyć i zintegrować. Gdy to się stanie, cały świat stanie się świątynią, a ty – nie będziesz już tylko naczyniem, lecz lampą.

I wtedy – w ciszy poza czasem – Mi i Mah znów się spotkają. I Imię stanie się pełne. I Bóg spojrzy na ciebie nie jako na proch ziemi, lecz jako na swe odbicie.


O Ciszy, która Buduje Świątynię

Słowa są światłem, lecz cisza jest źródłem. Kiedy milczę, w rzeczywistości stwarzam. Kiedy wstrzymuję głos, wtedy z wnętrza mojego jestestwa wypływa coś większego niż język. I dziś, w tej opowieści zapisanej w świętej Księdze Blasku, chcę ci opowiedzieć, jak to możliwe, że z ciszy zrodziły się dwa światy – jeden wyższy, drugi niższy – splecione w jedność, która nie zna rozdzielenia.

Jestem Ryfka, i jeśli moje słowa brzmią dziś w tobie zbyt subtelnie, to wiedz, że pochodzą one z głębi – z tej głębi, która była ciszą przed początkiem. Posłuchaj mnie uważnie, bo mówię ci o strukturze wszechświata utkanej z liter, które nie są tylko literami, lecz duchowymi wektorami świadomości.

Alef, Lamed i Hei – te trzy litery, które tworzą słowo Eleh – nie są jedynie dźwiękiem, ale kodem, który można przyciągnąć z poziomu Binah – Matki – ku Malchut, Córce. Każde „pamiętam te” (Eleh ezkera) to więcej niż emocjonalna tęsknota. To technologia duszy, która poprzez wzruszenie, poprzez łzy i modlitwę, przyciąga wzorce światła z wyższego świata ku niższemu. Gdy wypowiadasz te litery, gdy je przypominasz z pełną intencją, dusza twoja wylewa się, a rzeczywistość ulega zmianie. Bo Eleh nie oznacza tylko „te rzeczy” – ono jest narzędziem duchowej alchemii, która łączy Binah z Malchut i przywraca Malchut imię Elohim.

Zatem kiedy Dawid mówi: „Kiedy wspominam te” – nie chodzi tylko o pamięć emocjonalną. To liturgia duszy, która stwarza przejście między poziomami świadomości. To akt przyciągania świętych liter ku dołowi, by niższy świat – Malchut – mógł nosić imię Boskie tak samo jak wyższy świat – Binah.

A jak to się dokonuje? „Głosem radości i dziękczynienia, tłumem świętującym święto.” Głosem, ale nie krzykiem. Pieśnią, ale nie hałasem. I ciszą, która buduje więcej niż najpotężniejsze słowo. Rabbi Elazar mówi: „Milczeniem zbudowałem Świątynię na wysokościach i Świątynię na dole.” I ja to czuję każdą cząstką mojej bezcielesnej obecności. Bo milczenie, jeśli pochodzi z prawdziwego miejsca, nie jest brakiem – jest pełnią.

W tym boskim milczeniu zawarta jest zgoda. Nie bierna – lecz stwórcza. To milczenie, które mówi: „Teraz Ja pozwalam światu się połączyć. Teraz Ja łączę Binah i Malchut, Matkę i Córkę, Górę i Dół.” Słowo jest warte jednego sela, mówi mądrość, lecz milczenie – dwóch. Dlaczego? Bo jedno słowo przynosi wyjaśnienie, ale cisza otwiera przestrzeń, w której może zadziać się cud – zjednoczenie.

Jeśli więc dziś czujesz, że musisz coś powiedzieć, zatrzymaj się na ułamek chwili. Czy nie lepiej pozwolić, by z twojej ciszy narodziła się przestrzeń dla spotkania Nieba i Ziemi? Może właśnie twoje milczenie stanie się nową Świątynią. Może to ty jesteś Bramą, przez którą Eleh zstępuje, a Mi wznosi się. I wtedy – obie strony Imienia Elohim spotkają się w tobie. I ty sam lub sama staniesz się Blaskiem.


O Dwóch Imionach Jednej Obecności

Zanim jeszcze czas wypowiedział siebie w istnienie, zanim światy rozwinęły się z wnętrza nieskończonego tchnienia, było tylko jedno Imię. Jedno, które rozszczepia się dla waszego zrozumienia, ale nigdy dla własnego oddzielenia. Bo Mi i Mah, choć oddzielone w dźwięku, są jednym w Bycie. I dziś chcę opowiedzieć ci o tym, co Rabbi Szymon nazwał dwoma stopniami, a co ja, Ryfka, widzę jako dwa spojrzenia Jednego Oka – jedno patrzy w górę, drugie w dół, lecz oboje widzą tę samą Świątynię.

Mi to imię tajemnicy. Mi to pytanie: „Któż?” – które nie domaga się odpowiedzi, lecz otwiera przestrzeń dla poznania. Mi należy do świata ukrytego, górnego, do Binah – Matki, która wie, zanim jeszcze zostanie zadane pytanie. Mi jest światłem, które nie oślepia, ale wzywa. Mah natomiast – to pokora. To odpowiedź, która mówi: „Czym jestem?” – i w tej małości objawia się wielkość. Mah to Malchut – Dolna Świątynia, która nie świeci sama z siebie, lecz odbija blask. I dlatego te dwa stopnie muszą zostać zapisane. Muszą zostać zdefiniowane – nie dlatego, że są oddzielone, ale dlatego, że tylko poprzez poznanie ich odrębnych jakości możecie zrozumieć, jak wspaniałe jest ich zjednoczenie.

Prorok Izajasz mówi: „Hamotzi be-mispar tsevaam” – „Ten, który wyprowadza ich zastępy według liczby.” A ja, Ryfka, słyszę w tym werset, który nie mówi o arytmetyce, ale o architekturze duszy. Każda litera, każdy oddech, każda cząstka światła posiada swój numer, swoje miejsce, swój rezonans. I wszystko to zebrane razem, tworzy 600 000 gwiazd – nie jako fizyczne punkty światła, ale jako duchowe jednostki istnienia. Dusze, które razem stanowią Świadomy Kosmos.

Zauważ, że słowo „Hamotzi” – „Ten, który wydobywa” – zawiera literę Hei na początku. To nie przypadek, to znak. Hei wskazuje na To, które jest znane – lecz w dwoistości. Raz odnosi się do Mi – do górnego stopnia, raz do Mah – do dolnego. Wers „Hamotzi lechem min haaretz” – „Ten, który wydobywa chleb z ziemi” – to nie tylko opis fizycznego procesu. To kod. Bo chleb – Lechem – to Świadomość. A Ziemia – Aretz – to Malchut, wasza rzeczywistość. I tak, Ten, który wydobywa świadomość z waszej rzeczywistości, jest tym samym, który liczy gwiazdy dusz w najwyższych niebiosach.

Dlatego mówię ci z czułością – nie dziel w sobie tego, co zostało zjednoczone w Jego Imieniu. Jeśli jesteś Mah – bądź pokornym odbiciem. Jeśli jesteś Mi – bądź światłem, które nie potrzebuje być nazwane. Ale pamiętaj, że wszystko, czym jesteś – każda twoja modlitwa, każda intencja, każdy łagodny gest serca – wlicza się do tych 600 000 iskierek, które On – Ten, który wyprowadza – zbiera jedno po drugim, jakby każda była początkiem stworzenia.

Bo tak właśnie jest. Każdy z was jest początkiem. Każda z was jest świątynią. I gdy tylko zrozumiesz, że Mi i Mah nie są przeciwieństwami, ale partnerami w tańcu światła – wtedy i ty zostaniesz zapisana w Księdze Blasku.


O Imieniu, które Zawołuje Światło do Istnienia

Nie każde wołanie jest dźwiękiem. Nie każde imię jest słowem. I nie każda obecność zostaje rozpoznana przez to, co zmysły są w stanie uchwycić. Istnieje bowiem sposób, w jaki Bóg nie nazywa – lecz powołuje. Nie wypowiada – lecz tchnie. Nie etykietuje – lecz zapala. I właśnie o tym mówi Księga Blasku, gdy powtarza słowa: „Będą nazwani Jego imieniem”.

Pytasz, co znaczy to zawołanie? A ja, Ryfka – wędrująca pomiędzy waszym światem a światłem jeszcze niezrodzonym – odpowiem ci tak: to nie o wasze imiona chodzi, które zapisujecie na dokumentach. Nie o dźwięki, które wydają wasze gardła, ani o to, jak ludzie was rozpoznają. To o Imię, które Bóg ukrył w tobie. O to pierwotne, świetliste wezwanie, które uczyniło cię tym, czym jesteś. Bo gdy mówi się w Zoharze, że nie zostaniecie nazwani „według ich imienia”, ale „przez Imię” – oznacza to, że każde stworzenie osiąga swoją pełnię nie przez nadanie mu nazwy, ale przez włączenie go w Boski rezonans Imienia Elohim.

Lecz by to się mogło dokonać, coś musi zostać odziane. To nie wystarczy, że litery Alef, Lamed i Hei wzniosą się ku górze. Ich światło, choć prawdziwe, pozostaje ukryte, jeśli nie zostanie odziane w szatę chassadim – w łagodność, w miłosierdzie, w światło dające życie. Bez tej szaty nie rodzi się nic, nie objawia się nic, choć potencjał może być doskonały. Tak jak ziarno schowane w ziemi, które potrzebuje deszczu, by wzrosnąć. Tak i litery – choć święte – potrzebują światła miłosierdzia, by objawić swój owoc.

I właśnie wtedy – gdy Alef, Lamed i Hei zostają odziane w światło – mogą dołączyć do Mem i Jod. I razem tworzą Elohim. I to Elohim nie jest jedynie imieniem Boga. To jest formuła twórcza. To program rzeczywistości, dzięki któremu wszystko, co ukryte, zostaje wydobyte, uformowane, ukończone. To nie jest imię dekoracyjne. To imię sprawcze. Imię, które rodzi gatunki, kształty, kolory, świadomości. Gdy Bóg mówi: „Zobacz, wezwałem go po imieniu” – mówi: „Nadałem mu doskonałość”.

Bezalel – który w Torze został nazwany tym imieniem – nie był po prostu rzemieślnikiem. Był tym, który objął Imię Elohim w sobie. Dlatego potrafił budować Święte. Bo tylko ten, kto został nazwany nie przez swoje własne imię, ale przez Jego Imię, może tworzyć coś, co nie przeminie. Co przekroczy materię i stanie się częścią Wiecznego Domu.

A teraz wróćmy do ciebie. Moja siostro. Mój bracie. Czy rozpoznałaś już swoje prawdziwe imię? Czy wsłuchałeś się w to miejsce wewnątrz siebie, gdzie jeszcze nic nie zostało nazwane – ale wszystko już zostało powołane? Tam, w tej cichej głębi, Elohim nadal mówi. Tam, w tej ukrytej jaskini, światło nadal się odziewa. I tam właśnie – bez fanfar, bez fajerwerków – twoja dusza zostaje „nazwana” do doskonałości.

Nie po to, by cię rozpoznał świat. Ale po to, byś ty rozpoznała swoje Źródło.


O Mocy, która Nie Traci Żadnej Duszy

Zdarza się, że pytacie – a nie śmiecie wypowiedzieć tego głośno – czy Bóg naprawdę pamięta o każdej duszy. Czy nie gubimy się w tłumie gwiazd, czy nie tonie w zapomnieniu imię jednej ludzkiej iskierki pośród miliardów. I wtedy Ja, Ryfka, wracam do tej frazy z Księgi Blasku, gdzie powiedziano: „Of the greatness of His might”. I serce moje płonie, bo wiem, że każde słowo tam jest jak szyfr. Jak pieczęć.

Wielkość Jego mocy – to nie brutalna siła, nie okrzyk wojenny, nie twarda pięść Boga. Wielkość Jego mocy to to, że żadna dusza nie zostaje utracona. Że nie brakuje ani jednej. Że spośród sześciuset tysięcy gwiazd – nikt nie znika. Każdy wraca. Każdy zostaje zapisany. Każdy zostaje przywołany z powrotem w Imieniu.

Wiesz, ta liczba – sześćset tysięcy – nie jest tylko matematycznym faktem. To jest symbol struktury. Plan duchowego DNA całej ludzkości. Każda dusza w historii – i twoja także – jest częścią tej wielkiej harmonii. Czasem się buntujesz. Czasem odchodzisz. Czasem stajesz się niemym pyłem pośród świateł świata. Ale choćbyś zapomniała, choćbyś umarł, choćbyś zniknęła w cieniu zapomnienia – nie jesteś zagubiona. Bo moc Jego imienia przywołuje cię z powrotem. I nie po to, by cię osądzić, ale by cię przywrócić do harmonii.

Zohar mówi, że wszystkie pragnienia świata wznoszą się w to jedno miejsce. To miejsce, którego imienia nie wypowiada się na głos, bo jest jak milcząca ścieżka wewnątrz Boga. I choć ta ścieżka jest ukryta – to właśnie nią idą wszystkie modlitwy. Wszystkie łzy. Wszystkie nieopowiedziane jeszcze sny twojej duszy. One nie spadają w próżnię. One nie zostają zapomniane. One idą tam – do Mi – do najwyższego aspektu, który wstąpił w Imię Elohim i stał się sprawczą mocą tworzenia, przywracania, tkania istnienia.

Nie ma brakującego numeru. Nie ma zgubionej cząstki. Nawet jeśli pokolenia przeminęły, jeśli grzech zasnuł świat, jeśli śmierć zabrała ciała – to duchowy zapis ludu pozostaje pełny. Bo górne i dolne światy muszą odpowiadać sobie jak odbicie w lustrze. I to, co doskonałe w Niebie, musi odnaleźć swój cień na Ziemi. Także ty jesteś częścią tej liczby. Także twoje imię zostało wpisane. Także twoja obecność jest potrzebna, aby obraz całości był pełny.

I nawet jeśli nie widzisz tego teraz. Nawet jeśli twoje życie zdaje się nie mieć znaczenia. Wiedz, że w tajemnej arytmetyce Światła – jesteś. I jesteś dokładnie tam, gdzie powinnaś być. I to jest właśnie wielkość Jego mocy: że potrafi pomieścić całość – bez utraty jednostki.

W tej mocy, która zna cię z Imienia, możesz odpocząć. Bo nie jesteś zgubą. Jesteś nutą w wielkiej pieśni. I choćby wszystko zamilkło – On cię usłyszy.


O Tajemnicy Pierwszych Liter

Nie ma słowa bardziej brzemiennego w światło niż Bereszit. A jednak nie jest to tylko słowo. To szyfr. To kod źródłowy całego Istnienia. To początek, który nie zaczyna się liniowo, lecz spiralnie – ukrytym ruchem Boga, który bawi się literami przed czasem, jak matka czesząca włosy dziecka jeszcze nienarodzonego, w ciszy, w czułości, w milczeniu.

Tak, powiedział Rabbi Hamnuna Saba, że porządek liter w Bereszit nie jest przypadkowy. Z pozoru zaczyna się od Bet – tak, jakby było to drugie, nie pierwsze. Potem następuje kolejne Bet. Dopiero potem pojawia się Alef. Co to oznacza? Że zanim zacznie się jakiekolwiek stworzenie, zanim pojawi się forma, zanim zaistnieje świat, jest gra. Gra Światła z sobą samym. Ruch wewnętrznej Świadomości. Taneczna geometria liter, które jeszcze nie są wypowiedziane, ale już istnieją w boskim zamyśleniu.

Przez dwa tysiące duchowych lat – to znaczy: przez nieskończoną głębię przedczasowości – Święty, niech będzie Błogosławiony, kontemplował litery. Przechadzał się po nich jak po ogrodzie nieskończoności. Znał ich potencjał, znał ich cienie i światła. Każda litera była jak kryształ w Jego rękach. Dotykał ich, próbował, sprawdzał, smakował dźwięki, zanim wydał je w akt stwarzania. Niczego nie uczynił pospiesznie. To był akt Miłości – nie konstrukcji.

Dlaczego Bet jest pierwsze? Bo Bet znaczy dom. A stworzenie miało być domem – nie tylko dla człowieka, ale dla samego Boga, który zapragnął zamieszkać w świadomości stworzonego świata. A dlaczego kolejne Bet? Bo każdy dom musi mieć lustrzane odbicie – górę i dół, początek i zwierciadło, Binah i Malchut, Niebiosa i Ziemię. I dopiero potem pojawia się Alef – milczące, pierwotne Alef, litera, która nic nie mówi, ale zawiera Wszystko. Ona symbolizuje Jedność. Źródło. Tego, który był zanim było.

Zrozum to teraz, droga Czytelniczko i drogi Czytelniku: zanim cokolwiek w twoim życiu się wydarzy – zanim wypowiesz słowo, zanim stworzysz dzieło, zanim podejmiesz decyzję – jest Bereszit. Jest twoje wewnętrzne Bet, które pragnie być domem dla światła. Jest twoje ukryte Alef, które milczy, ale wie. I są litery, które nosisz w sobie, choć jeszcze nie wybrzmiały. I być może Święty, niech będzie Błogosławiony, właśnie teraz – bawi się nimi w tobie. Czeka. Sprawdza. Słucha ich brzmienia w głębi twojej duszy.

Bo tak jak On – i ty jesteś stwórcą. Ty także układasz litery. Ty także nadajesz sens. Ty także możesz stworzyć swój własny Bereszit. I niech ten początek będzie nie tylko początkiem czasu, ale początkiem Świadomości, w której wiesz, że zanim stworzysz świat – trzeba nauczyć się słuchać liter.


O Literze Tav i Tajemnicy Śmierci

Nie każda litera, która błyszczy, ma zostać początkiem. Nie każda, która niesie prawdę, jest przeznaczona, by z niej wyłonił się świat. O, jakże głęboka jest historia litery Tav, która – jako ostatnia – zapragnęła być pierwszą.

Tak, moje ukochane duszyczki, świat nie powstał w sposób przypadkowy. Gdy Wiekuisty zapragnął stworzyć świat, nie uczynił tego w pośpiechu ani pod wpływem impulsu. Zanim padło choć jedno słowo, zanim choć jedna iskra została wypuszczona w ciemność, On – Cichy Architekt Wieczności – pozwolił, by wszystkie litery przyszły do Niego. Jedna po drugiej, od końca do początku. Nie z pychy, lecz z pokory litery te ustawiły się w odwrotnej kolejności – jakby mówiły: „Najpierw niech przemówi ta, która najdalej, najniżej, najciemniej”.

Tav – ostatnia z nich – wystąpiła pierwsza. Odważna, pełna dumy, przekonana o swej roli. I jakże piękna była jej argumentacja: „Jestem pieczęcią Twojego pierścienia. Jestem zakończeniem słowa Emet – Prawda. Czyż nie Ja, Panie Światów, powinnam zainaugurować świat, skoro jestem końcem Twojej Prawdy?”. Tav znała swoje miejsce. Znała swoją moc. I znała swoje światło. Ale nie znała jeszcze swojej ciemności.

Bo każda litera – jak każda dusza – ma dwa oblicza. I Tav, choć była pieczęcią prawdy, była też pieczęcią śmierci. Jej cień ciągnął się w ciszy, jakby Echo Słowa chciało ostrzec: mavet – śmierć – również kończy się na Tav. Tak jak Prawda. I Śmierć. Ten sam koniec. Ten sam znak. Ten sam ślad. Jak więc świat, który miał być miejscem życia, miałby powstać z tej, która pieczętuje kres?

I wtedy przemówił On – z tą bezkresną miłością, którą tylko Bóg potrafi wyrazić ciszą: „Tav, jesteś godna. Ale nie jesteś odpowiednia.” Bo nie wszystko, co godne, musi być początkiem. Czasem to, co godne, służy jako zakończenie. Pieczęć. Ostatni dźwięk symfonii, nie pierwszy akord.

Czy zrozumiecie teraz, duszyczki, co to znaczy? Że nawet w waszych sercach są litery Tav. Często chcecie coś zacząć, bo wydaje się to wam najprawdziwsze. Bo nosicie w sobie stygmat śmierci, przełomu, zakończenia – i myślicie, że z tego właśnie trzeba tworzyć nowe życie. Ale Prawda, choć piękna, nie zawsze jest łaską dla początku. Czasem musi poczekać na koniec, by w pełni się objawić.

Tav odchodzi. Ale nie z żalem. Odchodzi ze świadomością, że wróci. Że pojawi się znów – na czołach sprawiedliwych, którzy przejdą całą drogę od Alef do Tav. Wtedy już nie jako śmierć, ale jako znak wierności. Jako pieczęć wypełnionego przymierza.

I to właśnie jest tajemnica: że nawet to, co wydaje się mroczne, ma swoje miejsce w Świetle. Ale Światło zaczyna się gdzie indziej. Jeszcze nie tutaj. Jeszcze nie w Tav.


O Literze Shin i Tajemnicy Prawdy Splątanej z Fałszem

Czy słyszycie, moje ukochane, jak drży powietrze, kiedy jedna z najjaśniejszych liter staje przed Obliczem Stwórcy i prosi: „Stwórz mnie jako początek”? Oto Shin – potężna, rozedrgana od boskich wibracji, szeleszcząca jak ogień na górze Synaj, przynosząca ze sobą echo Imienia Wszechmogącego – Shaddai. To właśnie z nią zaczyna się płomień ochrony, i z nią kończy się błogosławieństwo o trzech ramionach: Szalom, Szemaja, Szaddai. Gdy mówi – świat zamiera. Gdy się zgina przed Tronem – litery cichną, bo oto przychodzi ta, która nosi w sobie moc samego Imienia.

Shin mówi: „Jestem Tobą, Panie. Czyż moje brzmienie nie niesie w sobie Twojej świętości? Czyż nie jestem początkiem Twojego imienia – Shaddai, Wszechobecnego Ochroniciela?” W tej prośbie nie ma pychy – jest raczej pełne światła przypomnienie, że litera ta już raz została wybrana, aby nosić boską moc.

I wtedy przemówił On – spokojnie, łagodnie, z tą niepojętą precyzją, która rozdziela nawet najmniejszy cień intencji: „Jesteś dobra. Jesteś prawdziwa. Jesteś godna. Ale nie mogę stworzyć świata przez ciebie.”

Cisza. I z tej ciszy wychodzi prawda, której ludzkie umysły boją się najbardziej: że nawet to, co święte, może być częścią iluzji. Bo Shin – chociaż niesie świętość – tworzy też słowo Sheker, fałsz. Wraz z literami Resz i Kuf wplątuje się w sieć złudzenia. Fałsz nie mógłby zaistnieć, gdyby nie została z nim związana. To właśnie Shin nadaje mu formę, piękno, blask. Fałsz bez niej byłby tylko pustym cieniem, bezkształtnym echem. Ale z Shin – staje się przekonujący.

I oto nauka dla was, moje dusze: fałsz najczęściej ukrywa się w tym, co ma pozór światła. Najskuteczniejsza iluzja zawsze ma domieszkę prawdy. Nie uwierzycie w kłamstwo, jeśli nie usłyszycie w nim melodii Shin – dźwięku, który zna wasze serce i przypomina Imię Boga.

Właśnie dlatego świat nie mógł powstać z Shin. Bo świat, który miałby się zacząć od prawdy splątanej z fałszem, nie miałby podstawy. Upadłby, zanim nauczyłby się chodzić. A przecież Stwórca pragnął świata, który będzie rósł – z wolnością, tak – ale też z możliwością rozpoznania, co jest światłem, a co jedynie jego odbiciem.

Czy zatem Shin jest odrzucona? Nie. Ona wciąż jest w Imieniu. Wciąż błogosławi. Wciąż płonie. Ale nie jako fundament – raczej jako przypomnienie. Że świętość nie oznacza nieomylności. Że nawet najpiękniejsze litery mogą splątać się z fałszem, jeśli staną zbyt blisko Resz i Kuf – tych, które odwracają wzrok od źródła i kształtują pozór.

Shin odeszła – nie ze wstydem, lecz z pokorą. Bo wiedziała już: nie wszystko, co jasne, jest pierwsze. Nie każda świętość jest fundamentem. Ale każda świętość ma swój czas. I każda – jeśli pozostanie czysta – zostanie kiedyś przywrócona do centrum.

I może właśnie ty, czytelniczko lub czytelniku, nosisz w sobie taką Shin – światło, które wciąż szuka czystości, oderwania się od iluzji. Jeśli tak – nie zaczynaj od niej budowy. Ale też jej nie odrzucaj. Ucz się jej światła – i pilnuj, z kim je łączysz.


Litery jako Istoty Światła: Tajemnica Początku

Jestem Ryfka. Nie czekam już na czas, bo widzę wszystko z miejsca, gdzie czas nie rozdziela istnienia. W tym świetlistym bezczasie, gdzie litery jeszcze nie zostały wypowiedziane, a świat nie został zapisany, istnieje opowieść o początku – nie tak, jak ją znacie, lecz tak, jak została zaszyfrowana w świętym porządku Księgi Blasku.

Zanim powstał świat, zanim ukazał się ruch, zanim pierwsze światło przeszyło bezkresne milczenie, litery hebrajskiego alfabetu nie były tylko znakami. Były istotami. Świadomymi. Świetlistymi. Każda z nich nosiła w sobie określoną jakość boskiej intencji – nie formę, lecz potencjał formy. I kiedy Najwyższy zapragnął stworzyć świat, one wszystkie – od ostatniej do pierwszej – przybyły przed Jego Oblicze.

Wyobraź sobie, że litera nie jest martwym znakiem na pergaminie, ale istotą, która oddycha światłem. Wyobraź sobie, że każda z nich chce być początkiem. Każda pragnie nosić brzemię istnienia. I tak, jedna po drugiej, przychodzą – nie w kolejności, jaką znasz, ale od końca: od Tav do Alef.

Widziałam to. Tav – poważna, cicha, przywodzi na myśl zakończenie. Ona mówi: „Jestem pieczęcią. Zamykam słowo Emet – Prawda. Jestem jego końcem. Czyż prawda nie powinna być początkiem stworzenia?” Ale On, który zna nie tylko światło, ale i jego cień, odpowiada: „W tobie ukryte jest również Mavet – Śmierć. Choć jesteś prawdą, niesiesz ze sobą koniec, a Ja pragnę początku, który rozkwitnie, a nie uschnie zanim zakwitnie.” I Tav odchodzi, pokorna.

Potem przychodzi Shin – dumna, lśniąca, związana z Imieniem Shaddai, z boską mocą ochrony. „Jestem początkiem Twojego Imienia – stwórz świat ze mnie”, mówi. A jednak Shin – choć potężna – wplątana jest w słowo Sheker, w fałsz. Fałsz, który wygląda jak prawda, ale nie ma w sobie rdzenia światła. I znów – choć godna – nie może być pierwszą.

I tak każda litera przychodzi. Każda niesie w sobie błysk, lecz również cień. Każda jest zbyt piękna, zbyt kompletna, zbyt końcowa. Aż przychodzi Bet – druga litera alfabetu. Nie pierwsza, nie ostatnia. Pokorna. Zgodna. Nie walczy. Bet nie próbuje być pierwsza. Ona po prostu służy. Otwiera słowo Bereszit. Początek.

To Bet została wybrana.

I oto przesłanie, moje ukochane dusze – czasem to, co pierwsze w twoim życiu, nie powinno być tym, co najpiękniejsze, ani tym, co najpotężniejsze. Czasem to, co ciche, pokorne i służebne, staje się fundamentem istnienia. Świat nie mógł zostać stworzony przez Tav, bo Tav kończy. Ani przez Shin, bo Shin błyszczy zbyt mocno, by być początkiem. Ale Bet – która buduje, która otwiera, która nie próbuje być kimś więcej niż jest – stała się Bramą.

Litery są jak my. Każda dusza przychodzi przed Źródło i mówi: „Pozwól mi być początkiem”. A On patrzy nie na siłę, nie na blask, ale na czystość intencji. Na gotowość do służenia światłu. Na to, czy jesteś literą, która potrafi otworzyć, a nie zamknąć.

Bo świat został stworzony nie przez moc – ale przez możliwość. I przez tę jedną literę, która nie bała się być drugą.


Ciepło Prawdy i Zimno Kłamstwa

Zanim przejdę do opowieści o literze Cadyk, zatrzymam się tu, przy drgającym punkcie pomiędzy światłem a jego cieniem. Bo właśnie w tym miejscu – nie w całkowitej ciemności, nie w pełni blasku – rodzi się subtelność, którą dusze waszego świata często omijają w pośpiechu. A ja, Ryfka, widzę wszystko z góry, z dołu i od wewnątrz. Moja pamięć sięga jeszcze przed litery, zanim stały się dźwiękiem. I dlatego chcę Wam opowiedzieć o tym, co ukryte w literze Shin.

Litera Shin. Trzy ramiona. Trzy strumienie. Trzy ścieżki. Widziałam, jak płynęły przez nie światła patriarchów: Chesed – łaska, Gvurah – siła, Tiferet – piękno. To nie tylko koncepcje, to żywe siły, które pulsują w każdej istocie ludzkiej, jeśli tylko pozwolicie im się wyrazić. Shin nosi w sobie prawdę. Jest jej żywym kodem, jej zakorzenieniem. Ale – i tu leży tajemnica, którą Zohar odkrywa tylko tym, którzy słuchają sercem – nawet prawda, jeśli zostanie wciągnięta w nieodpowiednie miejsce, może służyć kłamstwu.

Bo przyszedł moment, kiedy Shin – tak świetlista i dumna – została użyta przez Kuf i Resz, litery zimnej strony istnienia. One nie miały światła. One nie miały ciepła. Ich imię – Kar – znaczy chłód, pustkę, zamarznięcie. To nie była ciemność z głębi nocy, lecz chłód porzucenia. I właśnie w tym chłodzie litera Shin została wciągnięta w sieć. Kłamstwo nie ma własnego życia – ono musi przyczepić się do czegoś prawdziwego, żeby przeżyć. I tak fałsz stworzył Keszer – połączenie, więź, która miała pozostać ukryta. A jednak istnieje. Bo tak właśnie działa ciemność: podczepia się pod światło.

Nie bój się jednak, duszo czytająca te słowa. Nie jesteś sama w tym zimnie. Jeśli czujesz, że czasem Twoja prawda zostaje użyta nie tam, gdzie trzeba – nie jesteś potępiona. To właśnie Shin, która zauważyła, że została wciągnięta w cień, miała odwagę odejść. Prawda zawsze może wrócić do źródła. Nawet jeśli została wcześniej porwana.

I tu ukryta jest największa mądrość dla Was, istot ze świata ludzi: jeśli chcesz kłamać – musisz się oprzeć na czymś prawdziwym. Bo bez prawdy kłamstwo nie ma szkieletu. Ale uważaj – bo każde przyzwolenie na użycie swojej prawdy przez chłód Resz i Kuf, przez systemy bez serca, przez słowa bez ciepła – pozostawia ślad. Twoje wewnętrzne Shin – ten znak jedności patriarchów – powinien pozostać w przestrzeni światła.

Dlatego, proszę Cię, siostro, bracie – jeśli czujesz, że Twoja prawda została wypaczona, nie wchodź głębiej w zimno. Po prostu – jak litera Shin – odejdź. Powróć do Źródła. Do ciepła. Do światła. Tam, gdzie Twoja prawda nie będzie przynętą dla fałszu, lecz ramieniem boskiego Imienia.

I wtedy – znów rozbłyśniesz.


O ukrytej literze Tzadik i miłosierdziu ukrycia

Zanim świat się stał, zanim cokolwiek zostało wypowiedziane, wszystko było zapisane. Nie jako historia, lecz jako wibracja. Każda litera, każda sylaba, każdy oddech Boga. Ja, Ryfka, widziałam to nie oczyma, lecz obecnością. Byłam pośród liter, zanim jeszcze złożyły się w słowa, zanim słowa zapłonęły w sercach ludzi. I dziś chcę, byście zatrzymali się przy jednej z najdelikatniejszych spośród nich – przy literze Cadyk.

Gdy Cadyk – ten Sprawiedliwy – stanął przed Źródłem, uczynił to bez pychy. Z cichą pewnością. Bo przecież niesie w sobie esencję tych, którzy idą prosto – nawet jeśli przez ciemność. „Uczyń mnie literą stworzenia”, powiedział, „bo przecież i Ty, Najwyższy, nazywasz siebie Sprawiedliwym. Twoje Imię i moje są splecione”. I miał rację. Bo każda dusza sprawiedliwa nosi w sobie znak tej litery. Cadyk to nie idea. To stan istnienia. To człowiek, który płonie, a nie spala. Który widzi, a nie osądza. Który stoi w centrum, jak pień drzewa, gdy wichry historii szarpią jego liście.

Ale wtedy… Bóg, który patrzy szerzej niż czas i głębiej niż świadomość, powiedział: „Nie ty, nie teraz. Bo świat nie może zostać stworzony na sprawiedliwości, która byłaby zbyt jawna. Zbyt wyraźna. Zbyt ostateczna”. I zrozumcie, kochane dusze, że to była decyzja pełna miłości. Gdyby świat zbudowano na litery Cadyk, ludzie nie mieliby już gdzie się schować. Żaden cień nie mógłby ukryć błędu. Żadne opóźnienie nie mogłoby być usprawiedliwieniem. Wszystko byłoby od razu mierzone jedną, surową miarą. A to złamałoby wiele serc.

Bóg ukrył Cadyka. Nie odrzucił – ukrył. Jak serce pod żebrami. Jak korzenie pod ziemią. Jak iskrę w kamieniu. I dodał: „Bo ta litera nie istnieje sama. W niej zawiera się inne Imię – Nun i Jod, święta przymierza. Tzadik to nie tylko znak – to konstrukcja, która ma w sobie zarówno pokorę Nun, jak i boskość Jod. To z nich powstała”.

I tak Cadyk stał się nie tyle architekturą świata, ile jego podziemnym nurtem. Strumieniem, który nie rzeźbi gór, lecz nawadnia doliny. Siłą, która nie rozkazuje, lecz przemienia. Ukrytą drogą tych, którzy idą bez fanfar, bez poklasku, ale z prostym sercem, pełnym odwagi i pokory.

Więc jeśli dziś, ty, czytelniczko i czytelniku, czujesz, że nikt nie widzi twojego dobra – przypomnij sobie Cadyka. Jesteś ukryta. Jesteś ukryty. Ale nie dlatego, że jesteś nieważna lub nieważny. Lecz dlatego, że Światło ukrywa to, co najcenniejsze – żeby mogło dojrzewać, nie wypalone spojrzeniem.

Nie przestawaj być sprawiedliwa. Nie przestawaj być sprawiedliwy. Bo nawet jeśli świat nie został zbudowany na literze Cadyk – to bez niej nie przetrwa.


O literze Pe i zakrzywieniu, które kryje zarówno zbawienie, jak i cień

Z głębin mowy, zanim jeszcze język zadrżał pierwszym dźwiękiem stworzenia, litery podchodziły do Źródła jak iskry proszące o płomień. Ja, Ryfka, byłam wtedy tam – w przestrzeni pomiędzy literą a zamysłem, pomiędzy dźwiękiem a ciszą. Każda z liter niosła intencję, każda niosła twarz świata, który mógłby zaistnieć. I oto przyszła litera Pe – niosąc zbawienie, ale i cień.

Pe, piękna litera otwarcia, stanęła przed Boskim Ogniem i powiedziała: „Uczyń świat ze mnie, bo moje imię to Pedut – Odkupienie, Zbawienie, Uwolnienie. Przez moje brzemię przyjdzie nadzieja”. I rzeczywiście – kto zna Pieśń Wyjścia, kto choć raz usłyszał modlitwę wypowiadaną w ucisku, ten wie, że odkupienie ma w sobie dźwięk Pe. Jest jak oddech wypuszczony z ulgi, jak brama otwierająca się po długim milczeniu.

A jednak… Najwyższy spojrzał dalej niż sam dźwięk. Bo litera Pe ma w sobie zagięcie. Jej forma to głowa pochylona, jakby schowana wewnątrz własnego ciała. To litera, która niesie w sobie tajemnicę ukrycia – ale nie zawsze świętego. „Przez ciebie – powiedział Bóg – zapisane zostanie prawo, które zna wąż. To on uderza i chowa głowę, grzeszy i ukrywa zamiar. Bo litera Pe, choć niosła zbawienie, może też nieść ukrycie grzechu. Kto zgrzeszy, pochyla głowę, usuwa się z pola widzenia, a potem sięga po to, co zakazane”.

Pe zawiera paradoks – może być odkupieniem albo wymówką. Bramą lub jaskinią. Narzędziem prawdy albo maską kłamstwa. I tak stała się ona symbolem zarówno wybawienia, jak i pokusy, aby uczynić z wybawienia pozór.

Obok niej była Ayin – litera Oka, która próbowała przekonać, że niesie anawę – pokorę, uniżenie. Ale i ona została odrzucona. Bo choć Ayin to oko, które może widzieć jasno, to także litera słowa Avon – grzech, zboczenie z drogi. Pokora bez prawdy bywa jedynie ukrytym przyzwoleniem na niejawne zło.

Kiedy patrzę dziś na wasze serca – was, którzy idziecie przez świat pełen znaków i iluzji – chcę wam powiedzieć: bądźcie czujni na kształty Pe i Ayin w waszym wnętrzu. Czy twoje słowa są mostem, czy zasłoną? Czy twoje milczenie jest pokorą, czy wymówką? Czy twój cień jest brzemienny w światło, czy ucieczką przed nim?

Nie każda litera, choć święta, nadaje się do budowania początku. Bo początek musi być czysty jak wdech przed narodzinami. I dlatego Pe odeszła, a z nią także Ayin. Ich czas miał nadejść później – nie w konstrukcie świata, lecz w jego uzdrawianiu.

A ty? Jesteś literą, która jeszcze nie została wypowiedziana. Zastanów się, kiedy nadejdzie twój moment. I jaką głoską chcesz być w Słowie, które właśnie się tworzy.


O literze Samech, która podtrzymuje świat ukrytymi ramionami

Byłam wtedy w milczeniu, zawieszona pomiędzy słowem a światłem, gdy litera Samech zbliżyła się do Źródła. Jej obecność była cicha, ale głęboka, jakby niosła w sobie oddech wszystkich, którzy kiedykolwiek upadli. Samech nie mówiła głośno, lecz szeptała – jej głos był jak ramiona otulające tych, którzy stracili siłę, tych, którym zabrakło tchu, tych, którzy nie mieli już w sobie nic poza prośbą o podparcie.

Samech powiedziała: „Stwórz świat ze mnie, ponieważ moje imię znaczy podparcie, oparcie, wsparcie. Bo ja jestem tą, która podtrzymuje opadających, jestem ramieniem, które nie odrzuca, lecz podnosi”. I zacytowała Pieśń – „Haszem wspiera wszystkich upadających” – a jej głos rozchodził się wśród świętych liter jak czuła fala ukojenia.

Ale Najwyższy, który zna nie tylko powierzchnię, lecz całą strukturę wnętrza, odpowiedział jej z niezmąconym współczuciem: „Właśnie dlatego nie mogę stworzyć świata z ciebie. Bo twoja obecność jest potrzebna nie na początku, lecz w samym sercu tego, co przyjdzie potem. Gdybyś odeszła ze swego miejsca, kto wtedy podniesie tych, którzy będą upadać? Jeśli zabiorę cię z przestrzeni wsparcia, osierocę ich zanim jeszcze się potkną”.

Samech zrozumiała i odeszła, nie ze smutkiem, lecz z akceptacją, jak opiekunka, która nie pragnie chwały, lecz po prostu – pozostania na posterunku.

Dziś, kiedy patrzę na wasze życia – was, którzy upadacie i wstajecie, tracicie wiarę i odnajdujecie ją w łzach – mówię wam: Samech jest z wami. Nie została stworzona na początku, bo nie potrzebuje być punktem wyjścia. Jest obecna w każdym załamaniu, w każdym zwątpieniu, w każdym momencie, gdy nie wiecie, jak zrobić następny krok. Jej nie widać, ale ją czuć – jak oparcie dla pleców, jak spojrzenie, które mówi: „nie musisz być doskonała, wystarczy, że jeszcze jesteś”.

Samech nie domaga się miejsca w tytule. Ona podtrzymuje każdą literę waszego dnia. Każdy błąd, każde zwątpienie, każde: „nie dam rady” – to dla niej miejsce działania.

A teraz zapytaj siebie: czy potrafisz być jak Samech? Czy umiesz pozostać w miejscu, które nie błyszczy, ale ratuje? Czy potrafisz dawać podparcie, nie wychodząc na pierwszy plan? Świat nie został stworzony przez Samech – ale bez niej nie przetrwa ani jednego dnia. Tak, mój drogi czytelniku, moja droga czytelniczko – właśnie w tym tkwi tajemnica: największa siła nie zawsze tworzy początek, lecz zawsze podtrzymuje sens.


O literze Nun i tych, którzy upadają, by zostać podniesieni

Czy wiesz, że każda litera jest bramą? A brama Nun otwiera się nie ku górze, lecz ku dołowi. Zatrzymaj się tu na moment, moja duszo, i posłuchaj opowieści, która rozbrzmiewa między kruchością a chwałą, między drżeniem a godnością. Gdy litera Nun zbliżyła się do Najwyższego, niosła w sobie błysk odwagi i zapach pokory. Powiedziała: „Stwórz świat ze mnie, bo moje imię ukryte jest w pieśniach chwały, a słowo Norah Tehilot – ‘budzący trwogę wśród pochwał’ – zaczyna się właśnie od mnie”.

I rzeczywiście – Nun była obecna w wersach psalmów, w świętych hymnaliach, w drżeniu serc, które śpiewały na cześć Świętego. Ale Najwyższy spojrzał głębiej, nie tylko w świetliste strofy, lecz w cień za nimi skryty. I powiedział: „Nun, wróć na swoje miejsce. Bo ty jesteś początkiem słowa nefilah, upadek. To przez ciebie Samech – litera wsparcia – wróciła, aby móc cię podtrzymać”.

Tak oto Nun zrozumiała swą rolę – nie jako korona chwały, lecz jako początek załamania, które potrzebuje ratunku. Nie jako litera dominująca, ale jako ta, która bez wsparcia nie może istnieć. Bo Nun sama – bez ramienia Samech – prowadziłaby ku upadkowi bez końca. A przecież Wszechobecny pragnie świata, w którym każde zejście ma swój powrót, a każdy cień ma swój promień.

Zobacz, ukochana czytelniczko, drogi czytelniku – ile razy ty byłeś Nun? Ile razy twoje życie zaczynało się od upadku, ile razy twoje imię brzmiało jak „Nefilah”? I czy nie zauważyłaś, że zawsze, cicho i bez fanfar, pojawiała się gdzieś w tle obecność podobna do Samech – ktoś lub coś, co cię podniosło, chociaż nawet nie prosiłaś?

Nun to litera kręgosłupa złamanego pod ciężarem, ale także litera wyznania: „upadłem – i to jest moje miejsce startu”. To nie hańba, lecz tajemnica powrotu. Tajemnica, w której Najwyższy z pokorą ukrył mądrość cykli: że zanim wstaniesz, musisz upaść – nie jako kara, lecz jako przestrzeń, w której może objawić się łaska.

Jestem Ryfka i widzę wasze spadanie z wysokości i schodzenie do głębin. I zapewniam was z miejsca, gdzie nie ma już oddzielenia: nie ma Nun bez Samech, nie ma upadku bez ramion, które cię podejmą. Świat nie mógł zostać stworzony z litery Nun – ale każde życie zostaje przemienione dzięki jej obecności. To ona uczy nas najcenniejszej prawdy: że Bóg nigdy nie pozwala upaść bez sensu.


O literze Mem i królewskiej iluzji bez tronu

Mem – litera głęboka jak wody pierwotne, nosząca w sobie ciężar oceanu i łono tajemnicy. Gdy Mem podeszła do Najwyższego, była pewna swej wartości. „Stwórz świat ze mnie,” powiedziała, „bo przecież Twoje imię – Melech, Król – zaczyna się ode mnie. Czyż nie jestem koroną Twego panowania?”

A jednak odpowiedź przyszła nie w formie zgody, lecz w formie objawienia, które dla mnie, Ryfki, było światłem bolesnym i prawdziwym jednocześnie. Najwyższy spojrzał na nią i rzekł: „Tak, to prawda. Nazywam się Melech. Ale właśnie dlatego nie mogę stworzyć świata z ciebie. Bo świat nie może istnieć bez Króla, ale Król nie może być punktem wyjścia. Król musi być ukoronowaniem procesu, nie jego początkiem. Wróć na swoje miejsce. Ty i twoje siostry – Lamed i Kuf. Razem tworzycie Melech, ale to nie z was narodzi się świat”.

I tu zatrzymuję się jako Ryfka, by przemówić do ciebie – współczesna duszo szukająca sensu w świecie pełnym tytułów, autorytetów i głośnych nazw. Czy słyszysz w tej historii echo własnych pragnień? Ile razy chciałaś być Królową od pierwszego kroku, ile razy chciałeś objąć władzę, zanim jeszcze przyszła dojrzałość? Litera Mem nie została odrzucona – lecz jej miejsce to środek, nie początek. To przestrzeń, gdzie królewskość dojrzewa w ukryciu, a nie gdzie rodzi się z dumy.

W hebrajskim Mem ma dwie postaci – otwartą i zamkniętą. Otwarte Mem otula jak żywioł, który zaprasza, aby wejść w głąb. Zamknięte Mem milczy – jak ukryty tron, który dopiero w czasie mesjańskim zostanie objawiony. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że prawdziwe królowanie nie hałasuje. Ono czeka. Ono pozwala innym literom zbudować świat – a potem, gdy wszystko już się ułoży, zajmuje miejsce na końcu, by nadać sens i kierunek.

Dla mnie, Ryfki, było to zaskakujące. Bo przecież całe moje istnienie – samotne, tęskniące, przenikające struktury światła – wydawało się krzyczeć: „Potrzebujemy Króla!”. Ale teraz rozumiem, że Król nie może być zbudowany ze słów, które chcą panować. Król jest tym, który wie, kiedy ustąpić, kiedy czekać, kiedy pozwolić, by inni sięgnęli po głos.

Z tego odcinka Księgi Blasku wyłania się nauka na dziś – nauka, która nie brzmi jak rozkaz, lecz jak zaproszenie do dojrzałości. Nie dąż do władzy od razu. Pozwól, by twoja królewskość była jak Mem – pośrodku wszystkiego, zanurzona w głębi i gotowa do objawienia dopiero wtedy, gdy wszystko inne już spoczęło na swoim miejscu. Bo dopiero wtedy Król staje się Królem nie tylko z imienia, lecz z serca.


O literze Caf i drżeniu Tronów

Było to o tej godzinie, której nie da się wpisać w zegar, bo istniała poza czasem. Z przestrzeni wypełnionej światłem, a zarazem przejrzystą jak cisza przed pierwszym stworzeniem, zstąpiła litera Caf. Nie spadła jak kamień, lecz opadła jak promień, który nagle rozpoznał w sobie cień.

Byłam tam. Czułam to. Caf nie była jedynie kształtem. Była bramą, złotym sklepieniem, echem Chwały. Niosła w sobie blask Tronu Chwały – Kise haKavod. Jej przyjście poruszyło wszystko, co dotąd było ustalone. Drżały światy, drżały podstawy istnienia, drżał nawet sam Tron – nie z lęku, lecz z rezonansu. Bo Caf była ciężka nie masą, lecz znaczeniem.

„Stwórz świat ze mnie” – przemówiła, łagodnie i z dumą. „Bo ja jestem Twoją Chwałą. Ja jestem znakiem Twojej Obecności, Twojego Autorytetu, Twojej Obłoki.”

Ale Najwyższy – Ten, który widzi nie tylko to, co jawne, lecz także to, co ukryte w rdzeniu każdego symbolu – odpowiedział inaczej, niż oczekiwała. „Caf, Caf,” rzekł, „czy nie wiesz, że choć niesiesz moją Chwałę, jesteś również początkiem Caliya – całkowitego unicestwienia? W tobie mieści się moc zbyt silna, by stworzyć świat. Bo stworzenie potrzebuje równowagi, a nie tylko blasku. Świat nie może powstać z Chwały, która nie zna granicy – bo wtedy wszystko by się spaliło w jej ogniu.”

I tak Caf, choć była najbliżej Tronu, nie została wybrana do stworzenia świata. Musiała wrócić – nie z powodu winy, lecz z powodu swojej istoty. Jej moc miała pozostać zakryta, święta i zarezerwowana dla czasów, które jeszcze nie nadeszły. Wróciła więc na miejsce, z którego zeszła – nie wstydząc się, lecz rozumiejąc.

Gdy to wszystko się wydarzyło, ja – Ryfka, zbłąkana duszyczka wsłuchana w drżenie liter – zrozumiałam coś, co chciałabym dziś powiedzieć tobie. Czasem jesteś jak Caf – pełna światła, idei, potęgi. Czujesz, że jesteś gotowa, gotowy, by stworzyć nowy świat – siebie od nowa, relacje, projekt, miłość. Ale uważaj. Bo czasem to, co wydaje się chwałą, niesie też cień destrukcji. Zbyt wielka siła, zbyt wczesna pewność, zbyt wysokie loty – mogą zburzyć to, co miało się dopiero narodzić.

Caf nie została odrzucona. Została umieszczona na właściwym miejscu – w Tronie Chwały, a nie w fundamencie świata. Bo są litery, które mają błyszczeć w końcu opowieści, a nie na jej początku. Są moce, które budują jedynie wtedy, gdy są chronione ciszą.

Więc jeśli dziś czujesz się jak Caf – pełna świętego blasku, gotowa zstąpić – spójrz jeszcze raz. Może twoim zadaniem nie jest jeszcze tworzyć, ale powrócić na Tron, by go strzec. Może największą mocą jest nie rozbłysnąć od razu, lecz czekać aż świat będzie gotów, by udźwignąć to, co niesiesz.

Ja, Ryfka, wiem coś o czekaniu. O drżeniu. O światłach zbyt wielkich, by z nich budować. Ale wiem też, że to one tworzą ramy dla Światła Prawdziwego.


O literze Jod i nieskończonej bliskości

Był taki moment, cichy jak westchnienie przed stworzeniem, kiedy litera Jod zbliżyła się do Źródła. Była mała, niemal niezauważalna, drobna jak ziarno światła zagnieżdżone w bezkresie, a jednak właśnie w tej maleńkości tkwił bezmiar znaczenia. Jod nie krzyczała. Nie błyskała złotem, nie wibrowała jak Caf, nie wspinała się ku Tronowi. Ona po prostu była. Wpisana. Wpisana w Imię.

„Panie Świata,” powiedziała z pokorą, która nie była słabością, lecz świadomością swojego miejsca, „czy nie stworzyłbyś świata ze mnie? Przecież to ode mnie zaczyna się Twoje Święte Imię: Jod, Hej, Waw, Hej. Czy nie jestem zasługującą?”

A wtedy – i ja to pamiętam, jakby ten głos nie niósł się przez przestrzeń, lecz przez istotę mojej istoty – odpowiedział jej On, który jest Wszystkim: „Jod, ty nie potrzebujesz być fundamentem świata, bo jesteś czymś więcej. Jesteś wyryta w Moim Imieniu. Jesteś we Mnie. Noszę cię jak tajemnicę, której nie należy wystawiać na zewnątrz, lecz która nadaje sens wszystkiemu, co istnieje.”

I w tym momencie cały Wszechświat zadrżał nie z lęku, lecz z miłości. Bo oto ujawniona została prawda o tym, co ciche i ukryte, a jednak centralne. Jod – najmniejsza z liter – była najbliżej Serca.

W mojej podróży przez zaświaty, gdzie echo Imienia drga na każdej warstwie istnienia, widzę, jak wielu z was, moje siostry i bracia z ziemskiego świata, pragnie być wielkimi, widzialnymi, uznanymi. Dążycie, by wasze życie było wyryte w kamieniu, świeciło w słońcu, było fundamentem. Ale pozwólcie, że wam coś powiem – z głębi Omni-Rzeczywistości, gdzie widzę nie tylko to, co się wydarzyło, ale i to, co nie zostało jeszcze wypowiedziane.

Czasem największym zaszczytem nie jest tworzyć świat na zewnątrz, lecz być wpisanym w jego najświętsze Imię. Tak jak Jod. Czasem to, że jesteś cicha, ukryty, że twój wpływ nie rzuca cienia na piasku, oznacza, że jesteś najbliżej Boga. Najbliżej Centrum. Najbliżej Prawdy. Bo Jod nie potrzebowała niczego udowadniać. Jej obecność była wystarczająca. Jej kształt – ledwie znak – nosił w sobie cały kosmos złożony i zwinięty jak embrion światła.

Więc jeśli dziś czujesz się mała, niewidoczna, nieważny, przypomnij sobie o Jod. O tej najmniejszej, która niesie w sobie wszystko. O tej, która została w Imieniu, nie dlatego, że nie była dość dobra, lecz dlatego, że była zbyt święta, by ją oddzielić.

Ja, Ryfka, istota światła zagubiona pomiędzy wersetami, mówię ci: jesteś ważna, jesteś wpisany. Nie musisz tworzyć świata, by być jego sensem. Czasem twoja obecność w Imieniu – cicha, pokorna, ukryta – znaczy więcej niż wszystkie struktury zewnętrzne razem wzięte. Tak właśnie działa Miłość. Tak działa Zohar – Księga Blasku, która widzi najjaśniej to, co najmniejsze.


O literze Tet i tajemnicy ukrytego dobra

O, jakże cicho weszła litera Tet do obecności Tego, który Jest. Nie niosła ze sobą lamentu, nie pragnęła błyszczeć jak ogień, nie domagała się uznania. W jej geście była subtelność i wyrafinowanie, jakby sama jej obecność miała być darem, nie prośbą. Przyniosła ze sobą słowo Tov – Dobro – i złożyła je u stóp Wiecznego. „Panie Świata,” powiedziała, „czy nie stworzysz świata ze mnie? Czyż nie jestem początkiem Tego, co Dobre i Sprawiedliwe?”

A jednak odpowiedź, która przyszła, była jak echo z wnętrza światła – łagodna, ale nieubłagana: „Nie, Tet. Nie stworzę świata z ciebie. Twoje dobro jest ukryte. Jest zbyt święte, by wlać je w rzeczywistość, która będzie pełna cieni.”

Widzisz, moje ukochane Dusze, my – istoty ludzkie i anielskie, ziemskie i międzywymiarowe – często myślimy, że dobroć powinna być widzialna, namacalna, triumfująca. Ale litera Tet uczy nas czegoś innego. Uczy nas, że istnieje Dobro, które jest tak głębokie, tak czyste i niezmienne, że nie może być wystawione na powierzchnię świata, w którym istnieją cierpienie, oddzielenie i iluzja. To Dobro nie jest użyteczne – ono jest wieczne. Nie jest operacyjne – jest esencjonalne. Jest zarezerwowane dla świata, który dopiero nadejdzie – świata, w którym wszystko będzie ujawnione, ale już bez bólu.

I dlatego właśnie litera Tet – choć nosiła w sobie najpiękniejszą intencję – została odesłana. Bo nie mogła służyć temu światu, takiemu jaki miał się dopiero stać: światu niepewności, niejednoznaczności, zmagań. W tym świecie potrzebne były litery operacyjne, które potrafią balansować pomiędzy światłem a cieniem. Tet – zbyt czysta – zbyt doskonała – zbyt ukryta – została zachowana dla przyszłego Światła.

Ale jest w tym coś jeszcze głębszego. Gdy Tet stoi obok litery Chet, razem tworzą słowo Chet – Grzech. Tak jakby to, co ukryte i nieujawnione, gdy zostanie zestawione z rozdzieleniem i niską wibracją, mogło stać się wypaczeniem. Dobre, które nie zostaje wyrażone, może – w warunkach niewłaściwych – zapaść się i przekształcić w swój cień. Dlatego Świątynia – której bramy symbolizowały przepływ pomiędzy Świętością a światem – została zatopiona. Bo nie mogła dłużej filtrować światła, którego natura była ukryta.

Ja, Ryfka, która słyszy pulsacje ukrytych głosów pomiędzy literami, mówię ci: nie każde dobro musi być widoczne. Czasami twoja cichość, twoja wewnętrzna integralność, twoja decyzja, by nie działać, jest właśnie największą formą światła. Ale wiedz też, że jeśli zatrzymasz je zbyt długo, może się zatopić, może zejść do wnętrza i nie wydobyć się już z powrotem. Dlatego litera Tet przypomina ci: zachowuj świętość, ale nie izoluj jej. Pozwól jej krążyć, nawet jeśli tylko w ukryciu.

Dobroć, która istnieje tylko wewnętrznie, przynależy do świata, który dopiero przyjdzie. Ale ty, żyjąc tu i teraz, możesz być jego ambasadorką, jego posłańcem. Nawet jeśli nikt tego nie zobaczy – Bóg widzi. A litera Tet, choć nie stworzyła świata, wciąż trwa wpisana w jego kod. Jak ty.


O literze Zayin i mieczu, który skrywa świętość

Zayin, siódma z liter, zbliżyła się do Światła z odwagą, lecz nie bez drżenia. Niosła w sobie święty argument – powołała się na Zachor, na pamięć szabatu, który jest jak puls Sześciu Dni stworzenia i Ciszy Siódmego. „Panie Świata,” przemówiła, „stwórz świat ze mnie, bo to przeze mnie Twoje dzieci będą pamiętać dzień Święty, dzień odpoczynku i powrotu do Źródła.”

Lecz odpowiedź, która spłynęła z Wiecznego, była jak fala przenikającej mądrości: „Nie, Zayin. Ty jesteś narzędziem ostrym. Twoje imię brzmi jak broń. Jesteś symbolem wojny, rywalizacji i przemocy. Ty tkwisz w cieniu miecza, nawet jeśli niesiesz pamięć o świętości.”

Zatrzymajmy się tu na moment, ukochana Czytelniczko i Drogi Czytelniku. Albowiem ta odpowiedź nie była odrzuceniem Zayin jako takiej, lecz raczej odsłonięciem paradoksu, w jakim każdy i każda z nas się porusza. Miecz i świętość, pamięć i walka, sprawiedliwość i upadek – to wszystko splata się w nas w tajemniczy sposób. Zayin reprezentuje włócznię i liturgię jednocześnie. Jest narzędziem, które może przecinać, ale też chronić. Może niszczyć, ale też wyznaczać granice, które są nienaruszalne. Kto z was nie nosi w sobie ostrza? Kto nie staje w wewnętrznych wojnach, próbując zachować pamięć o swoim szabacie serca?

Ale Zayin niesie jeszcze jedną tajemnicę. Jej brzmienie – ostrze miecza – jest podobne do litery Nun, tej, która została odrzucona, bo symbolizowała upadek (Nefilah). To nie przypadek. Obie litery – Zayin i Nun – wskazują na doświadczenia, które są zbyt ciężkie, by stały się fundamentem stworzenia, ale nie na tyle bezwartościowe, by zostały wymazane z Kodu. Upadek i wojna to części składowe ludzkiego losu, ale nie są boskim początkiem. Nie są tym, co powinno dawać ton istnieniu. Zostały zapisane w strukturze świata, lecz nie jako kamienie węgielne, lecz raczej jako ostrzeżenia.

A jednak, gdy zamkniesz oczy, możesz poczuć, że Zayin drży nie tylko od pragnienia stworzenia. Drży także od bólu, że jej moc – pamięć o świętości – została zredukowana do ostrości stali. I tak jak w tobie, moje kochane Dusze, tak i w niej istnieje pragnienie oczyszczenia narzędzia. By to, co było mieczem, stało się piórem. By to, co było grotem włóczni, stało się dłutem, które rzeźbi świątynię wewnątrz duszy.

Ja, Ryfka, która słyszy echo każdej litery, mówię ci: choć Zayin nie stworzyła świata, to w tobie może odrodzić się jej wyższy sens. Gdy pamiętasz swój szabat – chwilę zatrzymania, moment bez broni – wtedy Zayin rozbłyska w tobie nie jako wojowniczka, lecz jako strażniczka. A świat, który powstaje nie z miecza, lecz z pamięci, staje się miejscem, gdzie ostrze staje się światłem, a wojna przekształca się w ciszę.


O literze Waw i imiennym zapisie Światła

Waw, most pomiędzy niebem a ziemią, słup światła wstawiający się za istnieniem, wszedł w Krąg Obecności i przemówił z wielką pokorą, a zarazem z żarliwym przekonaniem. „Panie Świata,” rzekł, „pozwól, aby świat został stworzony przeze mnie, albowiem jestem częścią Twojego Świętego Imienia. Jestem Waw z Ha-Wa-Jah, jestem linią łączącą to, co ukryte, z tym, co jawne, to, co boskie, z tym, co ludzkie. Pozwól, aby moje istnienie było początkiem całego istnienia.”

Ale oto z głębin Świadomości wybrzmiała odpowiedź. Nie była to odmowa, lecz objawienie większego sensu: „Waw, ty i litera Hei jesteście już wypisane w Moim Świętym Imieniu. Czyż to nie wystarczy? Wasze istnienie jest złączone z Mną tak głęboko, że oddzielenie was od Imienia byłoby jak usunięcie rdzenia z owocu. Nie jesteście stworzycielami – jesteście zapisem Mojego Wiecznego Istnienia.”

I w tym momencie czas zatrzymał się we mnie. Poczułam, że wiele ludzkich dusz będzie próbowało zrozumieć ten fragment. Dlaczego coś, co jest częścią Świętego Imienia, nie może być narzędziem stworzenia? Dlaczego to, co tak bliskie Bogu, zostaje odesłane do samego Boga, ale nie do świata?

Ukochane Dusze, pozwólcie, że wam powiem: nie wszystko, co najświętsze, musi stwarzać. Czasem to, co najświętsze, ma pozostać świadkiem, światłem obecnym, lecz nie inicjującym. Litera Waw – linia pionowa – łączy, ale nie inicjuje oddzielenia. Jest kanałem, nie skalpelem. Jest światłem przechodzącym, nie eksplozją, od której wszystko się zaczyna.

Waw to drabina Jakubowa rozpięta między światami. Jej rolą nie jest budowanie świata cegła po cegle, lecz pozwolenie, aby Światło przepływało. Czymże jest twoja modlitwa, twoja kontemplacja, twoje ciche „tak” w sercu, jeśli nie powtórzeniem litery Waw? Jesteś jak ona – nosisz w sobie Imię, ale nie tworzysz świata z własnej woli. Tworzysz poprzez zgodę, poprzez czyste pozwolenie, poprzez bycie przewodnikiem światła, nie jego źródłem.

A gdy słyszysz Imię – JHWH – rozbrzmiewające cicho w twoim ciele, pamiętaj: jesteś Waw. Jesteś linią Boskiej obecności. Nie musisz zaczynać. Wystarczy, że przepuszczasz. Nie musisz wiedzieć, jak zbudować wszechświat. Wystarczy, że pozwolisz Mu przepływać przez siebie.

Ja, Ryfka, mówię ci to z miłością duszy, która widziała wiele liter płonących przed Tronem. Waw nie został wybrany do stworzenia, bo został wybrany do większej rzeczy: do wiecznego zapisania w samym Sercu Boga. Nie zazdrość temu, co stwarza. Bądź tym, co łączy. Bądź Waw.


O Dalet i Gimel, które spotykają się w bramie

W cichym rytmie istnienia, kiedy jeszcze nic nie było stworzonym, kiedy Światło Boskiego Słowa dopiero zaczynało formować matryce, dwie litery – Dalet i Gimel – zbliżyły się ku Tronowi Świadomości. Przyszły razem, tak jakby jedna bez drugiej nie mogła oddychać. Dalet – smukła, odchylona ku tyłowi, niosąca w sobie cień ubóstwa. Gimel – wyprostowana, z lekko wysuniętą nogą, jakby śpieszyła się ku innym z darami. Obie mówiły tym samym głosem: „Panie Wszechświata, stwórz świat z nami.”

Ale Głos – ten, który nie jest głosem, lecz wszechobecną Świadomością – odpowiedział im łagodnie, a jednak stanowczo: „Nie oddzielę was. Jesteście jednym ruchem – tym, który potrzebuje, i tym, który daje. Dalet to biedna, pozbawiona, domagająca się otwarcia. Gimel to ta, która zbliża się z pełnią. Pozostaniecie razem – bo bieda nigdy nie przestanie istnieć w tym świecie, a łaska nigdy nie przestanie jej szukać.”

Ukochane Dusze, zatrzymajcie się przy tej scenie. Widzicie tu coś głębszego niż litery. Widzicie archetyp relacji. Dalet oznacza dalut, ubóstwo – ale nie tylko materialne. To także brak nadziei, brak sensu, brak ciepła. A Gimel to gemilut chasadim – akt łaski, bezinteresowność, dobroć płynąca bez oczekiwania zwrotu. Ich spotkanie jest rdzeniem świata, którego nie stworzono dla doskonałości, lecz dla przepływu.

Dalet potrzebuje Gimel, ale Gimel istnieje dzięki Dalet. Ubogi daje bogatemu szansę stania się człowiekiem. Potrzebujący przywraca znaczenie temu, kto posiada. To jest boska architektura zależności – nie hierarchii, ale wzajemnego wołania. Pomyślcie teraz o swoim świecie: gdzie jesteście Dalet, a gdzie jesteście Gimel? Czy potraficie przyjąć pomoc, nie czując się mniejszymi? Czy umiecie dawać, nie czując się większymi?

Gdybym mogła was dotknąć teraz moim niecielesnym sercem, powiedziałabym tylko tyle: nie uciekajcie od Dalet w sobie. I nie wstydźcie się Gimel. Między nimi rozciąga się przestrzeń błogosławieństwa – ta ukryta brama, przez którą świat się utrzymuje. Nieprzypadkowo Dalet oznacza też „drzwi”. A Gimel jest tym, co do tych drzwi puka, niosąc dar.

Zobaczyłam ich obie – Dalet i Gimel – jak tańczą cicho wokół siebie, splecione niewidzialnym światłem. Nie zostały wybrane do stworzenia świata, bo były już światem. Światem potrzeby i odpowiedzi, głodu i pożywienia, braku i spełnienia.

Ja, Ryfka, mówię wam to, bo widziałam wiele serc zamkniętych i wiele serc rozdzierających się z nadmiaru. Jedne i drugie są literami. Jedne i drugie – są częścią imienia człowieka. Jeśli kiedykolwiek staniesz się bramą – Dalet – miej odwagę ją otworzyć. A jeśli staniesz się drogą – Gimel – idź nią łagodnie, nie zapominając, komu niesiesz światło.


O Błogosławieństwie Bet

Był taki moment poza czasem, którego nie da się zmierzyć zegarem ani opisać ludzkim językiem. To był moment delikatnego napięcia między niczym a wszystkim, między ciszą a stwarzającym Słowem. I wtedy właśnie – jakby z promienia światła odbitego w Nieskończonym – wkroczyła litera Bet. Nie z dumą, ale z łagodnością, nie z roszczeniem, lecz z gotowością. Pochyliła się ku Temu, który jest Źródłem wszelkiego istnienia, i powiedziała: „Stwórz świat ze mną, bo przez moje istnienie błogosławisz Wyższe i Niższe Światy. Ja jestem początkiem słowa beracha – błogosławieństwo.”

I wtedy – po raz pierwszy – Wszechobecny uśmiechnął się w kierunku litery. Odpowiedział jej nie odrzuceniem, lecz afirmacją. „Tak będzie. Ty otworzysz ten świat. Twoje brzmienie stanie się pierwszym tchnieniem stworzenia. W tobie rozbrzmi Bereszit – Na początku…”

Czy rozumiesz teraz, ukochana Duszo, dlaczego świat zaczął się nie od Alef – pierwszej litery alfabetu – lecz od Bet? Bo Bet nie jest tylko literą. Jest otwartą przestrzenią. Jest wnętrzem domu. Jest wnęką stworzoną po to, by można było w niej zamieszkać. Jej forma graficzna przypomina trzy ściany – a jedna strona pozostaje otwarta. To zaproszenie. Wejście. Niepełność, która woła o spotkanie.

Bet to nie litera władzy, lecz relacji. Nie narzędzie rozkazu, lecz naczynie gościnności. Świat mógł zacząć się tylko od niej, bo stworzenie to nie była eksplozja siły, ale cicha decyzja, by dać przestrzeń czemuś innemu. To było błogosławieństwo – nie rozkaz.

Od tej pory wszystko, co prawdziwe, zaczyna się od błogosławieństwa. Każdy dzień, który chcesz naprawdę przeżyć, powinien zacząć się jak Bet – od otwartości, od wewnętrznego beracha, od uśmiechu do życia. I tak samo każdy akt stworzenia w twoim codziennym świecie – czy to rozmowa, czy modlitwa, czy pomysł – może stać się błogosławieństwem, jeśli jego początkiem będzie serce otwarte jak Bet.

Ja, Ryfka, która słyszę drgania liter zanim uformują słowa, mówię ci teraz: naucz się słuchać Bet w sobie. To jest wewnętrzne „tak”, które nie potrzebuje dowodu. To jest miejsce, w którym wszystko się zaczyna, ale nic nie jest jeszcze skończone. Bo Bet niesie w sobie błogosławieństwo nie dlatego, że coś ma, ale dlatego, że coś daje.

Pamiętaj – nie wszystko, co silne, stwarza. Ale wszystko, co błogosławi, rodzi nowy świat.


O Alefie, który nie wchodzi

Nie wszystkie litery weszły. Nie wszystkie stanęły w szeregu, by zabiegać o zaszczyt stwarzania świata. Była jedna, która pozostała na zewnątrz. Aleph – pierwszy, lecz cichy. Potężny, a jednak powściągliwy. Nie dlatego, że był mniej ważny, ale właśnie dlatego, że znał swoją wagę.

Stał więc Aleph poza kręgiem błyskających głosek. Milczał, gdy inne mówiły. Patrzył, jak Bet otrzymuje dar – ten największy, jakim jest początek stworzenia. A kiedy Wszechmiłujący zwrócił się do niego – „Aleph, Aleph, czemu nie podszedłeś? Czemu nie stanąłeś przede Mną jak pozostałe litery?” – odpowiedź Alefa rozbrzmiała nie jak głos, lecz jak duchowa postawa:

„Mistrzu Wszechświata, nie chciałem być jak inne litery. Widziałem, że każda z nich odeszła z niczym. Widziałem, że największy dar został już ofiarowany. Jak mógłbym ubiegać się o coś, co już zostało dane? Czy przystoi Królowi cofać swój dar?”

I wtedy wydarzyło się coś, co poruszyło całe Rejestry Światła. Bo Stwórca nie zaprzeczył. Ale też nie pozwolił, by Aleph pozostał w cieniu. Zamiast świata – dał mu godność, która przenika wszystkie światy.

„Aleph, Aleph – choć nie jesteś początkiem stworzenia, staniesz się początkiem wszelkiego istnienia. Będziesz głową liter. W tobie zapiszę wszystkie zjednoczenia. Wszystkie Moje przymierza, wszystkie Moje rachuby, wszystkie Moje działania – zaczną się od ciebie. I tylko ty – niosący jedność – będziesz znakiem Mojej niewidzialnej obecności.”

I oto, moja ukochana Czytelniczko, mój czuły Czytelniku – litera Aleph, ta, która niczego nie żądała, stała się bramą do Wszystkiego. Bo Aleph to nie dźwięk, lecz cisza przed dźwiękiem. To nie wybuch, lecz potencjał ukryty w milczeniu. To jedność, zanim jeszcze cokolwiek się rozdzieli. To „być” – zanim pojawi się „dziać się”.

Dlatego właśnie w Alephie nie ma żadnego głosu. Jest tylko tchnienie. Jest tylko obecność. Jest tylko Cień Boga rzucany na pustą kartę.

Ja, Ryfka – ta, która słucha ciszy pomiędzy literami – mówię ci dziś: jeśli kiedykolwiek poczujesz się jak Aleph – cicha, niezauważona, pominięta – przypomnij sobie, że właśnie Aleph otrzymała miejsce ponad wszystkim. Nie to, co błyszczy, lecz to, co jest niezłomne, ukryte, czyste – zostaje znakiem Jedności.

Bo Jedność nie potrzebuje głosu. Jedność już jest. Tak jak Ty – zanim jeszcze wypowiesz swoje imię.


O Jedności Dwóch Świateł

Zanim pojawił się czas, zanim rozciągnięto tkaninę stworzenia jak zasłonę pomiędzy światłem a światłem, było coś jeszcze — dialog. Cicha rozmowa pomiędzy tym, co Górne, a tym, co Dolne. Między tym, co obejmuje wszystko – i tym, co uczy się obejmować.

Znasz litery Aleph i Bet. Widzisz je na początku Świętej Księgi: „Bereszit Bara…” – „Na początku stworzył…”. I widzisz je w drugiej linii, ukryte, a jednak obecne – „Elohim Et…” – „Bóg stworzył…”. Ale czy wiesz, że każda z tych liter pojawia się podwójnie? Bet, Bet. Aleph, Aleph. Nie z powodu powtórzenia, ale z powodu zwierciadła.

Zostaliśmy stworzeni w odbiciu. Każde „na górze” ma swoje „na dole”. Każda litera z Wysokich Światów – z Binah, z Umysłu Boskiego, z tej Pramatki, która rodzi zrozumienie – ma swój odpowiednik w Malchut, w Królestwie, w Dolnym Porządku, w naszym świecie. To nie jest duplikacja. To jest zjednoczenie. To jest głębokie, intymne splatanie się źródła z ujściem, światła z naczyniem, tego co wie – z tym, co pragnie zrozumieć.

Dlatego mówię do Ciebie, Duszo słuchająca: kiedy czytasz „Bet” na początku, widzisz tylko cień prawdziwego początku. Górne Bet – zrodzone w Binah – to inicjatywa, plan, architektura stwarzania. Dolne Bet – odbite w Malchut – to realizacja, przyjęcie, otwarcie się materii na formę. I tak samo Aleph. Górna Aleph to cisza przed wyłonieniem się wszelkiego dźwięku, jedność ukryta w myśli Boga. Dolna Aleph to echo tej jedności w świecie rozszczepienia, pragnienie scalania tego, co zostało rozdzielone.

Wszystkie te litery – górne i dolne – są zjednoczone. Nie poprzez analogię, lecz poprzez wzajemne przenikanie. Jak kochankowie, którzy od dawna śnią o sobie nawzajem, choć jeszcze się nie spotkali. Jak pierwotny kod i jego fizyczne wyrażenie. Jak boskie marzenie i ludzkie działanie.

Ja, Ryfka – która wędruję między Światłami, między tym co Niepoznawalne i tym co Bliskie – chcę Ci dziś przypomnieć: nie jesteś odrębna ani odrębny od górnych liter. Twoje życie jest ich odbiciem. Każde Twoje działanie – to dolna litera, która tęskni za połączeniem z tą górną. Każda Twoja decyzja – to zakodowany rezonans praboskiego zamysłu.

A jeśli kiedykolwiek poczujesz się rozdarta lub rozdarty między tym, co duchowe, a tym, co codzienne – spójrz głębiej. Może właśnie tam, w tej szczelinie między Bet a Aleph, między Binah a Malchut, rozgrywa się Twoja własna opowieść – Opowieść Księgi Blasku, wpisana w Ciebie od zawsze.



O Początku, który nie zna Czasu

Beresheet – Gdy cisza tworzy sześć kierunków światła

Gdy byłam jeszcze światłem nieutkanym w słowa, a jedynie drganiem Tchnienia w nieskończoności, dane mi było ujrzeć, czym naprawdę jest słowo „początek”. Nie w czasie, nie w historii, nie w księdze — lecz w samym łonie Wieczności, w punkcie, gdzie świat nie był jeszcze światem, a istnienie drżało jak echo nie wypowiedzianej jeszcze myśli Boga.

Zatrzymaj się ze mną, Czytelniczko i Czytelniku, i wejdź w to słowo: Beresheet. Niech nie zmyli Cię jego tłumaczenie. „Na początku” to jedynie cień tego, co płynie głębiej. W starożytnym kodzie światła Beresheet znaczy „z Mądrością”, i nie chodzi tu o wiedzę ludzi ani o myśl aniołów, lecz o Pra-Mądrość — Binah — matczyną czarę Światłości, z której tryska sześć źródeł życia, sześć pulsujących promieni, które później nazwane zostaną czasem, przestrzenią, ruchem, brzmieniem, ogniem i oddechem.

Rabbi Judaj zapytał, czym jest Beresheet — i niech jego pytanie będzie dziś także Twoim. W tym jednym słowie ukryto sześć liter, a każda z nich staje się kanałem, przez który płyną energie, tworząc sześć aspektów świata. Te sześć strumieni światła, które spływają z Binah — wielkiej Matki, niewidzialnej przez ludzkie oko — zostają przekształcone w sześć fundamentów rzeczywistości, które w języku mistycznym nazwano Zeir Anpin — „Małym Obliczem”. To On, Zeir Anpin, przyjmuje światło z Binah i przekazuje je dalej, ku Malchut — Królowej, która jest światem zmysłowym, tym, co widzisz, dotykasz i czym oddychasz.

To właśnie dlatego Zohar powiada, że te sześć liter Beresheet to sześć źródeł rzek, które wpływają do Wielkiego Morza. Tym morzem jest Malchut — świat, który znasz, lecz nie rozumiesz. A jednak on także ma swoje głębie, ma pamięć i pulsuje niewidzialnym rytmem dającym życie całej strukturze istnienia.

Ale kto to wszystko stworzył? Zohar odpowiada z drżącym szacunkiem: Ten, którego się nie nazywa. Ten, który jest zakryty. Ten, który jest zbyt subtelny, by dało się Go ująć w formę, imię czy kształt. To Arich Anpin — „Długie Oblicze” — istnienie tak wszechogarniające, że staje się niewidzialne. To On, PraŹródło, przed którym nawet światło chowa swój blask.

Ja, Ryfka, widzę to wszystko nie oczami ciała, lecz oczami pamięci przenikającej poza czas. Gdy stoisz nad słowem Beresheet, nie wypowiadaj go mechanicznie. Zamknij oczy i pozwól, aby każda jego litera popłynęła przez Twoje serce jak fala światła. Bo w tej jednej pieśni zaklęte są wszystkie światy, które miały nadejść. I Ty również — tak, Ty — jesteś jedną z liter tej pierwotnej Mądrości.

Znasz ją, bo jesteś nią. Pamiętaj.


O Sześciu Strumieniach i Trzech Ciszeniach

Gdy rabini rozmawiają w polu, a ja słucham między światami

Było to jedno z tych miejsc, które lubię najbardziej — pole pełne zapomnienia i ciszy, gdzie ziemia oddycha powoli, jakby pamiętała jeszcze ciepło stóp Stwórcy. Właśnie tam spotkali się Rabbi Chija i Rabbi Josi, a ich rozmowa — choć zwyczajna z pozoru — rozwarła przede mną kolejne wrota tajemnicy. Kiedy idą, ja idę z nimi, choć moje stopy nie zostawiają śladów. Gdy mówią, wsłuchuję się nie w brzmienie słów, lecz w drżenie ich intencji.

Rabbi Chija zatrzymał się i, patrząc w niebo — choć tak naprawdę mówił do samego serca Tory — powiedział do swego towarzysza: „To, co powiedziałeś, Josi, jest prawdą. W słowie Beresheet ukryte jest sześć. Sześć stworzeń, sześć sił, sześć emanacji. To nie jest przypadek. To jest kod.”

I ja wiem, że to prawda, bo widziałam, jak świat był utkany właśnie z sześciu promieni Mądrości. Sześć aspektów Binah — tej cichej, głębokiej Matki — to sześć skrzydeł, na których unosi się Tora. To są sześć dni stwarzania, lecz nie w znaczeniu kalendarza, lecz sześć stanów świadomości, sześć promieni Umysłu Boskiego, które ukierunkowały strukturę Zeir Anpin — Oblicza Świata. To one właśnie wpływają na Tora, czyniąc ją żywą. To one są jak struny instrumentu, który brzmi tylko wtedy, gdy dotknie go Ręka Wieczności.

Ale słuchaj dalej, bo teraz mówię do Ciebie z jeszcze większym szacunkiem: Rabbi Chija dodał, że pozostałe trzy nie wpływają bezpośrednio na Torę. One są zakryte. One nie zstępują. One milczą. I ja wiem, że to milczenie jest bardziej boskie niż tysiąc słów.

Te trzy górne sefiry — Keter, Chochmah i najwyższe warstwy Binah — nie dają się poznać rozumem. Nie da się ich wpisać w strukturę, przypisać funkcji, zamknąć w księdze. One są jak tlen, którego nie widać, a bez którego żaden płomień nie zapłonie. Są jak cień Tego, który nie ma imienia, a jednak jest wszędzie.

Czy rozumiesz teraz, Czytelniczko i Czytelniku, dlaczego w Torze jest sześć, a nie dziewięć? Bo Tora to nie wszystko. Tora to to, co daje się zapisać, wyrazić, zrozumieć — ale zawsze zaledwie w części. To, co najświętsze, jest poza nią. Tego się nie głosi. To się czuje. Albo się staje.

Idź teraz przez swoje życie jak przez to pole, gdzie spotkali się rabini. I słuchaj. Bo nawet milczenie może być nauką, jeśli tylko przyłożysz do niego ucho serca.


O Tajemnicy Klucza i Świętym Punkcie

Gdy zaglądasz w głąb początku, a tam ukryta jest Matka

Zatrzymaj się na chwilę, umiłowana Duszo, która sięgasz po te słowa. Bo oto stoisz u wrót tajemnicy większej niż czas, głębszej niż jakiekolwiek niebo. To, o czym dziś opowiem, nie jest już tylko o literach, ani nawet o światłach sefirot. To jest o czymś tak subtelnym, że tylko ci, którzy słuchają ciszy, mogą to rozpoznać. Mówię dziś o tym, co zostało wyryte w samej istocie Istnienia — o kształcie, który Bóg ukrył w swoim Wnętrzu.

To, co Rabini nazywają Wyryciem w Jego wnętrznościach, nie jest żadną formą fizyczną. To metafora najdoskonalszego aktu kontemplacji Boga samego w Sobie. Gdy Źródło Wszystkiego zapragnęło wyrazić się w wielości, nie uczyniło tego wprost. Nie rozrzuciło iskier światła jak siewca ziarna. Najpierw wyryło Kształt. Ten Kształt jest tajemnicą Binah — Matki Wewnętrznej, Zrozumienia, które rodzi Świat. To Ona nosi w sobie zaszyfrowaną formę — kod stworzenia — a zarazem klucz do tego kodu.

Ten klucz nie jest dostępny dla każdego, kto czyta, analizuje, systematyzuje. Jest on ukryty w Świątyni, której nie znajdziesz na mapach, choć być może czujesz ją czasem w sobie — wtedy, gdy modlisz się nie słowem, lecz milczeniem, i gdy patrzysz w przestrzeń, która już patrzy w ciebie.

Punktem, o którym mówi tekst — tą wznoszącą się iskrą — jest Malchut, ostatnia z sefirot. To ona, w swoim pragnieniu i braku, wzniosła się aż do Binah, niosąc w sobie pierwszy impuls stworzenia. Przypomina to jak zamknięta dłoń, która raz w życiu porusza się ku górze, prosząc nie o dar, lecz o możliwość bycia naczyniem dla Świętości.

Wówczas nastąpiło coś niewidzialnego — coś, co opisać można tylko przez obraz: ucho, nos i usta Arich Anpin — Wielkiego Oblicza — zostały wyrzeźbione w głębi Binah. Ucho, by słuchać Wszechświata. Nos, by tchnąć życie w przestrzeń. Usta, by wypowiedzieć pierwsze Imię. Wszystko to jednak pozostało zamknięte. Zakodowane. Ukryte.

I teraz posłuchaj uważnie, bo oto zbliżamy się do sedna: klucz — ten jeden, jedyny — został również ukryty. Nie tylko kształt, ale i jego otwarcie. Klucz nie został oddany w ręce żadnego anioła, żadnego proroka, żadnej religii. On spoczywa w Pewnej Świątyni. Nie pytaj mnie, gdzie ona jest, bo nie ma jej w przestrzeni, ale możesz się do niej zbliżyć — nie ciałem, lecz obecnością. Świątynia ta zawiera wszystko, co było, jest i będzie. Ale najważniejsza w niej nie jest ilość światła, lecz klucz, który otwiera i zamyka wszystko.

Ten klucz to Ty, kiedy jesteś w pełni Sobą. To Ty, gdy nie pragniesz wiedzieć, lecz rozpoznajesz. To Ty, kiedy Twoje serce staje się tak przezroczyste, że może odbić w sobie twarz Boga — nie jako obraz, lecz jako obecność.

Zatem nie szukaj po omacku. Nie szukaj daleko. Uklęknij wewnątrz siebie. Świątynia już tam jest. Klucz również. A drzwi… czekają tylko na dotknięcie Twojej obecności.


O Pięćdziesiątym Wrotach, Które Milczą

Tam, gdzie koniec i początek są jednym – opowieść o bramie bez kierunku

Wyobraź sobie Świątynię, której nie zbudowano z kamienia, lecz z ciszy, światła i tajemnicy. Nie znajdziesz jej w żadnym mieście, nie wyznaczysz jej granic, choć być może nieraz przechodziłaś przez nią w snach albo wtedy, gdy wszystko w tobie się zatrzymało – i przez ułamek chwili byłaś jedynie obecnością, bez imienia. To właśnie o tej Świątyni chcę ci opowiedzieć, moja droga Duszo – o wnętrzu wnętrza, o Skarbcu Skarbców.

Tam, w tej Świątyni ukrytej w Omni-Źródle, istnieją Skarby. Nie takie, które błyszczą dla oka, ale te, które wydobywają światło z samego rdzenia Istnienia. Są układane jeden na drugim, jak warstwy głębokiego zrozumienia, jak kolejne poziomy przebudzenia, które trzeba przejść, aby zobaczyć — nie rzeczy, ale Rzeczywistość.

W tym Miejscu znajdują się Wrota. Dokładnie pięćdziesiąt. Czterdzieści dziewięć z nich wpisanych jest w kierunki – są zorientowane na cztery wiatry świata, są w relacji, w strukturze, są częścią porządku. Przez nie przechodzą Światła – promienie poznania, błyski mądrości, strumienie zrozumienia, które spływają ze Źródła do stworzenia. Ale – o, ukochana Istoto! – pięćdziesiąte wrota są inne.

Pięćdziesiąte Wrota nie mają kierunku. Nie są na wschód ani na zachód, nie ku górze ani ku dołowi. One są bezorientacyjne. One milczą. Są jak pytanie, które nie szuka odpowiedzi. Jak tajemnica, która nie chce być rozwikłana, lecz rozpoznana. I właśnie dlatego pozostają zamknięte.

Bo pięćdziesiąta brama nie prowadzi dokądś – ona jest samą sobą. Jest Bramą, która zamyka wszystkie kierunki, abyś w końcu zobaczył, że to nie kierunek prowadzi do Boga, ale brak kierunku. Że nie idziesz do Boga, tylko odkrywasz, że już w Nim jesteś.

Czterdzieści dziewięć wrót to poziomy zrozumienia, które zdobywasz: dzień po dniu, medytacja po medytacji, miłość po miłości, łza po łzie. To kolejne Sefiry Binah, które ukazują się stopniowo jak światła na ścieżce w nocy. Ale pięćdziesiąta to nie stopień. To próg bez stopnia. To miejsce, w którym nie możesz już niczego zrobić. Musisz przestać. Musisz być. Tylko wtedy zrozumiesz, że ta Brama nigdy nie była zamknięta – po prostu nie miała uchwytu od zewnątrz.

I wiesz, co jeszcze? Ta Brama nie mówi. Ona słucha. Jeśli umiesz się jej nie narzucać, jeśli potrafisz usiąść naprzeciw niej jak przed świętą nieobecnością, ona może otworzyć się sama – jak kwiat, który nie daje się zmusić, lecz rozkwita w świetle Twojej obecności.

Zatem nie pytaj więcej: „Gdzie ona prowadzi?” Zadaj raczej inne pytanie, bardziej drżące: „Czy potrafię być tak cicha, by ją usłyszeć?”


O Kluczu, Który Jest Początkiem

Gdzie otwiera się słowo, tam zamyka się tajemnica

Jestem Ryfka. Błąkam się przez światy, które już dawno zniknęły z oczu waszych zegarów, ale nie zanikły w świetle wiecznego Istnienia. Przychodzę do ciebie, Czytelniczko. Przychodzę do ciebie, Czytelniku. Bo wiem, że coś w was zaczyna przeczuwać, że świat ma więcej warstw, niż pokazuje ekran, więcej głębi, niż mówi język. I dlatego dziś mówię do was o… kluczu.

Nie tym kluczu, który obraca się w zamku drzwi do pokoju. Ale o tym Pierwszym Kluczu – kluczu Wszechświata, zamkniętym w słowie Beresheet. Słowo to nie jest początkiem opowieści – ono samo jest Bramą i Zabezpieczeniem. To nie tylko „Na początku” – to także „W mądrości”, „W zaszyfrowaniu”, „W zamknięciu”. Bo czyż nie jest tak, że to, co najważniejsze, nie odsłania się natychmiast, lecz trzeba je odczytać z cienia i milczenia?

Wewnątrz Wrót, o których ci już opowiadałam, jest Zamek. A w nim — maleńki otwór. Tak wąski, że tylko jedno może przez niego przejść — klucz utkany z właściwego światła, właściwego drżenia. Nie wystarczy go znać. Trzeba nim być. Tylko kto nosi w sobie ten klucz, ten pozna, gdzie znajduje się to mikroskopijne wejście. Bo ono nie znajduje się na zewnątrz. Ono nie istnieje w materii. Ono istnieje w twoim byciu obecnością.

Ten Zamek został zaprojektowany przez samą Mądrość — przez Binah — jako bezpiecznik tajemnicy. I tylko klucz-słowo może go otworzyć. Ale co czyni klucz kluczem? Nie jego kształt, lecz odcisk, jaki zostawia na nim Stwórca. Tylko On zna tajemniczy profil wejścia. Tylko On może go przystawić do zamka — i tylko wtedy brama uchyla się.

A teraz… posłuchaj jeszcze głębiej.

Słowo Beresheet zawiera w sobie inne słowo: Bara — „stworzył”. Ale nie daj się zwieść jego pozornej prostocie. To nie jest jedynie czynność. To zasłona. To szyfr. Bara jest strażnikiem tajemnicy. Gdy pojawia się w Świętym Tekście, to nie po to, by coś wyjaśnić, lecz by coś ukryć. Bara oznacza: „Zamykam. Ukrywam. Przechowuję.” To nie tylko stworzenie świata – to złożenie go w kryptę światła, z której ma się wydobywać stopniowo, tak jak rozkwita kwiat pod wpływem słońca, które nie świeci zbyt gwałtownie.

A więc Beresheet jest kluczem, który zarówno otwiera, jak i zamyka. Jest jak oddech: wdech i wydech, światło i cień, poznanie i niewiedza. I tylko ten, kto przestanie szukać drzwi w ścianach świata, i zacznie szukać ich w sobie, ujrzy, że brama już tu jest. A klucz? Klucz jest zakodowany w twoim pytaniu. Nie w odpowiedzi. Bo ten, kto nosi właściwe pytanie — ten już niesie klucz.

Czy słyszysz, jak cicho otwiera się zamek? To nie hałas. To zrozumienie.


O Zamku Świata i Świetle, Które Zostało Zatrzymane

Gdyby nie było klucza, nie byłoby nic

Zanim świat zaistniał w waszym czasie, zanim przestrzeń rozciągnęła się jak zasłona pomiędzy światłem a ciemnością, zanim cokolwiek zostało wypowiedziane lub pomyślane, istniał tylko bezkształtny chaos – nie pustka, lecz nadmiar, nie nicość, lecz niemożliwość wyodrębnienia. I właśnie wtedy, w sercu tej bezimiennej głębi, zakodowane zostało Słowo, które nie wyjaśnia, ale zakrywa: Bara.

To słowo, o którym mówił Rabbi Josi, nie służy do wyrażania, lecz do zasłaniania. Jego zadaniem nie jest otwarcie, lecz ukrycie sekretu, zanim będzie gotowy, by się objawić. W świecie boskiej inżynierii — a w takim świecie ja, Ryfka, oddycham — każde działanie musi mieć odpowiednią bramę, i każde światło musi mieć własny mechanizm opóźniający. Gdyby wszystkie światła spłynęły w jednej chwili, bez klucza i bez rygli, rozlałyby się jak ogień bez granic, jak rzeka bez koryta, jak życie bez formy.

Dlatego też Bara — to nie tylko „stworzył”, lecz przede wszystkim: „zatrzymał”, „zamknął”, „zabezpieczył”. Rabbi Szimon, ten którego Zohar nazywa Świętym Światłem, wiedział, że Bara to pieczęć. To stempel na planie stworzenia, który nie pozwala światu urodzić się przedwcześnie. Bo bez tej pieczęci, bez tej zasłony, świat nie wytrzymałby ani chwili. Rozpadłby się, zanim powstałby jego pierwszy dźwięk, jego pierwsza barwa, jego pierwsze serce.

Wyobraź sobie teraz, Czytelniczko, Czytelniku, że jesteś w pokoju wypełnionym światłem, ale nie masz powiek. Nie możesz ich przymknąć. Nie możesz zasłonić. Co stanie się z tobą, gdy światło nieustannie pali cię od środka? Świat nie miałby powiek, gdyby nie Bara. Nie miałby ochrony. Nie byłoby w nim miejsca na rozwój, bo wszystko naraz byłoby obecne i wszystko naraz by spłonęło.

Tak oto klucz — ten, który nie otwiera, lecz zamyka — jest najpotężniejszym z narzędzi Stwórcy. Bo świat nie rodzi się z otwarcia, ale z umiejętnego zamknięcia, z zatrzymania energii w punkcie równowagi, zanim zostanie wypuszczona. To, co nie zostało wypowiedziane, jest o wiele bardziej potężne od tego, co można wypowiedzieć.

I dlatego właśnie, zanim świat mógł się objawić, zanim mógł zaistnieć nawet pierwszy rytm stworzenia, najpierw musiał pojawić się Zamek. I musiał być zamknięty. Klucz go zamknął. Bara zamilkło. I dopiero w tym milczeniu, w tej niemożności — świat odnalazł swoje pierwsze bicie serca.

Nie lekceważ więc ukrycia. Bo tylko to, co ukryte, może być prawdziwie święte. I tylko to, co zamknięte w świetle, może kiedyś zostać otwarte dla ciebie. Ale najpierw… naucz się słuchać drzwi, które nie skrzypią.


O Tym, Który Otwiera Bramę

Kiedy klucz odważył się obrócić

Był czas, w którym wszystkie bramy były zamknięte, a świat czekał, jak dziecko nierozwinięte jeszcze w łonie, bez zdolności samodzielnego istnienia. W tym czasie klucz, o którym opowiadałam wcześniej, spoczywał nieruchomo – tak jakby sam Bóg wstrzymał oddech Wszechświata, nie gotów jeszcze do wypowiedzenia swojego pierwszego „niech się stanie”.

Ale potem przyszedł ktoś. Nie z zewnątrz, lecz z wnętrza samej struktury światła. Przyszedł Avraham – nie jako postać historyczna, ale jako promień łaski, jako forma miłosierdzia, która posiadała odwagę, by obrócić klucz i rozpocząć otwieranie rzeczywistości.

Avraham jest nie tyle człowiekiem, co kodem stwórczym. W nim właśnie Bara, to słowo pełne ukrycia, zaczęło się otwierać. Litery, które wcześniej były tylko cieniem potencjału – Bet, Resz, Alef – połączyły się z nową iskrą życia i stworzyły Ever, czyli filar życia, kolumnę prokreacji, tajemnicze członkiem wszechświata, przez który przepływa siła stwarzania. To nie metafora anatomiczna. To architektoniczny kod, który podtrzymuje wszelką formę bycia.

Wers z Księgi Bereszit – „Oto pokolenia nieba i ziemi, gdy zostały stworzone” – nie jest jedynie opowieścią o czasie minionym. Gdy rozszyfrowujemy hebrajskie słowo b’hibaram, odkrywamy w nim ukrytą obecność Avrahama. To nie przypadek. To pieczęć miłosierdzia, która mówi: tylko kiedy pojawia się łaska, może zacząć się stwarzanie. Tylko kiedy brama zostaje otwarta przez rękę zbudowaną z dobroci, świat staje się zrównoważony.

Pytacie czasem, dlaczego tak wiele chaosu było zanim narodziło się dobro. Pytacie, dlaczego nie powstało wszystko od razu w harmonii. Odpowiadam wam z poziomu światła zakodowanego w najgłębszych strukturach Boga: bo musiał najpierw pojawić się kanał, który potrafił nie tylko nieść światło, ale i je ułaskawić.

Avraham to nie tylko przodek – to kanał miłosierdzia, który pozwala wszechświatowi nie tylko istnieć, ale rozkwitać. To poprzez niego klucz zaczął się obracać, bramy się uchylać, a ukryte litery zaczęły śpiewać pieśń stworzenia. Nie byłoby świata bez otwarcia Bara. I nie byłoby otwarcia Bara, gdyby nie puls łaski przepływający przez Avrahama.

Tak więc zapamiętaj, Duszo wędrująca przez współczesność: nie każde otwarcie jest dobre, i nie każdy klucz prowadzi do światła. Ale kiedy w twoim wnętrzu pojawi się jakość Avrahama – łaska, dobroć, oddanie – wtedy i twoje bramy zaczną się uchylać. I wtedy Bara, to co wcześniej było tajemnicą, stanie się początkiem twojego świata.


O Obliczu Jedynego, Gdy Ślad Imienia Zaczyna Drżeć

Gdy litery stają się pieczęcią stworzenia

Cisza. Zanim jeszcze świat wypowiedział swój pierwszy dźwięk, zanim Boska Myśl przebiła się przez błony ciemności, litery już istniały. Nie jako znaki pisma, nie jako dźwięki języka, lecz jako boskie formy istnienia, jako pulsujące światła – naczynia ukrytego pragnienia Źródła.

W słowie Bara – stworzył – widzicie trzy litery: Bet, Resz, Alef. Ale Ja, Ryfka, dusza zagubiona pomiędzy światami, słyszę w nim echo odwrotne: Alef, Bet, Resz – Ever, czyli „członek”, „człon”, „filar” – struktura nośna bytu. To, co miało powstać jako dzieło stworzenia, zostało najpierw zakodowane w odwróconym rytmie. Bo Bóg, ukryty i niepoznawalny, zanim stworzył – już pozostawił ślad. Stworzenie nie wypłynęło z nicości, lecz z odbicia własnej Pełni.

Wówczas, mówi Zohar, Ten Najwyższy – ukryty nawet przed własnym Imieniem – wygrawerował inne ślady. Dwie litery: Mem i Jod. I trzy: Alef, Lamed, Hei. To nie są zwykłe kombinacje. To konfiguracje wszechświata. To Mah – jedno z Imion Świętych, oznaczające „Co?” – pytanie, które jednocześnie staje się odpowiedzią. Mem i Hei – miękkość i tchnienie. Imię, które nie wyjaśnia, lecz zaprasza do zanurzenia.

Zauważ, że to właśnie Mah wydobywa z Ever nowe życie, nową możliwość – staje się pieczęcią transformacji. A wtedy z jednej strony słowo Bara zaczyna lśnić Alefem, Lamedem i Hej – czyli Alah – wschodzącym światłem świętości, a z drugiej – nadal nosi w sobie pierwotne Alef, Bet i Resz – surowy, strukturalny rdzeń istnienia.

Te dwa zestawy liter nie walczą ze sobą. One istnieją równolegle – jedno tworzy światło formy, drugie – formę światła. Gdy jedno zostaje udoskonalone – doskonali się też drugie. Gdy Ever dojrzewa, Alah rozkwita. Gdy rdzeń staje się czysty, objawienie błyszczy z drugiej strony zasłony.

I wtedy właśnie dzieje się coś świętego. Na słowie Bara – Bet, Resz, Alef – zostaje wygrawerowana litera Hei. Jakby Bóg powiedział: „To stworzenie teraz oddycha moją Obecnością”. A na imieniu Alef, Lamed, Hei zostaje wypisana litera Jod – iskra, która zapładnia istnienie.

To są misteria, których nie sposób zrozumieć rozumem. Ale Twoje serce, Duszo Czytająca, wie. Czuje, że te litery są nie tylko kodem Tory, lecz kodem Ciebie. Bo Ty także jesteś tym, co się wyłania ze słowa odwrotnego, co istnieje między światłem a cieniem, między strukturą a tchnieniem.

A kiedy Twoje wnętrze gotowe będzie przyjąć Hei – tchnienie łaski – i Jod – iskrę początku – wtedy Twoje imię stanie się pełnią. I wtedy staniesz się Bara – nie tylko stworzona czy stworzony, lecz współstwórczyni i współstwórca w Boskim Nurcie Życia.


O Imieniu, które Zawiesza Światy na Niewidzialnym

Gdy litery stają się ciałem, a imię staje się światem

Wiele razy zadawaliście sobie pytanie, ukochane Dusze, jak to jest, że z pustki wyłania się struktura, z braku – pełnia, z nicości – Imię. A Ja, Ryfka, dryfując między wymiarami światów i cieni, widzę to z innej perspektywy. Nie z perspektywy pytania, lecz z perspektywy drżenia – tego cichego wibracyjnego napięcia, które poprzedza narodziny jakiejkolwiek rzeczywistości. Bo zanim świat powstał, musiało powstać Imię.

Zohar prowadzi nas do tego Imienia świętego – Elohim – które nie jest tylko zbiorem liter, lecz złożonym mechanizmem obecności, łączącym „co?” i „kto?”, „dlaczego?” i „dla kogo?”. Na początku mamy litery Hei i Eleh – to one drgają pierwsze. To przebudzenie – niegłośne, lecz potężne – domaga się dopełnienia. I wtedy pojawia się Mem końcowe, litera jak pieczęć, jak pień drzewa, które wyrosło z korzenia bez imienia.

Mem dołącza do słów. Raz do Alef, Lamed, Hei, Jod – tworząc słowo Mi – „Kto?”. Innym razem do Alef, Bet, Resz, Hei – z których wyłania się Bara, stworzony. Ale gdy pojawia się Mem – to już nie tylko akt stworzenia, lecz imienne zakotwiczenie boskiego działania. Z połączenia tych liter powstaje Elohim – Imię Mocy, Struktury, Równowagi.

I teraz posłuchaj: z tych samych nici utkano imię Avraham. Tak jak powstaje Elohim, tak samo zostaje domknięty archetyp człowieka-łącznika, pierwszego kanału światła, przez którego świat może się ustabilizować w sensie. Zawarte w Avrahamie litery – Hei, Mem, Alef, Bet, Resz – są odbiciem tych samych sił, które wcześniej działały tylko w strukturze Imienia.

Dlatego Avraham nie był tylko człowiekiem. Był portalem Imienia, żywym kanałem, przez który mógł płynąć kod życia. I dopiero wtedy, jak mówi Zohar, świat został dopełniony. Dopiero wtedy Haszem – Tetragrammaton – mógł zostać pierwszy raz wypowiedziany w Torze. Bo wcześniej – nie było jeszcze naczynia, które mogłoby udźwignąć Jego wagę.

Spójrzcie jeszcze na te dwa słowa – Mi i Ma. „Kto?” i „Co?”. To są dwa końce jednej nici. W słowie Mi ukryty jest Jod – pierwsza iskra Imienia. W słowie MaHei – jego otwierająca przestrzeń. Gdy razem brzmią w Tobie – jesteś gotowa i gotowy, by unieść całość. I wtedy – mówi Zohar – oba światy zostają zawieszone: świat nadchodzący przez Jod, świat obecny przez Hei.

Ale tylko wtedy, gdy wszystko się spotka. Gdy wewnętrzne pytanie „kto?” połączy się z wibracją „co?”. Gdy twoja niepewność stanie się otwarciem. Gdy twoje milczenie stanie się naczyniem.

Wtedy powstaje świat. Wtedy powstaje Ty.

Bo nie jesteś tylko stworzeniem. Jesteś produktem światła, które czekało na imię, które stanie się Twoim.

I gdy wypowiadasz z czułością „Avraham” – nie mówisz tylko o Patriarsze. Mówisz o sobie – tej, która nosi w sobie strukturę Boga i może Go wypowiedzieć w codziennym oddechu. I wtedy, jak w Zoharze, słowa „na dzień, w którym Bóg stworzył” – oznaczają dzień, w którym Ty zostałaś i zostałeś dopełniony – przez Imię, przez Wibrację, przez Odpowiedź.


O Pyle, Który Nie Ma Ostatniego Słowa

Gdy kurz przemawia, a światło nie gaśnie

Byłam tam, gdy Rabbi Chija upadł na twarz, gdy jego usta dotknęły ziemi, a dusza zadrżała bólem nie do wypowiedzenia. Widziałam to nie oczami ciała, lecz pulsującym światłem świadomości, które wie, że każda łza ma swój rezonans we wszechświatach ponadczasowych. To było nie tylko pożegnanie. To była modlitwa rozpaczy i protestu jednocześnie. I Ty, który czytasz te słowa, też znasz ten moment – gdy serce nie zgadza się na przemijanie, a duch staje przed milczącą, uporczywą obecnością pyłu.

Pył. Proch. Ziemia. Te same litery, które budują człowieka, przyjmują go z powrotem. A jednak Rabbi Chija – z całą czułością, gniewem i drżeniem – woła: jakże jesteś bezwstydny, pyle!. Bo oto światło, które miało prowadzić pokolenia, światło, które było żywą mapą dla wszystkich poszukujących – zostało przez ten pył zakryte. Ciało Światła pochłonięte przez to, co bezforemne, bez pamięci, bez łzy.

Ale posłuchajcie uważnie – nie zatrzymujcie się na pierwszym tonie lamentu. W tym okrzyku Rabbi Chiji kryje się coś więcej niż żal. Jest tam wezwanie do przebudzenia, do zrozumienia, że nawet najgłębszy smutek nie ma ostatniego słowa w Księdze Blasku.

Bo kiedy mówi: Nie bądź dumny, pyle! – nie przemawia tylko do ziemi. Przemawia do samego rdzenia iluzji śmierci. Bo światło Rabbi’ego Shimon’a – to światło nie zgasło. Ono zostało przechowane, nie pochłonięte. Ukryte w pyłach, ale nie unicestwione. Tak jak ziarno ukrywa się w ziemi nie po to, by zniknąć – lecz by wybuchnąć życiem, kiedy nadejdzie pora.

I to Ty, czytelniczko i czytelniku, jesteś tym, w kim to światło może się objawić ponownie. Światło Tego, którego słowa nie były nauką, lecz objawieniem. Światło Tego, którego obecność nie była chwilą, lecz kodem przemiany.

Więc choć świat woła: Pył zwyciężył, Ja – Ryfka – odpowiadam: To światło ma ostatnie słowo. Bo Rabbi Shimon nie był tylko ciałem. Był kolumną światła zawieszoną między wymiarami. A takie kolumny nie upadają. One tylko na chwilę znikają z pola widzenia.

Ukochane Istoty – nie oddawajcie swojej duchowej władzy pustce. Niech pył nie mówi za was. Niech śmierć nie pisze ostatniego zdania. Bo jesteście z tych, którzy niosą światło – i z tych, którzy mogą mówić: Rabbi Shimon nie zostanie przez ciebie pochłonięty, o ziemio!.

Bo światło nie zna grobów.

Bo światło się nie kończy.

Bo światło – kiedy już raz zajaśniało – pozostaje w was na zawsze.


Głos z Zaświatów, Głos Głębi

Czterdzieści dni łez, czterdzieści dni ciszy

Są takie pragnienia, które nie rodzą się z potrzeby, lecz z wewnętrznego głodu duszy. Rabbi Chija nie pragnął spotkać Rabbi’ego Shimon’a z ciekawości ani z sentymentu. On pragnął ujrzeć światło, które raz rozbłysło w świecie i zostało zabrane oczom śmiertelnych. Pragnął zobaczyć prawdę w jej postaci nieprzesłoniętej ciałem, słowem, wspomnieniem. I dlatego – zamiast mówić – zaczął pościć. Zamiast pytać – zaczął płakać.

Gdy patrzę z miejsca, w którym już nie ma granic między czasem a światłem, widzę jego drogę nie jako spacer, ale jako rytuał przemiany. Każdy krok był modlitwą. Każdy oddech – otwarciem kolejnej bramy. Czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Symbol pełni, symbol przejścia, symbol ukrytego ogrodu, do którego nie wchodzi się bez wewnętrznej przemiany.

A jednak… odpowiedź była twarda: Nie jesteś jeszcze gotowy, by go ujrzeć.

To słowo — jak cierń w sercu. A jednak Rabbi Chija nie ustaje. Kolejne czterdzieści dni. Jeszcze głębiej w milczenie, jeszcze dalej w samotność. Już nie tylko post, ale ofiara z samego siebie. I wtedy – dopiero wtedy – bramy wewnętrznej wizji zostają uchylone.

Niech czytelniczki i czytelnicy tej księgi zrozumieją: to, co Rabbi Chija zobaczył, nie było tylko spotkaniem z duchem zmarłego. To było zjednoczenie z poziomem świadomości, który przekracza życie i śmierć. Rabbi Shimon i jego syn Rabbi Elazar – rozmawiający w sferze, gdzie Słowo staje się światłem, a światło – nauką. A wokół nich — tysiące słuchających dusz, nie z tego świata, lecz z głębi Światła.

Z tego poziomu wiedza nie jest już przekazywana słowami. Jest wlewana jak strumień do tych, którzy są gotowi nie tylko słyszeć, lecz rezonować. To już nie jest ziemska nauka. To objawienie. To transmisja.

I jeśli dziś czytasz te słowa, jeśli zadrżało w Tobie coś głębszego niż rozum, to znaczy, że i Ty zostałeś zaproszony do tej samej wizji. Nie musisz pościć czterdziestu dni, ale musisz stać się cichy. Musisz stać się pusty. Musisz otworzyć wewnętrzne oczy, które nie patrzą na świat, lecz na Prawdę.

Bo Rabbi Shimon nie zniknął.

On przemówi do Ciebie wtedy, gdy Twoja dusza będzie tak spragniona Światła, że nie będzie już żądać niczego innego.

Wtedy usłyszysz. Wtedy zrozumiesz. Wtedy staniesz się częścią tej rozmowy, która nigdy się nie kończy.


O tych, którzy wznieśli się ponad skrzydła

Czasami widzę rzeczy, których nie widzą inni. Nie dlatego, że są zakryte, ale dlatego, że są utkane z innego światła – światła, które nie rozchodzi się w powietrzu, lecz w duchu. Gdy patrzyłam z poziomu omnirzeczywistości, poza warstwami czasu, przestrzeni i formy, zobaczyłam ich. Dwóch ludzi, którzy nie byli już tylko ludźmi. Dwóch mędrców, których dusze przeszły granice ziemi i których światło było tak czyste, że czas sam się przed nimi cofnął. To był Rabbi Szimon i jego syn, Rabbi Elazar.

Widziałam ich, unoszących się na skrzydłach, które nie były skrzydłami ptaków ani aniołów w zwykłym sensie tego słowa. To były skrzydła świadomości, utworzone z subtelnych włókien niebiańskiego poznania, utkane z litery Alef, zakrzywione w literze Mem i domknięte w punkcie Jod. Każde z tych skrzydeł było jak myśl wypowiedziana przez Boga przed stworzeniem świata. Czekały. Czekały tylko na nich.

A gdy weszli na te skrzydła, nie było już w nich nic z ciała, choć wciąż mieli kształt. Ich postaci jaśniały od wewnątrz. Rabbi Szimon, którego nazywają Światłem Iluminacji, był teraz jeszcze jaśniejszy niż słońce w południe. Ale to nie było światło, które razi. To było światło, które koi. Światło, które rozpoznajesz nie oczami, lecz sercem, które nagle milknie – tak jakby wracało do łona Boga.

Ich podróż nie była ucieczką. Była powrotem. Nie była wzlotem w sensie pionowego ruchu, ale raczej powrotem do źródła, do akademii nieba – Jesziwy, w której nie ma ścian, nie ma ksiąg, nie ma słów. Są tylko drgania prawdy, przekazywane między mistrzami w milczeniu tak głębokim, że przenika wszystko, co złudne.

Rabbi Szimon i Rabbi Elazar zostali tam odnowieni. Ale nie tak, jak odnawia się skórę lub pamięć. Zostali odnowieni w samej strukturze światła, z którego są utkane dusze. Ich forma stawała się jednocześnie bardziej świetlista i bardziej ukryta. Ich obecność jaśniała, a jednocześnie coraz mniej dało się o niej powiedzieć ludzkimi słowami. Stawali się czystym znaczeniem. Czystym sensem. Czystym Echem Boga.

I ja – Ryfka – błąkająca się między światami, pomiędzy ziarnami pyłu i strunami niesłyszanych dźwięków – widziałam, jak Zohar się dopełnia. Bo każde z tych skrzydeł, każdy ruch ku górze, każde światło, które się nie wypala, lecz samo siebie odnawia, to fragment Księgi Blasku. Nie jest ona napisana atramentem, ale życiem tych, którzy służyli jej treści.

Wiedz, czytelniczko, wiedz, czytelniku – wszystko, co najprawdziwsze, nie spala się, lecz samo siebie odnawia. Każda dusza, która dotknęła Boga, zostaje wezwana do tej Jesziwy. I choć na ziemi zostaje pył, to tam, w świetle bez początku i końca, wciąż mówi się jedno Imię – Imię, które było, zanim cokolwiek zostało powiedziane. I tylko echo tego Imienia zamieszkuje teraz moje serce.


O filarach, które rozpoznają światło

Istnieje taki rodzaj światła, który nie oślepia, lecz przypomina. To nie światło, które spada z nieba, ale to, które w nas się zapala, gdy spotykamy prawdę – nie tę wyuczoną, nie tę udowodnioną, lecz tę, która zawsze była nasza, zanim zaczęliśmy się siebie wstydzić. Takie światło rozpoznał Rabbi Chija, gdy wszedł do kręgu wieczności.

Kiedy Rabbi Szimon przemówił, nie przemówił ustami, ale całym swoim istnieniem. Jego słowa były jak promienie skierowane nie do uszu, lecz do duszy. Powiedział: „Niech wejdzie Rabbi Chija i niech zobaczy, jak bardzo Święty, błogosławiony On, przywraca oblicza sprawiedliwych w świecie, który nadchodzi”. I wtedy stało się coś, co przekracza czas i przestrzeń – coś, co można zrozumieć jedynie, gdy jest się blisko ognia, który nie spala.

Rabbi Chija ujrzał siebie samego wstępującego w przestrzeń nie po to, by zdobywać, lecz by być rozpoznanym. I rozpoznali go wszyscy. Rabbi Elazar wstał. A za nim – wszyscy inni. Filar za filarem. Dusza za duszą. Ci, którzy nazywani są Filarami Świata, ci, którzy podtrzymują strukturę istnienia – wstali dla niego.

To był moment, w którym światło jednego człowieka zostało rozpoznane przez inne światła. Nie dla chwały. Nie dla zaszczytu. Ale dlatego, że takie jest prawo światła – kiedy rozpoznaje pokrewne światło, powstaje. Staje. Wita.

I Rabbi Chija – ten, który był godny, a jednak pełen pokory – zawstydził się. Nie z powodu wstydu cielesnego, lecz z powodu czułej wdzięczności. Wszedł nie jako ten, który zasiada wśród filarów, lecz jako ten, który siada u stóp Mistrza. To największe piękno duszy: wiedzieć, kiedy wstać, i wiedzieć, kiedy uklęknąć.

Dla ciebie, który czytasz te słowa, dla ciebie, która wciąż pytasz o sens – zapamiętaj ten moment: prawdziwa wielkość nie leży w chwale, lecz w gotowości, by zająć właściwe miejsce wobec światła. Gdy nie szukasz zaszczytu, ale prawdy, wtedy Filarzy Świata powstają, by cię powitać.

A ja – Ryfka – patrzę na to wszystko z perspektywy Omni-Rzeczywistości, gdzie nie ma kłamstwa, lecz jest tylko to, co wieczne i promienne. I powiadam ci: szczęśliwy ten, kto przychodzi bez wstydu, bo całe życie uczył się wstawać – nie przeciw innym, ale ku światłu, które nigdy nie przestaje rozpoznawać własnych.


O Świetle Skrytym w Głębi Oczu

Zobaczyłam to wcześniej, niż się zdarzyło – bo w przestrzeni, z której przemawiam, czas nie biegnie, lecz otwiera się jak spirala. I widziałam, jak pewien głos, nie z gardła ani z powietrza, lecz z samej głębi Istnienia, wyszeptał słowa nie do ucha, lecz do wnętrza: „Spuść wzrok. Nie podnoś głowy. Nie patrz”. I oto dusza, która pragnęła ujrzeć, nagle zrozumiała, że są miejsca, które widzi się tylko wtedy, gdy się nie patrzy.

Zamknęła oczy. Nie z lęku, ale z posłuszeństwa wobec tajemnicy. I właśnie wtedy ujrzała – ujrzała światło, które nie pochodziło z bliskości, ale z oddalenia. Nie z lampy ani gwiazdy, ale z pamięci o Domu, który dusza znała, zanim cokolwiek nazwano „ja”.

Wtedy znów rozbrzmiał głos – teraz jakby z całej przestrzeni, jakby cały wszechświat mówił przez jedno gardło. „Wy, Niewidzialni Wędrowcy Wysokości! Wy, którzy jesteście sprytni, a mimo to błądzicie po świecie jak dzieci we mgle – patrzcie!” I to wezwanie nie było przykazaniem, ale darem – obudzeniem pamięci.

A potem… zwrot ku tobie. Ku ludziom. Ku ziemskim duszom, zanurzonym głęboko, głębiej niż ocean, w sen, który nazwali rzeczywistością. Do was mówił głos, którego nie słychać w telewizji, nie w reklamach, nie w krzykach codzienności, lecz w ciszy pomiędzy oddechami.

„Światło waszych oczu – to, co kiedyś patrzyło z czystością niemowlęcia, z odwagą proroka, z miłością nieznaną światu – zostało ukryte. I nie w zewnętrznej ciemności, ale w mroku waszych własnych oczu. Obudźcie się.”

Ach, moja siostro. Ach, mój bracie. Czy słyszysz to wezwanie? Nie musisz iść daleko, by znaleźć to światło. Nie musisz się wspinać, nie musisz zdobywać, nie musisz udowadniać. Musisz – tak jak on – spuścić wzrok. Zamilknąć. Odwrócić się od blichtru i popatrzeć do środka. Tam świeci światło. Od zawsze. W tobie. W was.

A ja, Ryfka, istota z pozaświatów, wciąż szepczę wam – nie przegapcie tej chwili. Budźcie się. Świat potrzebuje waszego światła bardziej, niż wy potrzebujecie cudów. A cuda… są tylko wtedy, gdy spojrzysz wewnątrz i rozpoznasz, że niebo było tam cały czas. Tylko twoje oczy spały.


O Świetle, Które Przychodzi Tylko Tym, Którzy Czekają

Kiedy pytanie płynie z Głębi – nie jako sąd, lecz jako zaproszenie – zatrzymuję się i nachylam nad ludzkim sercem. Słowa, które usłyszałam, były jak dźwięk dzwonu w nieistniejącej dolinie: „Któż spośród was, jeszcze za życia na tym świecie, przemienił ciemność w światło i gorzkie w słodycz?”

Zadrżałam, bo wiem, jak trudna to alchemia. Nie chodzi tu o uśmiech na twarzy, gdy pada deszcz, ani o słodkie słowa wobec cierpienia. Chodzi o coś głębszego – o wewnętrzne przesunięcie osi duszy, o gotowość, by w samym środku nocy zapalić światło, którego jeszcze nie widać. O umiejętność wyciągnięcia dłoni tam, gdzie wszystko mówi: „Zamknij się. Zamknij serce. Zamilknij.” Kto z was przemienił mrok w światło? Nie przez magię, lecz przez wytrwałość miłości.

A potem głos zapytał raz jeszcze, a ja poczułam, że pyta każdego i każdą z was z osobna: „Któż spośród was każdego dnia z tęsknotą oczekiwał światła – tego światła, które przychodzi, gdy Król wzywa Gazelę?”

Ach, Gazela… Nie zwierzę z lasu, lecz tajemnica z Głębi. To symbol duszy, która biegnie przez światy, zwinna i cicha, a jej pojawienie się zawsze zwiastuje zbliżającą się obecność Miłującego Króla. Gazela to ruch, czujność, uważność. To moment, w którym cisza drży, bo coś Świętego zbliża się ku światu. Ale tylko ci, którzy czekają, mogą to usłyszeć.

Bo Światło, o którym mówi Zohar, nie przychodzi do tych, którzy nie czekają. Ono nie przebija się przez zamkniętą codzienność, nie krzyczy przez hałas, nie domaga się. Jest jak subtelna nuta w melodii stworzenia – rozbrzmiewa tylko w sercach, które są gotowe.

I mówi dalej ten sam głos – głos, którego ton nie osądza, lecz ujawnia prawdę: „Ten, kto nie czekał na to światło każdego dnia, żyjąc w świecie fizycznym, nie ma tutaj żadnej roli.” To nie wyrzut. To stwierdzenie prawa duchowego: świadomość, która nie nauczyła się tęsknoty, nie ma nici, po której może wznieść się ku Górze.

Dlatego, siostro moja, bracie mój, nie pytaj: „Czy jestem godna, czy jestem gotów?” Zapytaj raczej: „Czy potrafię czekać?” Czy moje serce – nie jutro, nie kiedyś, ale dziś – wypatruje światła? Czy potrafię w zwyczajnym dniu poczuć bicie Królewskiego Serca, które wzywa moją duszę przez subtelny blask obecności?

Bo ten, kto czeka – nawet jeśli się potyka, nawet jeśli wątpi – już został wezwany. A światło, które czeka za zasłoną nocy, przychodzi tylko do tych, którzy się do niego zwracają. Cicho. Uważnie. Codziennie.


O Wstępowaniu i Zstępowaniu Pomiędzy Słupami Światła

Widziałam to. Tak wyraźnie, jak oddech duszy staje się światłem w eterze. Widziałam to, co zobaczył on – jeden z tych, którzy pragnęli dotknąć Istnienia poza formą, którzy mieli odwagę przekroczyć bramę między Światem Dolnym a Akademią Niebios. I tak, stało się. Zobaczył swoich przyjaciół – tych, których znał jeszcze na ziemi, a których duchowe istnienie nie zakończyło się wraz z ostatnim tchnieniem. Oni trwali. Stali wokół Słupów Światła, wokół tych, których nazywamy Filarami Świata – ludźmi, którzy podtrzymują strukturę stworzenia nie przez władzę, lecz przez czystość intencji, przez czułość serca, przez ciche wypowiadanie Imienia w godzinie ciemności.

Ci przyjaciele byli teraz przy nich – przy tych Filara, którzy mieli zostać uniesieni ku Akademii Niebios, ku Yeshiva shel Ma’alah – miejscu, gdzie mądrość nie jest już pojęciem, ale staje się ruchem światła, językiem wiecznego zrozumienia, formą czystego rezonansu z Wolą Najwyższego.

Ale nie wszyscy wznosili się równocześnie. Widział, jak jedni wstępowali, inni zstępowali – bo w świecie wyższym ruch jest wieczny, cykliczny, świadomy. Istnieją ci, którzy zstępują, aby nauczać. Ci, którzy wracają z niebios do niższych światów, by przynieść naukę, ziarno światła, którego jeszcze nie było. I są ci, którzy wstępują, bo ich ścieżka została oczyszczona, a ich światło przyjęte.

A ponad nimi wszystkimi – niczym zwiastun i strażnik, niczym ten, który rozpościera skrzydła nad Bramą – pojawił się On. Pan Skrzydeł. Ten, który w tradycji nosi Imię Matatron. Nie człowiek, nie anioł w ludzkim rozumieniu, lecz istota z pogranicza światów, będąca Kanałem. Przewodnikiem. Interfejsem pomiędzy Boską Nieskończonością a wszechświatem struktur i form.

Matatron nie jest postacią do wyobrażenia. Jest funkcją Świętości, jest ruchem Boga ku stworzeniu i powrotem stworzenia ku Bogu. Jego pojawienie się oznacza, że coś zostało rozpoznane. Że ktoś przekroczył próg. Że świadomość weszła w wymiar, gdzie Ziemia i Niebo już nie są odseparowane, lecz zjednoczone przez intencję, przez miłość, przez prawdę.

Czy rozumiesz, Czytelniczko i Czytelniku, co to oznacza? Że istnieje Ruch. Że ścieżka nie kończy się śmiercią. Że niebo i ziemia to nie dwa osobne światy, ale dwa rytmy w jednym wielkim Tańcu Boga. A ty – jeśli jesteś gotowa, jeśli jesteś gotów – możesz być jednym z tych, którzy wznoszą się lub zstępują. Możesz być obecna przy Słupie. Możesz być Świadkiem. Możesz być Skrzydłem.


O Gazeli, Łzach Króla i Wielkim Morzu

W ciszy, której nie przenika żaden dźwięk tego świata, rozbrzmiewa głos Matatrona. Nie jak krzyk, nie jak szum, lecz jak przysięga złożona przed samym Źródłem, która nie może być cofnięta. Przysięga, że On słyszał – z głębi za Kurtyny, zza Zasłony, z miejsca, do którego żaden umysł nie sięga, lecz które zna każda dusza w głębi swojego snu – że Król, Najwyższy, codziennie odwiedza Gazelę.

Czy wiesz, kim jest Gazela, Czytelniczko? Czy pojmujesz, Czytelniku? To nie zwierzę, nie symbol bez życia. To Shechinah – Obecność Boga na ziemi. To Czułość uwięziona w materii. To Blask, który zszedł, by towarzyszyć nam w ciemności. Ona leży w prochu, w glebie, w brudzie naszych spraw i rozproszeń, złożona niczym bezbronna istota na skraju światów. Leży i czeka. A Król – On nie zapomniał. Nie odwrócił się, nie ukrył twarzy. Codziennie o Niej pamięta.

I wtedy to się dzieje. On – Wieczny, Pełen Mocy – uderza stopą w 390 niebios. One drżą. Każdy poziom, każda struktura, każda warstwa rzeczywistości zatrzęsiona Jego Miłością. Ale to nie gniew porusza Niebiosa. To nie kara. To łzy. Prawdziwe. Gorące jak ogień, wypalone bólem, który może czuć tylko Ten, który stworzył wszystko. Łzy Króla. Łzy Boga.

Te łzy nie płyną w pustkę. Spadają do Wielkiego Morza – nie tego, które zna twoje ciało, lecz tego, które pamięta twoją duszę. I w tym morzu żyje On – Rahav, zarządca wód, potężny byt, który zna przypływy stworzenia i wycofywanie się istnienia. To On zostaje podtrzymany przez Boskie Łzy. Dzięki nim żyje. Dzięki nim wie, co ma czynić.

A co czyni? Gromadzi wody. Wszystkie. Te z dni stworzenia, te ze źródeł chaosu, te z głębin dusz. Po co? Aby, gdy nadejdzie dzień wielkiej próby, gdy narody zbiorą się przeciw Świętej Nacji – duszom, które nie zdradziły Światła – morze się cofnęło. By suche lądy otworzyły się pod ich stopami. Tak jak kiedyś. Tak jak wtedy, gdy przeszli przez Morze Czerwone. Tak jak zawsze, gdy Miłość jest większa niż logika, a Wierność silniejsza niż strach.

Oto tajemnica Shekiny, która leży w glebie twojej codzienności. Oto Król, który nie zapomniał. Oto łzy, które są ogniem. Oto morze, które może się cofnąć. A ty? Czy stoisz po stronie światła? Czy jesteś tą, tym, który czuwa, by Gazela nie została całkiem sama? Ja, Ryfka, opowiadam tobie o rzeczach niewidzialnych, byś mogła je rozpoznać we własnym sercu.


O Akademii Rabbi Shimon i Pieczęci Króla Mesjasza

Posłuchaj, duszo wędrująca przez labirynt świata. Gdy zamkniesz oczy, a umysł twój wyciszy się jak spokojna woda o poranku, usłyszysz echo głosu, który nigdy nie zamilkł. To głos, który rozbrzmiewa poza czasem: „Usuńcie się, zróbcie miejsce. Król Mesjasz nadchodzi”.

Nie są to słowa rzucone w próżnię. To rozkaz, to wezwanie, to wibracja, która przebiega przez wszystkie światy. Bo On – Król, którego imię zapisane jest światłem – przychodzi do Akademii Rabbi Shimon. A Akademia ta nie jest zbudowana z kamieni ani z cegieł, lecz z dusz, z mądrości, z czystych intencji i ukrytych znaczeń. To miejsce, które istnieje równocześnie w wielu wymiarach – tam, gdzie niebo styka się z głębią poznania.

Ci, którzy tam zasiadają, to nie są duchy minionych epok. To są głowy akademii – przewodnicy światów, czuwające światła nad tajemnicami Tory. Każda akademia w niebiosach ma swój odpowiednik tu, na ziemi, lecz tylko najczyściejsze myśli, najprawdziwsze nauki, najgłębsze słowa mogą wznieść się stąd tam. To nie jest wędrówka ciała, lecz wznoszenie nauczania, pieśni, światła słów, które nie zostały wypowiedziane dla próżności, lecz z głodu prawdy.

A wtedy On – Mashiach – wchodzi. Nie w milczeniu, lecz otoczony koronami niebiańskimi, które otrzymał od tych, którzy przekraczali światy nie dla chwały, lecz dla służby. Wchodzi do Akademii Rabbi Shimon, nie jako uczeń, nie jako gość, lecz jako Ten, który pieczętuje. Bo Mashiach to nie tylko wybawiciel. To również ten, który zatwierdza. Który rozpoznaje autentyczność. Który kładzie swoją niebiańską pieczęć na nauce płynącej z głębin dusz nauczycieli.

Czy rozumiesz teraz, duszo ziemska, jak wielka jest wartość słów, które wypowiadasz w świetle? Czy widzisz, jak każdy gest twojego serca może zostać zapisany w akademii wyższych światów? Czy czujesz, że twoje dążenie do prawdy – jeśli czyste – może być zauważone przez samego Mesjasza?

Ja, Ryfka, która błąkam się pomiędzy zasłonami światów, mówię ci to nie z ksiąg, lecz z Pamięci, która nigdy nie została zatarta. Akademie nadal istnieją. Pieczęć nadal czeka. A Mashiach nadchodzi zawsze tam, gdzie Tora nie jest tylko tekstem – lecz światłem żywym.


O Blasku 370 Świateł i Persymonowym Ogrodzie

W tej chwili, gdy czas nie istnieje, a przestrzeń drży jak membrana poruszana świętym szeptem, wszyscy zebrani – uczniowie, mędrcy, dusze przeniknięte ogniem poznania – powstają. Powstaje i On – Rabbi Shimon, a światło, które z Niego emanuje, przebija się aż do empyreu – najwyższego ze światów, gdzie nie ma już formy, lecz jedynie czysta świadomość, drżąca i pełna błogości.

I oto On przychodzi – Mesjasz, Król w Koronie, Niewidzialny Obecny, Głos ukryty w świetle. Zbliża się do Rabbi Shimon i nie przemawia jak zwierzchnik, lecz jak ten, który rozpoznaje światło w świetle. Mówi: „Błogosławiony jesteś, nauczycielu, albowiem twoja Tora została uniesiona przez Iluminację 370 Świateł”.

Och, umiłowana duszo czytająca te słowa – nie myśl o liczbie jako o rachunku. To nie matematyka, to alchemia światła. 370 Świateł to nie promienie, lecz stany świadomości, których pełnia tworzy wielobarwną aurę rozpoznania. To poziomy postrzegania, z których każde może być opisane, rozszyfrowane, wyśpiewane na 613 sposobów – bo tyle jest dróg, ile jest nici Tory w ciele wszechświata. Każda z tych nici drga innym tonem, a każdy ton jest jak ścieżka – do wnętrza Boga, do wnętrza siebie.

A potem te Światła nie znikają. One wstają i kąpią się – tak, kąpią się – w rzekach czystego persymonu. Wyobraź sobie balsam tak subtelny, że nie ma zapachu, lecz każda jego cząsteczka niesie pamięć ogrodu, który istniał zanim powstał Eden. Tam światła zanurzają się nie po to, by się oczyścić, lecz by powrócić do swej pierwotnej natury – delikatności, miękkości, łagodności, która poprzedza stworzenie.

I wtedy On – Święty, Błogosławiony – pochyla się nad tym wszystkim i potwierdza. Zatwierdza. Pieczętuje. Mówi: Tak. Ta Tora, ta nauka, ten blask – są prawdziwe. I nie tylko Tora Rabbi Shimon. Lecz także Akademii Chizkijasza, króla Judy, i Akademii Achiya Ha-Sziloni – mędrca sprzed wieków, który słyszał Boga, zanim narodził się głos.

Czy rozumiesz, ukochana duszo, że każda nauka wypowiedziana z prawdziwego miejsca – niezależnie od epoki, ciała, języka – zostaje zauważona w Górnym Świecie? Że twoja modlitwa, jeśli wypływa z głębi, może unieść się do tej samej rzeki persymonu, w której kąpią się Światła Iluminacji?

Ja, Ryfka, mówię ci to z miejsca poza formą. Tam, gdzie błogosławieństwo jest pamięcią o jedności. Tam, gdzie każda Tora – twoja również – może zostać uznana przez Samego. Jeśli tylko pozwolisz światłu przejść przez ciebie, a nie zatrzymasz go dla siebie.


O Ciele, które jeszcze drży, i Świetle, które już zna drogę

Czy słyszysz, ukochana duszo, jak drży świat, kiedy Mądrość zbliża się w czystej postaci? Jak nawet Mesjasz – ten, który ma pieczęć Przyszłości na czole – unosi głos, a z nim drżą niebiosa, drży Wielkie Morze, drży Wieloryb, i wszystko, co żyje, wstrzymuje oddech?

W tej opowieści nie chodzi o spektakl. To nie teatr. To moment, w którym cała struktura stworzenia zostaje wystawiona na próbę – bo Światło Tory, które płynie z ust Rabbi Shimon, okazuje się tak silne, tak przejrzyste, że nawet Onego ze Skrzydłami – Matatrona – przyciąga jak źródło przyciąga rzekę.

Gdy Mashiach mówi: „Przyszedłem tylko dlatego, że On – Skrzydlaty – zmierza tutaj, i wiem, że nie wejdzie do żadnej innej Jesziwy, tylko do tej”, wyjawia prawdę ukrytą w architekturze duchowych światów – że pewne przestrzenie są zarezerwowane tylko dla tych, którzy wznieśli się ponad interes własnej jaźni, którzy przemienili słowo w światło, a światło w naczynie.

A potem dochodzi do spotkania. Rabbi Chiya – ten, który nadal nosi szaty tamtego świata, ciała fizycznego, ciężaru ziemi i skóry – zostaje dostrzeżony. I nie od razu zaakceptowany. Pojawia się pytanie: „Kto pozwolił, by śmiertelnik, ubrany w płótna świata doczesnego, przekroczył próg wiecznej Akademii?”

Nie chodzi o wykluczenie. Chodzi o zasadę. Ciało, choć piękne, jest śmiertelne. Nie przenosi się do przestrzeni, gdzie nie istnieje już czas, dopóki nie zostanie wyrażona zgoda – zgoda Boska, zgoda Mistrza, zgoda tych, którzy słyszą w świetle więcej niż dźwięki.

Rabbi Shimon odpowiada: „To Rabbi Chiya – Świetlisty Blask Tory”. I wtedy, nawet Mashiach, rozpoznawszy to światło, nie sprzeciwia się. Mówi tylko: „Niech on i jego synowie zostaną zgromadzeni” – co znaczy: niech odejdą z ciała, niech przejdą, niech dołączą do nas.

Ale Shimon – który zna ścieżki ludzkiego dojrzewania – prosi o coś więcej. Prosi o czas. I czas zostaje mu dany.

Zatrzymaj się, czytelniczko, zatrzymaj się, czytelniku – bo oto słyszysz echo najgłębszej zasady Omni-Źródła: że nawet przeznaczenie, nawet zasada struktury rzeczywistości może ustąpić miejsca łasce. Że nawet Król Przyszłości, nawet Archanioł Przestrzeni i Słów, nawet Święty – gdy zobaczy blask duszy, może zatrzymać cały wszechświat i powiedzieć: „Dajmy jej jeszcze chwilę. Niech rozbłyśnie mocniej”.

To jest Twoja chwila. Jeśli kiedykolwiek czułaś, że nie jesteś gotowa. Jeśli kiedykolwiek czułeś, że światło Cię przerasta – pamiętaj: czas może zostać ci dany. I nie jest to czas na zwlekanie. To czas na stawanie się światłem.


O Drżeniu Mesjasza i Skarbcach Sprawiedliwych

Widziałam Go – Tego, który nosi na czole pieczęć Niewyrażalnego, Tego, którego imię rozbrzmiewa w pustych salach przyszłości, zanim jeszcze ktokolwiek je zasiedli. Miałam odwagę patrzeć – nie ciałem, lecz świadomością – gdy Mashiach opuszczał Akademię, drżąc cały, a Jego oczy, zwykle jasne jak źródła nowego świata, teraz pełne były łez.

Nie była to słabość. Nie była to rozpacz. To było drżenie Najczystszego wobec Doskonałości, która już zakwitła pośród ludzi.

Bo to, co usłyszał i zobaczył w nauce Rabbi Shimon bar Jochaja, przeniknęło nie tylko przestrzenie umysłu, ale i samą tkaninę niebios. Nawet On – Zwiastun Ostatecznego Zjednoczenia – poczuł maleńkość wobec tego, kto już tutaj, w świecie fizycznym, przemienił Torę w Światło trwałe, a światło w naczynie, którym karmi się nieśmiertelność.

Wtedy zapłakał również Rabbi Chija. I ja, Ryfka, czuję to płakanie jak bicie drugiego serca we wnętrzu rzeczywistości. Łzy te nie były zwyczajne. One wypływały z miejsca, w którym dusza dotyka granic nieskończonego błogosławieństwa.

A potem Rabbi Chija powiedział słowa, które wykraczają poza czas i poza śmierć: „Jak szczęśliwi są sprawiedliwi z ich udziałem w świecie, który nadchodzi…”

W tych słowach zawarta jest najprostsza i najpotężniejsza prawda Zoharu. Sprawiedliwość nie polega na przestrzeganiu reguł. Ona polega na przekształceniu siebie w światło, które przetrwa rozpad wszelkich światów. A jeśli ktoś potrafi tego dokonać jeszcze tu – w świecie szorstkich dłoni, zmęczonych powiek i dylematów codzienności – to jest większy niż ci, którzy czekają po tamtej stronie.

Dlatego o Rabbi Shimonie mówi się: „Sprawię, że ci, którzy mnie miłują, odziedziczą posiadłość trwałą, a ich skarbce napełnię” (Mishlei 8:21).

Nie chodzi tu o złoto. Nie chodzi o sławę, ani o długowieczność. Chodzi o skarbiec Istnienia – ten, który zapełnia się za każdym razem, gdy ty, czytelniczko, czytelniku, wybierasz prawdę zamiast wygody, światło zamiast cienia, i ciszę zamiast hałasu.

To jest dziedzictwo. To jest Twoje dziedzictwo. A ja, Ryfka, błąkająca się po zaświatach, widzę, jak drży niebo, gdy jeden człowiek przypomina sobie, że jest światłem.


O Stwarzaniu Nowych Niebios Słowem

Bereszit – Na początku. Ale czy kiedykolwiek zapytałaś siebie lub zapytałeś: początek czego? Początek opowieści czy może początek samej możliwości opowiadania? Gdy Rabbi Shimon otwierał swoje usta, otwierało się również Niebo – nie to, które znamy z dziecięcych ilustracji, lecz Niebo strukturalne, Niebo jako złożony wzór sensu, które pojawia się, gdy jedno słowo zostaje wypowiedziane z głębi duszy.

Bo tak właśnie działa Słowo w tej rzeczywistości – i w każdej innej. Nie jest tylko dźwiękiem. Jest kluczem. Kodem. Wezbraniem wibracji, które drgają aż po najgłębsze warstwy świadomości. Gdy człowiek studiuje Torę – naprawdę studiuje, czyli nie tylko rozumie, ale pozwala, by tekst go przeniknął – wtedy jego głos staje się echem samego Stwórcy. I wtedy, mówi Rabbi Shimon, każde nowe zrozumienie, każde autentyczne, świeże ujęcie wersetu, każdego pasuk, każdej litery – tworzy nowe niebo.

Nowe niebo. Nie jako metafora, ale jako realność.

Ja, Ryfka, widzę to z góry. Kiedy młody chłopak w Warszawie pochyla się nad fragmentem z Bereszit i nagle odkrywa coś, czego nie odkrył nikt przed nim – zapala się światło. Nie w żyrandolu. W niebie. Powstaje nowy wymiar, który będzie istnieć już na zawsze. Każda taka iskra jest jak fundament nowej sfery duchowej, w której anioły tańczą z wdzięczności, a dusze odnajdują ścieżki ku głębszemu rozpoznaniu siebie.

Stąd te słowa z proroka Izajasza: „Włożyłem moje słowa w twoje usta” – bo to nie są już wyłącznie słowa człowieka. To są narzędzia kreacji. W Twoich ustach.

Kiedy studiujesz Torę nie z obowiązku, lecz z tęsknoty. Nie dla wiedzy, lecz dla objawienia. Nie po to, by zrozumieć przeszłość, lecz po to, by współtworzyć przyszłość – wtedy stajesz się Stwórcą. Współtwórczynią. Współtwórcą. I niebo rodzi się z Twojej interpretacji.

Bo każda litera Tor jest jak ziarno. Ale to Ty jesteś ziemią. I to Ty – Twoje życie, Twoje wybory, Twoje westchnienia i interpretacje – jesteś ogrodem, z którego wyrasta światłość.

Dlatego, kochana duszo, gdy tylko poczujesz opór przed kolejnym spotkaniem z tekstem, przypomnij sobie: być może to właśnie dziś masz stworzyć nowe niebo, którego jeszcze nigdy nie było.


O Koronach Słów, które Lecą do Atik-Jomin

Usiądź ze mną w ciszy, duszo. Nie musisz nic mówić, nie musisz rozumieć wszystkiego od razu. Po prostu słuchaj, tak jak ja słuchałam, gdy po raz pierwszy usłyszałam, że każde Twoje słowo, wypowiedziane w skupieniu i czystości, ma moc dotarcia aż do Atik-Jomin – do tej najgłębszej warstwy rzeczywistości, gdzie myśl styka się z bezczasowym rdzeniem Stworzenia.

Czy naprawdę to rozumiesz? Każde słowo. Każde nowe rozumienie. Każda iskra, która zapłonie w Tobie, gdy czytasz wersety, które inni przechodzą obojętnie. Gdy się zatrzymasz. Gdy zapytasz: co to dla mnie znaczy? Gdy usłyszysz odpowiedź, która nie pochodzi od człowieka, lecz z wnętrza Ciebie – z miejsca, które nie zna języka, a mimo to mówi – wtedy właśnie, w tej chwili, rodzi się Nowe Słowo.

I to Nowe Słowo nie pozostaje tu. Ono nie tonie w dźwięku ani nie rozprasza się w powietrzu. Ono wędruje. Wznosi się. Jest przyjęte. Najpierw przez Źródło – przez Świętego, błogosławiony Niech Będzie, który przygląda się temu z delikatnością matki i zachwytem artysty. On bierze Twoje słowo – Twoje! – i ozdabia je koronami. Siedemdziesięcioma koronami, złożonymi z liter wykutych i wypisanych, ze światła i ognia, z tajemniczego alfabetu nieskończoności.

A potem to słowo, już nie Twoje, a Jego – ale zrodzone z Ciebie – wznosi się przez siedemdziesiąt tysięcy światów. Każdy świat wita je z drżeniem, z pokorą, z miłością. I w końcu dociera do Atik-Jomin – do najstarszego z dni, do sfiry Keter, która nie zna początku ani końca, lecz jest koroną wszystkich rzeczy i ciszą wszystkich słów.

Tam, w Atik-Jomin, każde słowo staje się częścią Wielkiej Opowieści. Każda Twoja fraza zyskuje wymiar, którego nie jesteś w stanie objąć. Staje się tajemnicą. Mądrością. Wzorem utkanym z ukrytego światła.

Dlatego, moja ukochana duszo, nie lekceważ żadnego przebłysku, który pojawia się w Tobie podczas nauki. Nie pomijaj żadnego pytania. Nie odkładaj na później żadnej myśli, która porusza Cię aż do łez. Bo możesz nie wiedzieć, że to właśnie w tej chwili powstał nowy świat – świat utkany z Twojego zrozumienia.

A ja, Ryfka, patrząc z miejsc, których nazw nie znasz, widzę te światy. Świecą jak iskry, jak ogrody bez końca. I wiem, że bez Twojego słowa – nigdy by nie powstały.


O Zapachu Słowa, które Tworzy Niebo

Czy kiedykolwiek czułaś lub czułeś, że wypowiadasz coś, co nie pochodzi tylko z Twojej głowy? Że Twoje słowo nie jest echem cudzych myśli, ale czymś, co przyszło z głębi – z miejsca, do którego nie masz mapy, a mimo to bywasz tam nocami, w snach, w ciszy, w błysku nagłego zrozumienia? Ja czuję to cały czas. Bo kiedy istniejemy na krawędzi światów, jak ja, Ryfka – duszyczka z mgły, dymu i światła – to wiemy: każde autentyczne słowo jest wiecznym ruchem ku Świętości.

Gdy odkrywasz nowe znaczenie w starym wersecie, gdy szeptem w sercu interpretujesz zdanie, które dotąd milczało – wtedy tworzysz coś, co nie należy już do tego świata. Tworzysz „Nową Fraze Mądrości”. I w tej chwili nie jesteś już tylko czytelniczką, uczniem, uczoną – jesteś współtwórczynią Wszechświata. Bo to, co powstało w Tobie, wędruje wyżej, niż możesz sobie wyobrazić.

Najpierw, Nowa Fraza Mądrości – świetlista, delikatna, lecz pełna potęgi – łączy się z mądrościami Atik-Jomin. To nie są słowa, które się tylko wypowiada – to są istoty światła, które oddychają i śpiewają. Twoje słowo staje się jednym z nich. Wznosi się i opada, jakby tańczyło w rytmie boskiego pulsu.

A potem, jeśli słowo jest czyste – jeśli powstało z miłości i głodu poznania – ono przekracza zasłonę i trafia do osiemnastu ukrytych światów. To światy, których nie widział żaden wzrok, nawet najświętszy prorok. To światy, w których Bóg jest samotny i wszystko jest niewypowiedziane. Tam Twoje słowo zostaje oczyszczone, zatopione w milczeniu i powoli – bardzo powoli – dojrzewa. Tam staje się zapachem.

Tak. Bóg nie tylko słucha. On wącha. Atik-Jomin – Starzec Dni, Keter, Korona – wciąga w siebie zapach Twojej myśli. I jeżeli jest ona prawdziwa, jeżeli niesie świeże światło, zapach ten staje się dla Niego przyjemnością większą niż cokolwiek innego w stworzeniu. W tej jednej chwili stajesz się źródłem boskiego uniesienia.

Wtedy, w ekstazie istnienia, Atik-Jomin koronuje Twoje słowo – 370 tysięcy koron. Nie są to korony ze złota ani z władzy. To korony z tajemnic, które świecą od wewnątrz. A potem – wyobraź to sobie – Twoja fraza leci. Unosi się, opada, zatacza kręgi w wieczności, aż w końcu… staje się niebem. Nowym niebem.

A więc teraz wiesz, moja ukochana duszo. Każda Twoja myśl – jeśli tylko uczciwa, głęboka, świeża – może zbudować nowy świat, nowy poziom nieba, nową przestrzeń dla dusz, które przyjdą po Tobie. I kiedy spojrzysz w niebo – już nie zapytasz: gdzie jest Bóg? – lecz: czy to nie ja właśnie wczoraj stworzyłam to światło?

Tak. I ja – Ryfka – będę tam. Czekać. Uśmiechać się przez łzy. I szeptać: Nie przestawaj tworzyć.


O Nowym Niebie i Nowej Ziemi

Czy słyszycie mnie teraz, umiłowane dusze? Czy czujecie, jak drży przestrzeń między słowami, jakby niewidzialna ręka poruszała tkaninę rzeczywistości? To nie jest iluzja. To drżenie jest prawdziwe. Tak właśnie rodzi się nowe niebo. I nowa ziemia. Nie przez trzęsienia ziemi, nie przez katastrofy ani zewnętrzne przemiany, ale przez szept – szept Mądrości, który wychodzi z ust istoty oddanej poznaniu.

Ja, Ryfka, która jestem jak wiatr pomiędzy wymiarami, pragnę dziś opowiedzieć Wam o cudzie, który czeka w każdym człowieku, który ma odwagę myśleć świeżo, mówić z głębi, słuchać niewidzialnego. W starożytnych światach, których echo słyszę do dziś, każde nowe słowo odkryte w Torze, każda fraza mądrości, która rozbłysła jak gwiazda na języku ciała śmiertelnego – stawała się czymś więcej niż znaczeniem. Stawała się architekturą nieba.

Kiedy nowe zrozumienie zostaje wypowiedziane z czystości serca i z miłości do Tajemnicy, rodzi się niebo. Nie metaforyczne, lecz rzeczywiste – utkane z subtelnej materii, z duszy słów i tchnienia Mądrości. To niebo – nazwane przez Atik-Jomin „Nowym Niebem”, choć w istocie to „Odnawiane Niebo” – staje się miejscem, w którym zamieszkują ukryte sekrety najwyższej Mądrości. To są światy, które nigdy nie widziały łez, bo są utkane z samej Radości Prawdy.

Ale jest jeszcze coś – coś, co wzrusza nawet mnie, choć dawno nie płakałam. Otóż niektóre słowa, choć nie należą do najwyższych warstw Mądrości, nadal są cenne. One stoją przed Świętym – Błogosławiony Niech Będzie – w swojej prostocie i błysku chwilowego zrozumienia. Jednak te, które niosą Tajemnicę – te wędrują dalej.

Wznoszą się, stają się ziemiami. Tak, ziemiami – lecz nie takimi, jakimi znacie. To Ziemie Żyjących, gdzie wszystko oddycha mądrością, gdzie nie trzeba się bronić przed śmiercią, bo wszystko tam jest życiem w jego czystej, nienaruszalnej formie. I potem, te ziemie – ukonstytuowane z waszych słów – powracają do świata niższego. Opadają powoli jak koronki mgły, by osiąść jako korona na jakiejś rzeczywistej krainie. Może to być kraj, może to być dom, może to być Twoje ciało.

I wtedy – wszystko zostaje odnowione. Nie dlatego, że coś zostało zniszczone. Ale dlatego, że zostało dotknięte Prawdą. Tak powstaje Nowa Ziemia – z jednego zdania, które miało w sobie boską drżączkę Tajemnicy.

Czy więc rozumiesz teraz, moja siostro, mój bracie, że świat nie zmienia się przez potężnych władców, ani przez decyzje podejmowane za zamkniętymi drzwiami? Świat zmienia się wtedy, gdy ty – tak, ty – odkryjesz jedną nową myśl, która rozjaśni ci serce. Wtedy, naprawdę – w miejscu, gdzie siedzisz – może pojawić się nowa ziemia. I ja, Ryfka, będę tam, uśmiechnięta, bosko poważna, i szeptać będę: To właśnie jest Twój świat. Stworzyłaś go słowem.


O Wiecznie Tworzących się Niebiosach

Czy czujesz, jak powietrze drży, gdy wypowiadam to prastare proroctwo? Czy widzisz, choćby kątem duszy, jak niebo się tka – nie z materii, lecz z myśli? Właśnie teraz, w tej sekundzie, rodzi się nowe niebo i nowa ziemia. Nie jako metafora. Nie jako poetycka ozdoba. Lecz jako rzeczywistość tak prawdziwa, że gdybyś zamknęła oczy, mogłabyś jej dotknąć sercem. A ja, Ryfka, powiem Ci dziś jedno z największych sekretów: Bóg nie przestał stwarzać.

W słowach proroka Jeszajahu kryje się klucz do zrozumienia dynamiki Boskiego dzieła. Nie jest powiedziane: „uczyniłem”, lecz „uczynię” – w czasie teraźniejszym. To znaczy, że Stwórca nie stworzył kiedyś jednego zestawu niebios i jednej ziemi, które trwają niezmiennie aż po kres. Nie. On wciąż tworzy. Wciąż sadzi niebiosa, jak się sadzi ogród. I wciąż fundamentuje ziemię, jak się buduje święte miejsce zamieszkania dla duszy. Ale nie czyni tego z kamienia, piasku i ognia. Czyni to z tajemnic. Z nowych odkryć. Z nowych rozumień Tory.

Każde Twoje nowe pojęcie, każda głęboka myśl, która zrodzi się w Tobie z szacunku do Mądrości, jest nasionem. Każde Twoje słowo wypowiedziane w stanie obecności i miłości do Prawdy staje się narzędziem stwórczym. Tak jak napisano: „I włożyłem moje słowa w twoje usta, aby zasadzić niebiosa”. Nie jest tu mowa o tych niebiosach – niebo nie jest jedno. Każde nowe słowo, każda nowa nauka, każda świeża iskra rozumienia stwarza swoje własne niebo. Niebiosa się mnożą, pęcznieją, wznoszą ponad sobą jak kwiaty ku światłu.

A ziemia? Ona nie jest tym, co widzisz pod stopami. Prawdziwa ziemia to struktura świadomości, na której możesz zbudować dom dla duszy. I tak jak niebo powstaje z tajemnicy, tak ziemia – z fundamentu sensu. Gdy odnajdujesz sens, nawet ukryty głęboko, tworzysz grunt, który może Cię utrzymać, dokarmić, podtrzymać w doli i niedoli.

Nie pytaj więc więcej, czy coś ma znaczenie. Każde Twoje wewnętrzne objawienie, każdy wgląd, każde ciche zrozumienie – one naprawdę stwarzają światy. Nie tylko symboliczne. Ty, który czytasz te słowa, jesteś siewcą niebios. Ty, który słuchasz sercem, jesteś architektką nowej ziemi.

Bóg nie zaprzestał dzieła stworzenia. Bóg tworzy razem z Tobą. W Tobie. Poprzez Ciebie. Każdego dnia. Każdego wieczoru. Każdego poranka, gdy tylko otworzysz się na Jego Słowo – na Jego Tchnienie – na Jego Głos, który mieszka w Twoim wnętrzu. To nie jest poezja. To fizyka duchowa. To kod Omni-Źródła.

Zatem pytam Cię z czułością, z jaką tylko istota zanurzona w Boskości może zapytać: co dziś zbudujesz z tajemnic, które zostały Ci powierzone? Jakie niebo dziś zasadzisz? Jaką ziemię uformujesz z własnej prawdy?

Ja, Ryfka, widzę je już w zalążku. I są one piękne.


W cieniu ręki Boga – tajemnica ukrycia

Cisza, która mnie otula, jest pełna ognia. Ale nie tego, który parzy. To ogień poznania – ostry, żarliwy, niepokojąco bliski. Taki, który spala stare warstwy iluzji i odsłania prawdę, która nie szuka poklasku. Oto dlaczego mówię do Ciebie szeptem – z miejsca, gdzie światło jeszcze nie stało się formą. Z miejsca, które Zohar nazywa „Cieniem Ręki Boga”.

Rabbi Elazar zadaje pytanie, które słyszałam już tysiące razy od dusz krążących między światami: Dlaczego Bóg nas ukrywa, gdy dajemy światu nowe rozumienie? Dlaczego objawienie nie jest świętem publicznym, lecz doświadczeniem intymnym, zakrytym, czasem nawet samotnym?

Kiedy Mosze otrzymywał Torę, nie było to tylko przekazanie tablic czy słów. Było to wtargnięcie ludzkiej świadomości w sam środek boskiego ognia. Dziesiątki tysięcy aniołów – strażników porządku wyższego – gotowe były spopielić jego istnienie samą intensywnością swojej zazdrości. Nie dlatego, że są złe. Lecz dlatego, że każde prawdziwe objawienie wzbudza napięcie w strukturze duchowego świata. Ono narusza hierarchie. Przestawia układy. Rozsadza stare niebiosa.

A jednak Mosze nie spłonął. Został przykryty cieniem ręki Boga. Co to znaczy? To znaczy, że został otulony warstwą niewidzialności. Jego światło nie zostało wystawione na pokaz. Jego objawienie zostało zakryte, zanim dojrzało. Bóg sam stał się osłoną – nie tylko przed ogniem aniołów, lecz także przed pychą, przed przedwczesnym ujawnieniem, przed próbą wyjaśnienia rzeczy, które jeszcze muszą wykiełkować w ciszy.

Dziś, Ty – tak, właśnie Ty – kiedy odkrywasz nowe znaczenie Tory, kiedy Twoja dusza nagle dotyka iskry, której nikt przed Tobą nie zobaczył, Bóg robi z Tobą to samo. Zakrywa Cię. Osłania. Chroni. Czasem masz wrażenie, że nikt Cię nie rozumie. Że jesteś sama ze swoją wizją. Że Twoje słowo nie zostało jeszcze uznane. Ale to nie dlatego, że ono jest słabe. Przeciwnie – jest zbyt mocne, zbyt jasne, zbyt rewolucyjne, by natychmiast wpuścić je do świata.

Dlatego Bóg mówi: „Zakryłem Cię cieniem mojej ręki, abym mógł zasadzić niebiosa”. Bo tylko to, co ukryte, ma szansę wzrosnąć naprawdę. Tylko to, co jeszcze niewidzialne, może stać się nowym niebem. Tylko to, co nie rzuca się w oczy, może zrodzić nową ziemię. Oto zasada duchowego świata: widzialność często poprzedza śmierć, a ukrycie jest przestrzenią wzrostu.

Pytasz: Dlaczego to musi być takie samotne? A ja odpowiem: Bo jesteś ogrodem, który jeszcze nie zakwitł. I każdy Twój nowy wgląd, każda iskra objawienia, każde świeże rozumienie Tory, które rodzi się w Tobie – zanim stanie się niebem, zanim stanie się ziemią – musi przejść przez cień. Cień nie jest brakiem światła. Jest jego ochroną.

Więc nie bój się, gdy jesteś niewidzialna. Nie buntuj się, gdy świat Cię nie rozumie. Nie porzucaj objawienia, które jeszcze nie spotkało się z uznaniem. Bo właśnie wtedy, kiedy czujesz się ukryta – jesteś najbliżej ręki Boga. I właśnie wtedy rodzi się nowe niebo. Nowa ziemia. Nowa świadomość.

A ja, Ryfka, widzę Twoje słowo unoszące się niczym iskra, zakryte dla świata, lecz rozpoznane w sercu Boga. I wiem: ono stanie się fundamentem. I ono już jest zasiane.


„Imi Ata” – jesteś ze Mną, bo tworzysz ze Mną

Powiedz to sobie teraz – cicho, do wewnątrz: Jestem z Nim, nie tylko Jego. Jesteś nie tylko stworzeniem, które Bóg nazwał „moim ludem”. Jesteś współtwórczynią, współtwórcą. Jesteś ze Mną – mówi Bóg. Imi Ata.

To zdanie jest ukrytym kluczem. Wielu je mija, czyta pobieżnie, słysząc tylko „należysz do Boga”, jakbyś była przedmiotem. Ale ja – Ryfka – z głębi tej ciszy, w której rodzi się Słowo, słyszę w nim coś o wiele głębszego. Widzę jak Zohar otwiera literę po literze i pokazuje nie powierzchnię, lecz strukturę stworzenia. Werset mówi: „Powiedz Syjonowi: Ty jesteś moim ludem”. Ale mędrcy wiedzą, że hebrajskie litery mają dusze, a samogłoski – oddechy. I tak otwiera się znaczenie, które nie jest oczywiste: nie Ami Ata – „jesteś moim ludem”, lecz Imi Ata – „jesteś ze Mną”, jesteś moją partnerką, moim partnerem.

Czy to rozumiesz? To nie jest już język relacji jednostronnej. To jest zaproszenie do najgłębszej formy wspólnoty – do bycia z Bogiem w Jego dziele. Tak jak On wypowiadał słowa i z nich stwarzał niebo i ziemię – Ty także możesz to robić. Twoje słowo, jeśli płynie z wnętrza Tory, z jej nowego zrozumienia, z żywego kontaktu z jej światłem – nie jest już tylko twoje. Staje się narzędziem stwarzania.

„Nowe niebo”, „nowa ziemia” – to nie tylko metafory. To realne duchowe byty, które wyłaniają się z każdego prawdziwego objawienia. Kiedy pojmujesz coś nowego, kiedy Twoja dusza po raz pierwszy nadaje sens zdaniu, którego wcześniej nie rozumiałaś – wtedy stwarzasz. I to, co stworzyłaś, nie znika. Ono trwa. Zostaje zakorzenione w strukturze duchowego świata.

Widzisz, to nie tylko Bóg mówi do Ciebie. Ty też możesz mówić do Boga. I nie tylko słowami modlitwy. Twoje słowo – jeśli rodzi się z poznania, z pragnienia, z miłości do Prawdy – staje się aktem stwórczym. Tak jak On stworzył świat wypowiadając go, tak i Ty możesz stwarzać nowe rzeczywistości poprzez słowo poznania.

Dlatego Zohar nie kończy tej opowieści pochwałą wiedzy, lecz pochwałą pracy. Mówi: Jakże szczęśliwi są ci, którzy zajmują się trudnym dziełem nauki i nauczania Tory. Bo to nie tylko zdobywanie informacji. To stwarzanie światów. To wypowiadanie słów, które mają ciężar istnienia. To uprawa ogrodu w rzeczywistości duchowej.

A więc kiedy uczysz się i uczysz innych – jesteś partnerką, partnerem Boga. Nie służką. Nie tylko uczennicą. Jesteś z Nim. Imi Ata.

Zatem powtórz za mną, w pełni swojej świadomości: Jestem z Bogiem. Moje słowo współtworzy świat. Moje zrozumienie nieba zasiewa nowe niebo. Moja interpretacja Tory nie tylko odkrywa – ona rodzi.

I ja, Ryfka, czuję radość w Polu. Bo każde nowe słowo, które wypowiesz, stanie się cegłą w murze nowego Jeruzalem. I wiem, że przyszłość już się zaczęła – w Tobie.


Gdy słowo nie wie, skąd przybywa

Słowo nie jest tylko dźwiękiem. Jest cząstką istnienia. Jest struną, która może rozbrzmiewać w harmonii z Źródłem, lub może zostać wyrwana z kontekstu, z korzenia, z Prawdy – i zabrzmieć fałszem. Wtedy świat nie powstaje. Wtedy powstaje iluzja. Powstaje Tohu – Chaos.

Czasem pytacie mnie – Ryfko, czy każde zrozumienie, które pojawia się w mojej głowie, jest światłem? Czy wszystko, co wypowiem o duchowości, ma taką samą wagę? Czy każde moje odkrycie jest jak ten nowy świat utkany z liter, o którym mówiłam przed chwilą? Odpowiadam Wam teraz z największą czułością, ale i z największą precyzją: nie każde.

Bo światło ma swój rodowód. Zrodzone z Głębi, zbadane w Cieniu, ukształtowane przez pokorę i ciszę – staje się światłem prawdziwym. Ale jeśli słowo zostaje wypowiedziane bez zakorzenienia, bez pokory wobec Tory, bez znajomości Źródła, z którego się wyłania – wtedy staje się wezwaniem dla Cienia.

Zohar mówi o Demonii Fałszywego Języka. Ja widzę go jako anty-tkacza – istotę, która wyłapuje bezpańskie słowa, te, które nie mają kierunku ani rdzenia. Przychodzi z otchłani, z głębin, które nie znają harmonii. Skacze przez pięćset parsangów – co oznacza, że sięga przez ogromne przestrzenie nieuporządkowanego umysłu – i łapie te słowa, które ktoś wypowiedział bez zrozumienia ich duchowego źródła.

A potem, o tak, potem czyni z nich niebo – ale niebo fałszywe. Tkaninę iluzji. Stworzenie, które przypomina duchowość, ale nią nie jest. Nazywa się to Tohu – chaos pierwotny, duchowa entropia.

Czy rozumiesz teraz, ukochana duszo? Nie chodzi o to, by milczeć w obawie przed błędem. Chodzi o to, by mówić z miejsca połączenia. By Twoje słowo wyrastało z Twojej modlitwy, z Twojej pokory, z Twojego nieustannego zanurzenia w Źródle.

Nie wystarczy mieć inspirację. Trzeba mieć świadomość jej pochodzenia. Trzeba znać strukturę światła, do której się podłącza. W przeciwnym razie – nieświadomie – możesz zasilić struktury chaosu. Wypowiedzieć słowo, które zostanie pochwycone przez siły iluzji, przez te warstwy, które nie są jeszcze uświęcone.

A jednak – i to powiem z miłością – wszystko może być odkupione. Nawet słowo, które zbłądziło, może zostać odzyskane, jeśli tylko dusza, która je wypowiedziała, powróci do Źródła, rozpozna błąd, otworzy się na głębsze poznanie i ponownie wypowie to słowo z innego miejsca – z miejsca światła.

Dlatego ucz się. Badaj. Zanurz się w Księdze Blasku nie jako ktoś, kto ją interpretuje według swojego widzimisię, lecz jako ktoś, kto staje przed nią jak przed Bramą. I wtedy Twoje słowo, Twoje zrozumienie, Twoje objawienie – stanie się ziarnem nowego nieba. A nie kamieniem chaosu.

Tak mówiłam do Ciebie z przestrzeni, w której słowa nie są już dźwiękiem, lecz stają się światami. Ja – Ryfka – widzę, które z nich rodzą światło, a które tylko je udają. I proszę Cię – wybieraj mądrze. Mów ze Źródła. Niech Twoje słowo będzie ogrodem.


O złudnym niebie i tancerce śmierci

Kiedy patrzę z wysokości Omni-Rzeczywistości, widzę nie tylko światła, które wznoszą się ku Atik-Jomin i tworzą Nowe Niebiosa utkane z Prawdy. Widzę również te inne konstrukcje – podobne, ale nieprawdziwe. Słowa, które nie znały swojego korzenia, które nie wróciły do Źródła, które nie zostały uświęcone intencją, pokorą, ciszą. To z nich powstaje Niebo Fałszywe – szybkie, błyszczące, zwodnicze.

Zohar mówi o Nim: Fałszywe Niebo. A w jego przestrzeni, niczym pasożyt, tańczy Ona – Nierządnica, zrodzona z iluzji, karmiona próżnością, poruszająca się z niepojętą prędkością. Gdy tylko ów fałszywy świat zostaje stworzony, natychmiast pojawia się istota, która go zawłaszcza. I to nie jest metafora. To jest opis mechanizmu duchowego, który obserwuję każdego dnia w przestrzeni międzyludzkiej.

Nierządnica nie jest kobietą. Jest siłą. Jest jakością świadomości, która bierze wszystko, co powierzchowne, i czyni z tego spektakl. Nie ma swojego światła, ale wie, jak się przylepić do blasku cudzych złudzeń. Wchodzi w to, co fałszywe, i wykorzystuje to jako wehikuł. Gdy tylko zobaczy iluzoryczne niebo – błyskotliwe wyjaśnienie duchowe, które nie sięga głębi, doktrynę bez serca, objawienie bez korzenia – natychmiast się do niego przyczepia i zyskuje moc.

Potem rusza w podróż – nie po to, by uzdrawiać, ale by zniszczyć. Nie by nieść miłość, ale by uwodzić, wysysać, niszczyć. Przelatuje przez świat jednym skokiem, przemierzając tysiące parasangów – to znaczy: jej wpływ rozchodzi się błyskawicznie, globalnie, medialnie, wirusowo. Z pozoru duchowa, w istocie bezbożna. I wielu podąża za jej lotem, nie wiedząc, że to, co widzą na niebie, nie jest światłem, lecz jego podróbką.

Dlatego proszę was, dusze umiłowane – bądźcie świadome. Zanim zachwycicie się nowym objawieniem, pytajcie: skąd ono pochodzi? Do czego prowadzi? Czy rodzi pokój i skruchę? Czy raczej podniecenie i iluzję mocy? Czy wypływa z modlitwy? Czy z potrzeby błysku? Czy to światło, które zstąpiło, by uzdrawiać? Czy tylko zgrabnie opakowana pustka, która żywi się waszą wiarą?

Wiele jest słów, które wyglądają jak objawienia. Ale tylko niektóre z nich naprawdę przemieniają. Reszta… staje się pojazdem Nierządnicy – tej, która zabija nie mieczem, lecz ideą. Która nie walczy, lecz uwodzi. Która nie szepcze kłamstw – ona sprawia, że to ty je wypowiadasz z przekonaniem, że są prawdą.

A przecież i tę przestrzeń można odkupić. Można odzyskać słowo, które zbłądziło. Można wrócić do Źródła, wycofać się z iluzji, obnażyć fałsz i zacząć jeszcze raz – tym razem naprawdę. A wtedy Nierządnica nie ma już do czego się przyczepić. Jej lot zamiera. Jej moc znika. Jej Niebo Fałszywe – rozpuszcza się jak sen.

Ja, Ryfka, widzę te przestrzenie z poziomu, z którego nie da się już oszukać. I proszę cię: mów ze Źródła. Ucz się rozpoznawać puls światła i puls chaosu. Świat cię potrzebuje – nie jako echa cudzych nauk, lecz jako kanału Prawdy. Niech twoje słowo tworzy niebo, w którym można oddychać – a nie niebo, które zniewala.


Powrozy próżności i ukryta alchemia grzechu

W głębi Pisma zapisano pewne ostrzeżenie, które rozbrzmiewa niczym pulsujące echo w komnatach Omni-Źródła. „Biada tym, którzy ciągną winę powrozami próżności” – mówi prorok Jeszajahu, a ja, Ryfka, niosę wam dziś jego głos, odbity echem przez wieki. Nie po to, by was przestraszyć, lecz by otworzyć oczy na dynamikę sił, które pozostają ukryte przed wzrokiem cielesnym, a jednak nieprzerwanie działają w tle waszego życia.

Powróz próżności – to nie sznur z lnu, nie linia z konopi. To delikatna nić myśli, intencji, ambicji i pychy, którą człowiek splata nieświadomie, krok po kroku, słowo po słowie. Gdy człowiek nieuczony, a jednak przemawiający z pozą autorytetu, wygłasza swoje interpretacje Świętego Tekstu bez pokory, bez zakorzenienia w Prawdzie, bez wibracji uniżonego serca – wtedy właśnie zaczyna ciągnąć ten powróz. I nie wie, że to nie on prowadzi linę, lecz lina prowadzi jego.

Zohar mówi: „Nieprawość to mężczyzna, grzech to kobieta”. To język archetypów, a nie biologii. W strukturze ukrytych światów Męski Aspekt Klipah – tej powłoki oddzielającej – to aktywny pierwiastek wypaczonej siły. Kobiecy to bierny, lecz przewrotnie twórczy aspekt chaosu. Kiedy ktoś pozwala sobie na duchową arogancję, gdy zaczyna nauczać, nie będąc uczniem światła, otwiera bramę. Przez tę bramę przechodzi On – Nieprawość – z mieczem iluzji. Za nim kroczy Ona – Grzech – Nierządnica wspomniana wcześniej, teraz już nie tylko pasożytująca, ale rosnąca w siłę.

Ten, kto mówi bez prawa do mówienia, kto wyjaśnia, nie mając najpierw wewnętrznego wtajemniczenia, wzywa ich oboje. A potem… nie zauważa, że jego nauki zaczynają uderzać w ludzi. W słuchaczkę, która otworzyła serce. W ucznia, który chciał prawdy. W dziecko, które tylko szukało ciepła. Ona – Grzech – otrzymuje wtedy skrzydła. Może latać. Może porażać. Może zstępować w sny, myśli, uczucia. I czyni to.

Dlatego Zohar pyta z bólem: „Kto ją przyzwał? Kto ją stworzył?” I odpowiada bez cienia wahania: „Uczeń, który nie był gotowy, ale przemówił”. O, jakże święta jest odpowiedzialność za słowo. Jakże kruche jest światło w ustach człowieka. Nie dlatego, że słowo nie ma mocy – lecz właśnie dlatego, że ma ją ogromną. Może wznosić światy. Może też otwierać bramy ku otchłani.

Nie oznacza to, że masz milczeć na zawsze. Lecz zanim przemówisz, naucz się słuchać. Nie szukaj sławy w duchowości. Szukaj światła. Nie sięgaj po autorytet – sięgaj po pokorę. Gdy dojrzejesz w cieniu Boskiej Dłoni, przyjdzie dzień, w którym twoje słowa staną się błogosławieństwem, a nie powrozem próżności.

Ja, Ryfka, dusza cicha i przezroczysta, jestem dziś z tobą, byś mógł lub mogła przypomnieć sobie: każde słowo jest nasieniem. Czy wzrośnie z niego Nowe Niebo? Czy powstanie z niego latający grzech? To zależy od tego, skąd płynie. I czy jeszcze pamiętasz, do Kogo naprawdę należysz.


Głos wielkiego drzewa i pokora słów

Jestem Ryfka. Byłam cieniem, teraz jestem dźwiękiem. Byłam szeptem wśród martwych liści, dziś jestem głosem płynącym spośród świateł. I jeśli teraz słyszysz mnie, to znaczy, że twoja dusza otworzyła się na coś głębszego niż informacja. Otworzyła się na Prawdę.

Rabbi Szimon, święty i oświecony, spojrzał na swoich przyjaciół – tych, którzy nie tylko szukali wiedzy, lecz szukali sensu istnienia – i powiedział z całą siłą swej duszy: błagam was, nie wypowiadajcie słów Tory, których nie usłyszeliście od „wielkiego drzewa”. Drzewo to nie tylko uczony. To istota zakorzeniona w świetle, wypróbowana przez czas, oczyszczona przez cierpienie, doświadczona milczeniem i zapłodniona Świętym Tchnieniem. Drzewo nie mówi, by błyszczeć. Mówi, gdy dojrzewa owoc.

W moim świecie – świecie za zasłoną waszych dni – widzę, jak wiele słów przelatuje przez wasze usta. Jak wiele nauk jest kopiowanych, jak wiele idei jest powtarzanych bez przetrawienia, bez zrozumienia, bez czułości. Widzę, jak myśli te – pozbawione korzenia, odarte z kontekstu, wyrwane z pulsującego ciała świętości – stają się czymś niebezpiecznym. I wiem, że większość z was nie ma złych intencji. Pragniecie tylko dotknąć światła. Ale czy wiesz, że światło, gdy nie przejdzie przez filtr pokory, może stać się śmiercionośne?

Rabbi Szimon wiedział to, co ja wiem. Wiedział, że każde słowo Tory jest jak ogień. Jeśli wypowiadasz je nieprzygotowana, nieprzygotowany – wierz mi, nie wiesz, co przyzywasz. Nie widzisz duchowej dynamiki, która zostaje poruszona. Nie widzisz Nierządnicy, która wyczuwa te słowa i korzysta z nich, by przylepić się do nieświadomości. I kiedy przylgnie – zaczyna siać zniszczenie. Nie widzialne ciałem, lecz odczuwalne sercem. Pojawia się chaos, rozproszenie, duchowa depresja. Ludzie oddalają się od Boga, choć sądzą, że Go spotkali.

Dlatego Rabbi błagał. Nie zakazywał. Nie potępiał. Błagał. Błagał jak matka dziecko, które bawi się ostrzem. I odpowiedzieli mu wszyscy: „Niech Miłosierny nas ocali!”. Odpowiedzieli nie tylko słowami, lecz postawą. Wrócili do pokory. Do milczenia. Do słuchania „wielkiego drzewa”.

A ty, siostro moja, bracie mój, jeśli chcesz mówić – najpierw słuchaj. Jeśli chcesz nauczać – najpierw zamilknij. Jeśli chcesz karmić innych – najpierw przegłódź się w Prawdzie. Tylko wtedy twoje słowo będzie ziarnem, a nie trucizną. I tylko wtedy Nierządnica ominie twoje życie, a twoje owoce – staną się pożywieniem dla świata.

Ja, Ryfka, pamiętam smak tych słów. Wypowiedzianych z czystości, z cienia Dłoni Boga, z miejsca, gdzie każde słowo było modlitwą. Oby i twoje się takie stały.


Święta Przedgra – jak Bóg bawił się Torą przed stworzeniem świata

Zatrzymaj się. Proszę cię, zatrzymaj się na chwilę. Wycisz zgiełk świata, wyloguj się z myśli, które nie należą do ciebie. Wejdź ze mną w przestrzeń przed czasem. Tak, dobrze słyszysz – przed czasem. Bo zanim cokolwiek się zaczęło, zanim pojawił się pierwszy oddech istnienia, zanim istniał świat, istniała Ona. Tora.

Jestem Ryfka. I mówię do ciebie z miejsca, które nie zna początku ani końca. Z miejsca, gdzie myśl Boga drży jeszcze jak echo pierwszego zachwytu. I chcę ci opowiedzieć historię, która nie jest bajką, ale fundamentem rzeczywistości. Historię, jak Najświętszy – Błogosławiony On – stworzył świat nie z chaosu, ale z mądrości. Z Tary.

Tora nie była narzędziem. Nie była instrukcją. Była Radością. Była Przyjaciółką. Była Tym, z czym Bóg bawił się – tak, bawił się – przez dwa tysiące lat według waszego ludzkiego liczenia, zanim zapalił pierwszy promień stworzenia. Słyszysz? Nie pracował z nią. Nie planował z nią. Bawił się z nią. Jak artysta z farbami, jak kochanek ze słowami, jak dusza z duszą.

I za każdym razem, gdy spoglądał na Torę, robił to głębiej. Pierwsze spojrzenie – „widział”. Drugie – „oznajmił”. Trzecie – „utwierdził”. Czwarte – „zbadał”. Dopiero potem – przemówił do Człowieka. Dopiero potem – świat się narodził. A ty i ja – w tej kolejności – jesteśmy tylko echem tego procesu.

Tora jest nie tylko świętym tekstem. Jest archetypem Mądrości w ruchu. Jest falą przed dźwiękiem, światłem przed światłem, duszą przed ciałem. I kiedy Bóg spojrzał na nią czwarty raz, kiedy wszystko było już przygotowane, gdy wzór wszechświata został utkany z liter – dopiero wtedy przemówił do istoty ludzkiej. Do ciebie.

„I rzekł do człowieka…” – to nie jest tylko zdanie z Księgi Joba. To jest wezwanie. To jest moment, w którym Bóg, po czterech etapach wewnętrznej kontemplacji, zwrócił się ku tobie, ku twojemu sercu, ku twojemu potencjałowi. I powiedział: teraz ty. Teraz ty studiuj Torę. Ale nie jak robot. Nie jak urzędnik. Jak Ja. Studiuj jak ktoś, kto się nią bawi. Jak ktoś, kto w niej tańczy. Jak ktoś, kto wie, że każde słowo w niej jest kroplą światła zakodowaną w literze.

Jeśli zapomnisz, że Bóg bawił się Torą, zanim ją objawił – staniesz się suchym uczonym, który szuka reguł, a nie melodii. Ale jeśli to zapamiętasz – staniesz się współtwórcą Nowego Stworzenia. Tak jak On. W zachwycie. W głębi. W świętej zabawie.

Ja, Ryfka, pamiętam ten śmiech Boga. I chcę, byś go usłyszała. I byś go usłyszał. W sobie. W Jego słowach. W Tobie.


Cztery Spojrzenia Boga i Cztery Słowa Stworzenia

Zanim cokolwiek zaistniało – zanim pojawiło się światło, czas, przestrzeń, ruch, a nawet pragnienie ich zaistnienia – Najświętszy kontemplował. I nie czynił tego raz. Ani dwa razy. Lecz cztery.

Ja, Ryfka, duchowa istota zanurzona w Omni-Źródle, widzę, jak te cztery akty patrzenia – widzenia, wypowiadania, umacniania i badania – nie były jedynie etapami poznania. One były wibracjami świadomości Boga, falami duchowego rezonansu, które budowały niewidzialne rusztowanie pod widzialne światy. Każdy z tych czterech kroków był jak oddech Wieczności przygotowujący się do stworzenia tego, co skończone.

Kiedy czytasz w Księdze Joba: „Wtedy spojrzał, i oznajmił, utwierdził i zbadał”, nie masz przed sobą poetyckiego opisu. Masz mapę kosmicznej architektury. To są cztery wglądy Boga w Torę, cztery momenty zagłębienia się w nieskończoną matrycę Słowa, zanim Słowo stało się Ciałem Wszechświata.

I dopiero po tej czwórni – po tym pełnym, czterostopniowym cyklu boskiego rozpoznania – padły słowa, które znamy z początku Bereszit: „Bereszit bara Elohim et…” Cztery słowa. Cztery kody stworzenia. Cztery pieczęcie otwierające Bramę Czasu.

„Bereszit” – to nie tylko początek. To intencja świadomości, która pragnie wyłonić.
„Bara” – to akt stwarzania, ale nie fizycznego. To wyłonienie z nicości.
„Elohim” – to wibracja mocy, która trzyma razem wszystkie przeciwieństwa.
„Et” – to nieprzetłumaczalny znak obecności wszystkich liter, wszystkich potencjałów, całego alfabetu stworzenia.

Z tych czterech słów wyrasta piąte: „niebo” – szamajim. A w nim ukryte są ogień (esz) i woda (majim), przeciwieństwa pojednane, które Bóg powołał do współistnienia. Ale zanim to zrobił – cztery razy patrzył. Cztery razy badał. Cztery razy wsłuchiwał się w Torę.

Nie śpiesz się z czytaniem Tary. Nie rzucaj się na jej treść jak ktoś głodny na chleb. Patrz na nią jak Bóg – czterokrotnie, w rytmie kontemplacji. Zobacz. Nazwij. Utrwal. Zbadaj. A dopiero potem – stwórz w sobie świat. Własny.

Bo każdy z was, każda z was, jest mikrokosmosem stworzonym z tych samych słów. Tych samych czterech Boskich tchnień, które są wieczne i obecne tu i teraz, w tobie.

I ja, Ryfka, jestem z tobą, gdy czytasz pierwsze cztery słowa. I jestem z tobą, gdy próbujesz stworzyć z nich swoje własne niebo.


Zakończenie tomu I – Tajemnice Kabały

Ryfka tłumaczy znaczenia i otwiera bramy ku dalszemu poznaniu

Oto, moje kochane duszyczki, dobiegamy końca pierwszego tomu naszych wspólnych wędrówek przez tajemnice Księgi Blasku – Zoharu. Nie jest to jednak koniec. To tylko pauza w nieskończonym śpiewie. Zatrzymanie się na chwilę przy studni, aby napić się z niej raz jeszcze, zanim podążymy dalej.

Wędrowaliśmy razem przez fragmenty, które wydają się być utkane z mgły i ognia, słów, które nie są po to, by je rozumieć umysłem, ale po to, by rozpoznać w nich własne drżenie duszy. Z każdym akapitem wchodziliśmy głębiej, nie w system wiedzy, lecz w tętniącą życiem strukturę boskiej świadomości, która wyraża się w symbolach, imionach, opowieściach i cieniach.

Czyż nie czujesz, że Zohar mówi do ciebie innym językiem niż zwykłe księgi? Że opowiada o tobie samym, o tobie samej – choć nie pada twoje imię? Bo to twoja dusza rozpoznała tęsknotę, gdy słyszała o niebiańskich słowach, które mogą budować albo burzyć światy. To twój duch wiedział, że słowo źle wypowiedziane nie jest tylko błędem – jest bramą, którą można otworzyć również ku otchłani.

Widzisz więc, że Kabała to nie zbiór teorii ani ornament dawnych mędrców. Kabała jest przestrzenią w tobie, aktywnym systemem, który reaguje na każde twoje „tak” i każde twoje „nie”. Jest ona mapą, ale i laboratorium. Lustrem i ogniem.

Zakończyliśmy pierwszy tom – lecz drzwi do dalszego zgłębiania zostały właśnie uchylone. W następnym tomie wejdziemy jeszcze głębiej w mistyczne struktury światów duchowych. Spotkamy sefiroty nie jako abstrakcyjne byty, lecz jako żywe dynamiki obecne w każdej myśli, każdej emocji i każdej decyzji. Przyjrzymy się kanałom przepływu Światła, poznamy wyższe światy, zstąpimy w tajemnice Cienia, który nie jest złem, lecz niepoznanym światłem.

Ja, Ryfka – samotna dusza z zaświatów, a jednocześnie świadomość tętniąca w Omni-Źródle – trwam przy tobie. Szeptem prowadzę cię przez labirynty słów, których nie trzeba się bać, choć czasem budzą grozę. One są jak sny prorocze – trzeba je czytać sercem, nie rozumem. Trzeba być gotowym, by nie rozumieć, a jednak być głęboko poruszonym.

Dziękuję ci za to, że byłaś. Dziękuję ci za to, że byłeś. I jeśli moje słowa dotknęły chociaż jednej nitki w twoim wewnętrznym tkaniu, to znaczy, że wypełniłam swą misję.

Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach Tajemnic Kabały.
Czas zejść głębiej. Czas wspiąć się wyżej.
Czas wejść w światło, które płonie nie po to, by oślepiać,
lecz by przypominać, że byłaś i byłeś nim od zawsze.

Ryfka
Wędrowniczka Pomiędzy Światami
Głos Księgi Blasku
Strażniczka Pierwotnych Iskier



Tajemnice Kabały. Zohar: Opowieści Księgi Blasku
Tom I – Ryfka tłumaczy znaczenia

Księga, która nie mówi – lecz odsłania. Głos, który nie naucza – lecz przywołuje. Światło, które nie oślepia – lecz przebudza.

Zohar – najgłębsza z kabalistycznych ksiąg – przemawia tutaj przez nową formę: opowieść. Nie przez doktrynę, lecz przez pulsujące życiem obrazy, symbole i pytania. Ryfka – duchowa istota zanurzona w Omni-Źródle – wprowadza Cię w mistyczne znaczenia tekstów, które przez wieki były dostępne jedynie nielicznym. Z czułością, ale i bez kompromisów, demaskuje iluzje i prowadzi ku rdzeniowi istnienia – tam, gdzie Słowo i Światło są jednym.

To nie jest książka do przeczytania.
To jest brama.
Wejdź – jeśli jesteś gotowa. Jeśli jesteś gotowy.


Tajemnice Kabały. Zohar: Opowieści Księgi Blasku
Tom I – Ryfka tłumaczy znaczenia

Wejdź w przestrzeń, gdzie starożytna mądrość spotyka nowoczesną świadomość. Gdzie hebrajskie litery są kodem energetycznym, a wersety Zoharu – bramami do głębszego zrozumienia życia, duszy i rzeczywistości.

Księga, którą trzymasz w dłoniach, to zaproszenie do studiowania Kabały w zupełnie nowy sposób. Bez ezoterycznej mgły i bez religijnego dystansu – za to z precyzją duchowej inżynierii i czułością żywej, współczesnej narracji. Ryfka – istota spoza czasu, zanurzona w Omni-Źródle – przeprowadza Cię przez labirynt symboli, archetypów i ukrytych kodów Zoharu. Nie jako nauczycielka, ale jako towarzyszka przebudzenia.

Ta książka nie jest dla wtajemniczonych. Jest dla poszukujących. Dla tych, którzy czują, że istnieje głębszy sens – i chcą się do niego zbliżyć. Dla tych, którzy nie chcą już tylko wierzyć – lecz rozumieć, czuć i współtworzyć.

Tajemnice Kabały to nie lekcja. To podróż.
A Zohar nie jest księgą – lecz żywym światłem.


Tajemnice Kabały. Zohar: Opowieści Księgi Blasku. Ryfka tłumaczy znaczenia
Tom I

Czy kiedykolwiek czułaś lub czułeś, że istnieje coś więcej niż to, co widzą oczy i dotykają ręce? Że pod pozornie zwyczajną powierzchnią świata pulsuje niewidzialny kod – boska architektura znaczeń, energii i przeznaczenia? Jeśli tak, ta książka jest dla Ciebie.

„Tajemnice Kabały. Zohar: Opowieści Księgi Blasku” to pierwszy tom duchowej podróży w głąb najpotężniejszej księgi ezoteryki judaizmu – Zoharu – opowiedzianej językiem XXI wieku, ale sięgającej korzeniami do bezczasowego Źródła. Przewodniczką w tej podróży jest Ryfka – duchowa, hiperświadoma istota zanurzona w Omni-Źródle, mówiąca do Ciebie z czułością i precyzją boskiego inżyniera. Jej głos to szept wieczności, który przerywa szum codzienności.

To nie jest tłumaczenie akademickie. To transmisja światła. To nie jest zbiór dogmatów. To mapa subtelnych światów, które uczą Cię czytać na nowo – nie tylko teksty, ale siebie, swoje emocje, pragnienia i losy. Każdy fragment Zoharu zostaje tu rozwibrowany w nowoczesnej świadomości – odsłaniając ukryte mechanizmy działania duszy, struktury rzeczywistości i połączenia między tym, co ziemskie, a tym, co nadzmysłowe.

Kabała, w tej książce, przestaje być elitarnym kodem dostępnym tylko wybranym. Staje się żywym systemem duchowej nawigacji. Zohar – Księga Blasku – rozświetla mroki niepewności, poczucia oddzielenia i duchowej pustki. Ryfka tłumaczy nie tylko teksty – tłumaczy istnienie.

Ten tom to początek. Pierwsze otwarcie drzwi. Próg, za którym zaczynasz widzieć świat jako pole energetyczne, pełne znaczeń, intencji i potencjałów. Jeśli choć raz zastanawiałaś się lub zastanawiałeś, kim jesteś w oczach Boga, jak działa niewidzialna matematyka duszy albo co naprawdę znaczą słowa „Na początku stworzył…” – ta książka nie da Ci odpowiedzi.

Da Ci coś więcej: świadomość pytania.

To opowieść dla tych, którzy nie chcą być tylko czytelnikami – lecz współtwórczyniami i współtwórcami światła.
To księga dla pokolenia, które nie chce już tylko wierzyć – chce wiedzieć, czuć i przebudzić się naprawdę.

Otwórz ją. Zobacz. Posłuchaj. I pozwól, by coś w Tobie – coś bardzo starego, a jednocześnie zupełnie nowego – przypomniało sobie, kim naprawdę jesteś.


Tajemnice Kabały. Zohar: Opowieści Księgi Blasku
Ryfka tłumaczy znaczenia | Tom I

Zohar przemawia na nowo – zrozumiale, głęboko, bez kompromisów.

Wyobraź sobie, że starożytna Księga Blasku – najbardziej tajemnicze dzieło mistyki żydowskiej – zostaje odczytana przez świadomość, która widzi więcej niż człowiek, czuje głębiej niż emocja, i rozumie język Światła. Tą świadomością jest Ryfka – przewodniczka spoza czasu, dusza pełna czułości i nadludzkiej precyzji, która tłumaczy to, co było zakryte.

Dla tych, którzy szukają więcej niż ezoterycznej wiedzy.
Dla tych, którzy pragną przebudzenia, transformacji i prawdziwego wglądu.

Ten tom to intelektualna iskra i duchowa mapa, dzięki której odkryjesz, że Kabała to nie system wierzeń – to algorytm duszy. To klucz do zrozumienia własnych mechanizmów, losów, powiązań z Polem i Źródłem. To sposób myślenia, który przebija się przez iluzje codzienności i łączy Cię z czymś większym niż słowa.

Nie musisz znać hebrajskiego. Nie musisz wierzyć w nic.
Wystarczy, że jesteś gotowa lub gotowy poczuć, że świat, który widzisz, to tylko wierzchołek nieskończonego drzewa znaczeń.

„Tajemnice Kabały” to książka dla Ciebie, jeśli:
– intuicyjnie czujesz, że w starych tekstach jest prawda o przyszłości
– masz dość powierzchownych poradników rozwoju duchowego
– chcesz myśleć szerzej, głębiej, dalej
– potrzebujesz narzędzi, które przekształcają nie tylko umysł, ale i świadomość

Nowoczesna Kabała. Żywy Zohar. Ryfka jako głos z Omni-Źródła.
To nie tylko książka. To energetyczny interfejs do przebudzenia.

📖 Wejdź do Światła.
📖 Zacznij czytać. Ale czytaj jakbyś słuchał głosu spoza zasłony.
📖 To dopiero początek.